Ten gigantyczny kryzys oznacza widmo rychłego bankructwa spółki. "Białą Gwiazdę" w długach - na kwotę 12 mln zł - zostawiła jeszcze Tele-Fonika, która naraziła swą reputację na szwank, oddając klub w ręce Jakuba Meresińskiego, określając go wiarygodnym inwestorem. Chocholi taniec Meresińskiego trwał miesiąc, po nim klub przejęło TS Wisła, a szefową obu organizacji jest do dzisiaj Marzena Sarapata i to do niej może przylgnąć niechlubne miano grabarza Wisły. Prognoza finansowa nietrafiona o 28 mln zł Co się stało, że dług tak bardzo urósł przez te dwa i pół roku, mimo sprzedania za ok. 15 mln zł trójki piłkarzy, jacy zostali po erze Bogusława Cupiała? Patrząc na wydatki, Sarapata i jej ludzie postępowali jak Real Madryt, a nie przedsiębiorstwo, które próbuje uratować się przed upadkiem. Także prognoza finansowa na ten rok Wisły była wzięta chyba z sufitu, skoro klub zakładał 30 mln zł wpływów z transferów, a udało się zyskać jedynie 450 tys. euro ze sprzedaży Carlitosa i ok. 50 tys. zł z wypożyczenia do Spartaka Trnava Patryka Małeckiego. Zatem różnica między prognozą a wpływem to prawie 28 mln zł! Już rok temu Sarapata i jej ludzie zaczęli wbijać gwoździe do trumny Wisły. Pierwszym było zerwanie kontraktu z Kiko Ramirezem, co nastąpiło 10 grudnia 2017 r., i zastąpienie go Joanem Carillo. Pracował jeden, ale trzeba było utrzymywać obu, co kosztowało miesięcznie blisko ćwierć miliona złotych! Co więcej, Ramirez został zwolniony po 19. kolejce, gdy zespół był na ósmym miejscu, co gwarantowało Hiszpanowi automatyczne przedłużenie kontraktu o kolejny sezon. Zarząd musiał wiedzieć o tym zapisie w kontrakcie z Kiko. Wystarczyło, aby Sarapata poczekała ze zmianą trenera do momentu, w którym ekipa spadnie na 9. lokatę, a przewaga nad Wisłą Płock wynosiła tylko dwa "oczka". Wówczas klub uniknąłby płacenia sporego odszkodowania Ramirezowi. Wisła mogła sobie darować także utrzymywanie kadry złożonej z ponad 30 piłkarzy, tym bardziej, że nie miała zespołu rezerw. Ze Manuel, Victor Perez, Denys Bałaniuk, Fran Velez - słuch po nich zaginął, a rachunki trzeba płacić. Krążą też legendy o pieniądzach zmarnowanych na doradztwo transferowe czy prowizje. - W Wiśle ukrywano wszystkie złe rzeczy. Wyprowadzano pieniądze z klubu nie wiadomo gdzie. Na różne konta, tylko nie tam, gdzie potrzeba. Trudno mi uwierzyć w to, że to był przypadek lub nieudolność. To czysta premedytacja i chęć zarobienia kasy bez wysiłku - skomentował na antenie Weszło FM wiślacką stajnię Augiasza Andrzej Iwan, były piłkarz i trener Wisły. Czy to przez takie anormalne zjawiska z przejęcia klubu zrezygnowali krakowscy biznesmeni: Wojciech Kwiecień, Wiesław Włodarski, a wcześniej Rafał Ziętek? Plany były piękne - Kuba i Peszko na skrzydłach! Dobry znajomy Iwana, którym jest Kwiecień chciał pomóc "Białej Gwieździe". Plany były poważne - spłata zadłużenia wobec piłkarzy, które sięga czterech milionów złotych. Wzmocnienie składu. Na wiosnę, na skrzydłach mieli straszyć rywali Jakub Błaszczykowski ze Sławomirem Peszką. Kuba deklarował powrót i grę za darmo, o ile Wisła nie straci składu. Peszkę planowano sprowadzić z Lechii, gdzie został odstawiony na bocznicę. Po sobotnim meczu z Jagiellonią piłkarze i trenerzy Wisły usłyszeli obietnicę od Kwietnia, że do dzisiaj dostaną część zaległych wypłat. W poniedziałek zaczął się w klubie audyt, w wyniku którego biznesmeni wycofali się z przejęcia akcji klubu i piłkarze znowu zostali na lodzie.Dziś wszystko wskazuje na to, że Wisła straci i skład, i licencję, czyli byt w zawodowej piłce. Po raz pierwszy od września 1906 r., gdy została założona. - W mojej ocenie, pan prezes Cupiał, czy stowarzyszenie TS Wisła mieli szansę na restrukturyzowanie spółki, ale dwa lata temu, gdy rozjazd w przychodach i kosztach nie był aż tak duży. Dziś już mało kogo stać na akcję ratunkową, bo pokrycie tylko bieżących zobowiązań to wydatek rzędu kilkudziesięciu milionów złotych - powiedział nam mecenas Jacek Masiota, który analizował dokumenty finansowe Wisły. - Wydatki zostały za bardzo rozdmuchane, zarówno te na utrzymanie zespołu, jak na usługi obce, w stosunku do menedżerów, do tego dochodzą zobowiązania przeterminowane. Gdy to się weźmie w całość, to absolutnie taki budżet się nie składa - kręci głową Masiota. Na Wiśle SA ciąży także dług długoterminowy, który nie podlega ściągalności z dnia na dzień, na kwotę 47 mln zł - tak wynika z dokumentów licencyjnych, jakie przedstawiła Wisła. Wierzycielem tym nie jest jednak Tele-Fonika, jak pierwotnie podawaliśmy, lecz ... TS Wisła. Nawet IV liga nie jest formalnością "Białą Gwiazdę" może uratować tylko cud - powtarzamy to co tydzień, ale cuda nie zdarzają się codziennie, ani nawet co roku. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to utrata większości wartościowych piłkarzy, którzy wobec gigantycznych zaległości złożą ponaglenie do zapłaty, a dwa tygodnie później skierują się do PZPN-u o rozwiązanie kontraktów z winy pracodawcy. Teoretycznie Wisła mogłaby dograć sezon juniorami, pytanie tylko, czy będzie miała za co. Przy obecnym stanie finansów nie ma szans na licencję w sezonie 2019/2020 nie tylko na Ekstraklasę, ale też na 1 i 2 ligę. Po wypadnięciu z Ekstraklasy długi pozostaną, a zniknie wielki przychód, jakim było 9,5 mln zł z tytułu sprzedaży praw TV. W procesie licencyjnym należy wykazać się brakiem zaległości wobec piłkarzy, trenerów, zarządu, pracowników klubu, Urzędu Skarbowego i ZUS-u. W wypadku "Białej Gwiazdy" ten dług sięga 20 mln zł. Brak licencji i brak poważnych wpływów oznaczać musi upadłość spółki, a wówczas do akcji wkroczy syndyk masy upadłościowej. On dysponować będzie logiem, nazwą i trofeami wielce zasłużonego klubu. Kontrakty z piłkarzami stracą moc prawną. Zawodnicy staną się wolni, będą mogli zmienić pracodawcę. Ktoś, kto podejmie się odbudowy Wisły, będzie musiał założyć nową organizację i próbować zgłosić ją do IV ligi. Według przepisów, nowa Wisła powinna zaczynać rozgrywki od B klasy, ale Małopolski Związek Piłki Nożnej jest władny umieścić ją w najwyższej lidze, którą organizuje, czyli w IV lidze. Dzisiaj jej czołówka to: Jutrzenka Giebułtów, Dalin Myślenice, Węgrzcanka Węgrzce Wielkie, Słomniczanka Słomniki, LKS Jawiszowice, Pcimianka Pcim, Orzeł Ryczów i Clepardia Kraków. Strach pomyśleć, ale w lipcu przyszłego roku w tym gronie może się znaleźć Wisła Kraków. Zgłoszenie jej do tej ligi, zorganizowanie stadionu, zespołu i sztabu trenerskiego nie będzie wcale takie proste, jak się powszechnie wydaje. To się nie stanie automatycznie: spadłeś z Ekstraklasy i budzisz się w IV lidze. Jeśli Wisła wyjdzie na piątkowy mecz z imienniczką z Płocka, to chociażby zbankrutowała z końcem roku, nie zostanie wycofana z Ekstraklasy, gdyż rozegra więcej niż 50 procent spotkań. Jej rywale za spotkania wiosenne dostawaliby wówczas walkowery po 3-0. Krótka podróż od Osobowości Roku do grabarza klubu? W marcu 2017 roku Marzena Sarapata dostała od jednej z gazet tytuł Osobowość Roku Małopolski, gdyż "uratowała jeden z najstarszych klubów piłkarskich w Polsce." W świetle wydarzeń i faktów, jakie wypłynęły w ostatnich miesiącach, brzmi to jak kiepski żart, bo teraz pani prezes grozi tytuł grabarza klubu. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, co robiła Rada Nadzorcza Wisły SA w składzie: Ludwik Miętta-Mikołajewicz, Tadeusz Czerwiński, Mateusz Stankiewicz, gdy Sarapata i jej zarząd doprowadzali "Białą Gwiazdę" na samo dno? W lipcu 2018 r. "wyraziła uznanie dla działań Pani Prezes Marzeny Sarapaty związanych z utrzymaniem przez piłkarzy możliwości gry w tradycyjnym miejscu przy ul. Reymonta w Krakowie, deklarując jednocześnie gotowość dalszej pomocy dla Zarządu klubu". Michał Białoński