Były dyrektor sportowy Wisły Grzegorz Mielcarski uznał, że Lechia prezentowała się tak, jakby z trenerem Kaczmarkiem pracowała od dawna, a nie od kilku dni. - Lechia potrafiła się ustawić pod Wisłę i po odbiorze piłki strzelić jej gola. Wisła jeszcze przed przerwą dostała drugiego "gonga". Potrafiła jednak udźwignąć ciężar, udźwignął go przede wszystkim Frydrych - podkreśla. Pan Grzegorz wychwalał także stopera Serafina Szotę. - Dobrze wprowadzał piłkę, strzelał na bramkę, ale to Frydrych w końcówce wziął ciężar gry na siebie. Jego pierwszy gol był przepiękny, żaden napastnik by się nie powstydził takiej bramki. To dla mnie bramka kolejki, kto wie, czy nie znajdzie się w top pięć, jeśli chodzi o bramkę sezonu - zapowiada Mielcarski. - W Wiśle podobają mi się młodzieżowcy, a także Hugi, który wniósł jakość do jej gry - akcentuje ekspert. Ciekawe uwagi miał też pod adresem Jana Klimenta, który zagrał na lewej flance. - Moim zdaniem to nie jest pozycja dla niego. On potrafi się utrzymać przy piłce, ale nie wygra pojedynku, nie stworzy przewagi, a to dla Forbesa i dla innych wiślaków w "szesnastce" jest bardzo ważne. Ogólnie spotkanie pokazało, że poziom w Ekstraklasie się podnosi, choć nadal są mankamenty i jest nad czym pracować - dowodzi pan Grzegorz. W meczu z Legia Wisła pokonała ponad 118 km, w spotkaniu z Lechią nieco - 111.6 km, wobec 109.98 km Lechii. - Dzięki wybieganiu gra Wisły była intensywna. Brawa też dla Lechii, która była mądrze ustawiona. W ekipie "Białej Gwiazdy" jest wyczuwalna chemia między trenerem Gulą a drużyną. To dobrze wróży przed następnymi meczami - uważa Grzegorz Mielcarski. MiBi