Porażki z mistrzem i wicemistrzem Polski nie są dla wiślaków powodem do rozdzierania szat. W obecnym składzie i przy obecnej formie krakowianie nie są stworzeni do pokonywania takich drużyn. Prawdziwy test czeka ich w środę, gdy przy Reymonta będzie gościł Raków Częstochowa. Beniaminek ligi jest niewygodnym rywalem. W hicie ligi z Legią Wisła prowadziła po I połowie, jednak straciła w niej sporo energii. Zagęszczanie własnego pola karnego, przesuwanie strefy, podwajanie krycia, próby kontrowania kosztowały sporo. Po stracie pierwszej bramki twierdza Kraków musiała paść. Po raz pierwszy od ponad pół roku. Poprzedniej domowej porażki "Biała Gwiazda" doznała 1 grudnia, w spotkaniu z Lechią (0-1). Punktem zwrotnym było wpuszczenie od początku II połowy Mateusza Cholewiaka, który operując na lewej stronie Legii wpadał na Łukasza Burligę. "Bury" był bohaterem I połowy. Zapewnił wiślakom prowadzenie. Dwoił się i troił w ataku oraz w obronie. Z powodu gry na pozycji wahadłowego stracił sporo energii. Jej ładunku zabrakło w kluczowej akcji, gdy rączy jak jeleń Cholewiak uciekł mu i obsłużył strzelca wyrównującej bramki - Tomasza Pekharta. Aleksandar Vuković dobrze wiedział, że Wisła będzie miała problemy na tej stronie po wejściu Cholewiaka. Większość dośrodkowań Legii było kierowanych do zamykającego ataki Mateusza, który wygrywał pojedynki powietrzne z "Burym", powodując zagrożenie dla bramki Michała Buchalika. Ławka Wisły nie zareagowała. Nie za bardzo miała jak. Sytuacja kadrowa w bitwie z Legią była ekstremalnie zła. W odwodzie pozostawało ośmiu ludzi, licząc z dwójką bramkarzy i 16-letnim Kacprem Dudą.