Mecz 4. kolejki Piast Gliwice - Wisła miał niesamowity przebieg. Do przerwy płocczanie przegrywali 1:3, a w 66. min. czerwoną kartkę za faul ujrzał Dominik Furman. Wydawało się, że zespół nie poradzi sobie w tej sytuacji, a jednak stało się inaczej. W 75. min. na murawę wszedł Damian Warchoł i od razu w pierwszej akcji zdobył kontaktowego gola, a cztery minuty później doprowadził do remisu 3:3. Wisła była o krok od zdobycia punktu, ale w 88. min. Jakub Czerwiński ustalił wynik pojedynku na 4:3 dla Piasta i to gliwiczanie cieszyli się z kompletu punktów. Trener Maciej Bartoszek nie ukrywa, że przez całą pierwszą połowę czuł duże zdenerwowanie i, jak to określił, w pewnym sensie rozczarowanie całą drużyną. "Za tę pierwszą połowę nie pozostaje nam nic innego, jak przeprosić kibiców. Analiza meczu pokazała dodatkowo zupełnie inne problemy, o których sobie z zespołem porozmawialiśmy. Przeanalizowany został cały pojedynek, bo z drugiej połowy też trzeba było wyciągnąć wnioski" - stwierdził szkoleniowiec. I rozwinął myśl. "Pierwsza rzecz, najważniejsza, widoczna w pierwszej połowie, to zostawianie przeciwnikowi zbyt dużo miejsca. Nie było doskoku do rywala, nie było odpowiedniej determinacji, agresji, kilku zawodników momentami było nie do końca na boisku, byli wręcz nieobecni. Powiedzieliśmy sobie o tym wszystkim, bo to nie przystoi drużynie takiej jak Wisła. To były główne zarzuty, ale analizowaliśmy spotkanie także pod kątem taktycznym, budowania naszych akcji i ich finalizowania, także pod kątem gry w defensywie, która w tym meczu słabo wyglądała" - wypunktował błędy swoich podopiecznych trener. Na pytanie o atmosferę w szatni, która mogła mieć wpływ na to, co działo się na murawie, trener zapewnił, że jest dobra. "Nie zgodzę się z oceną, że zawodnicy się nie rozumieją. Strzeliliśmy dwie bramki po stałych fragmentach, jedną z ataku pozycyjnego. Jeżeli tego typu akcje udaje się przeprowadzić, gdy potrafiliśmy zorganizować kilka kolejnych składnych zagrań, przechodząc z ofensywy do defensywy i to na jeden kontakt, to trudno powiedzieć, że zawodnicy się nie rozumieją. Ja należę do takich osób, które bezpośrednio mówią zespołowi co jest źle, a co dobrze i zamykam sprawę. Wszystko zerujemy i na drugi dzień pracujemy od nowa" - wyjaśniał szkoleniowiec. Zapewnił także, że w piątek na mecz z Zagłębiem Lubin wyjdzie drużyna, która będzie miała przed sobą jeden cel. "Wszystko jest już ustalone, nie znamy tylko wyniku pojedynku. Ale liczę na to, że zespół zacznie z powrotem pokazywać charakter, wolę walki, że z odpowiednim nastawieniem wyjdzie na mecz, na całe 90 minut, a nie tak jak było w pojedynku z Piastem, że na pierwszą połowę nie dojechaliśmy, a w drugiej robiliśmy wszystko żeby się podnieść, ale było już trochę za późno. Liczę, że od samego początku zespół będzie zdeterminowany, by przed własną publicznością pokazać się z jak najlepszej strony" - zapewnił Maciej Bartoszek. Nie oznacza to jednak, że faworytem piątkowego spotkania ligowego będzie Wisła. "Przed każdym meczem u siebie faworytem powinniśmy być my i nie ma dwóch zdań. Z jednej strony może to być wskazanie, ale z drugiej wiem, jakimi prawami rządzi się piłka i sport. Musimy zrobić wszystko, by chociaż zmazać plamę przed naszymi kibicami za pierwszą połowę spotkania z Piastem" - zapowiedział trener Bartoszek. Mecz Wisła Płock - Zagłębie Lubin (piątek, godz. 20) rozpocznie 5. kolejkę rozgrywek ekstraklasy. marc/ sab/