Przez 36 lat kariery trenerskiej popularny Franz nieraz był w takich opałach, w jakich znalazł się teraz szkoleniowiec "Białej Gwiazdy", gdzie co byś nie zrobił, jakiego składu nie wymyślił, to drużyna przegra mecz, albo "weźmie w łeb", jak ująłby to Smuda. W podobny dołek wpadła mu ... Wisła, przy trzecim do niej podejściu, na wiosnę 2014 r. W lutym "Biała Gwiazda" wygrała 3-1 derby z Cracovią, by później wpaść w kryzys: osiem meczów z rzędu bez zwycięstwa, z dwoma tylko remisami. Borykająca się z kłopotami finansowymi drużyna przetrwała słabe momenty i w końcu rozbiła 5-0 Pogoń. Finiszowała na piątym miejscu w lidze. Teraz podobną drogę przez mękę z wiślakami przechodzi Stolarczyk. Wyczekiwanie na wygraną trwa od końca sierpnia, a sam szkoleniowiec liczbę kontuzjowanych w ostatnim okresie piłkarzy z chęcią zamieniłby na taką samą cyfrę, tyle że oznaczającą strzelone bramki. Co bardziej niecierpliwi kibice domagają się głowy trenera Gdy zapytaliśmy trenera Smudę o to, jak by postąpił z Maciejem Stolarczykiem, gdyby i w meczu z Arką nie udało mu się zapunktować, Franz zamyślił się na chwilę, analizując wszelkie "za" i "przeciw", po czym odrzekł: - Nie zwolniłbym Maćka. Tu nie trener jest problemem - powiedział zdecydowanie. Jak były selekcjoner argumentuje swoje zdanie? - Po pierwsze, w kasie się nie przelewa, więc raczej nie ma pieniędzy na zatrudnienie jakiegoś cudotwórcy, choć nie wiem czy taki istnieje. Nawet trzech Mourinho mogłoby tu nie pomóc. Tu trzeba szukać piłkarzy, a nie trenerów - mówi obrazowo Franciszek Smuda. - Z tym materiałem ludzkim, jaki jest w szatni Wisły Maciek Stolarczyk poradzi sobie najlepiej, on będzie wiedział jak zareagować - przekonuje. Dziś o godz. 20 Wisła zmierzy się przy Reymonta z Arką, która ma również wielki apetyt na punkty ligowe. Obie ekipy są w strefie spadkowej. Różnie je jedno - gdynianie na wygraną czekają od 21 września, a nie 31 sierpnia jak "Białą Gwiazda". Zobacz szczegóły z Ekstraklasy MiBi