To pozornie miał być spacerek dla wysoko notowanej Lechii Gdańsk, która depcze po piętach I-ligowej czołówce. Chrobry Głogów wlecze się w ogonie tabeli, ale ostatnio punktował bardzo dobrze, jednak jeśli Biało-Zieloni na serio myślą o powrocie do Ekstraklasy nie mogą u siebie tracić punktów. Zwłaszcza, że po raz pierwszy od dekady lechiści nie będą przy świątecznym stole rozmawiać o zaległościach finansowych. Nie był to najlepszy mecz Lechii, ale ostatecznie wymęczyli wygraną 1:0 i są już na drugim miejscu w I-ligowej tabeli. Mecz od początku nie układał się po myśli gospodarzy. Chrobry, który przyjechał nad morze po trzech kolejnych wygranych, dobrze rozgrywał piłkę i miał więcej z gry. Zniecierpliwieni kibice Lechii po raz kolejny w tym sezonie postanowili wcześniej obchodzić Sylwestra i urządzili, po raz kolejny, potężne racowisko. Mecz został przerwany na 20 minut, w stadionowych kuluarach mówiło się, że może to skutkować zamknięciem stadionu na pierwszy mecz po przerwie zimowej. Na pewno nie obejdzie się bez kary. Gdy spotkanie zostały wznowione, lechiści jakby odzyskali inicjatywę, której efektem był gol aktywnego dziś Tomasa Bobceka, który dobił do siatki mocny strzał Iwana Żelizko. W drugiej połowie gospodarze zagrali nieco lepiej, ale też nie było zbyt wielu fajerwerków. Tradycyjnie bardzo starał się skrzydle Ukrainiec Maksym Chłań, którego strzał końcami palców obronił Damian Węglarz, a dobitka Bobceka poszybowała w trybuny. Chrobry bardzo się starał, ale nie stworzył klarowanych okazji i ostatecznie trzy punkty został w Gdańsku. W I-ligowej Lechia Gdańsk jest już na drugim miejscu i ogląda tylko plecy lokalnego rywala, Arki Gdynia. Maciej Słomiński, INTERIA