Fakty są takie - Wisła zaczęła rok od remisu i trzech porażek. Wówczas Moskal zastąpił Franza Smudę i jeden mecz wygrał, a trzy zremisował. Jak na razie nie przegrał w żadnym, choć miał tak trudne przeprawy, jak ta z Legią w Warszawie, gdzie ruszał bez najlepszego obrońcy i kapitana Arkadiusza Głowackiego. Złośliwi twierdzą, że Franza zwolniła szatnia, ale tego się nie da udowodnić, piłkarzy nie będziemy przecież badać na wariografach. Z przygotowaniem fizycznym Moskal niewiele mógł zdziałać. W większości bazuje na tym, co zrobił zimą z piłkarzami Smuda, ale pewne korekty w szybkości, dynamice mógł wprowadzić fachowiec, co się zowie Andrzej Bahr. I tu jest pierwsza różnica. Smuda nie miał doświadczonego, Wisła oszczędzała. Moskal wywalczył sobie zatrudnienie Bahra. Wyjdzie to dla dobra klubu. Może zatem nowy sztab w ciągu pięciu tygodni zmienił stałe fragmenty gry - zarówno w ofensywie, jak i w defensywie? - Coś tam zmieniliśmy, ale niewiele. Nie było czasu, żeby wszystko postawić do góry nogami ze stałymi fragmentami gry. Tym bardziej, że one wyglądały dosyć dobrze - nie kryje trener Moskal. Z pewnością zadziałało inne, bardziej partnerskie, podejście do samych zawodników. Wilde Donald-Guierrier i Emmanuel Sarki u Franza Smudy wyglądali jak piąte koło u wozu. Teraz obaj grają jak liderzy, choć Sarki jest ostatnio kontuzjowany, ale w spotkaniu z Legią błyszczał, choć był ustawiony na nieswojej, lewej stronie pomocy. Guerrier strzela ostatnio gola za golem, imponuje startem do piłki, jej odbiorem. O co chodzi? - Nieczęsto czytam, bo nie mam czasu, ale przez przypadek wpadł mi w ręce wywiad z Donaldem. Dowiedziałem się z niego, że go nie straszę i on czuje się pewniej - odpowiada Moskal. - Każdy potrzebuje wsparcia, nie ma takich samych piłkarzy. Na jednego działa metoda marchewki, a na drugiego metoda kija. Wszystko polega na tym, aby obrać właściwą dla konkretnego zawodnika - dodaje szkoleniowiec. Coś w tym musi być. Metoda kija, jaką wobec Sarkiego i Guerriera preferował Franz działała do pewnego stopnia. Cały stadion piał z zachwytu, gdy eks-selekcjoner, rzucając bidonem o ziemię, spowodował przyspieszenie Sarkiego do piłki, jakby go poraził prąd. Później ta receptura przestała funkcjonować. 13 lat temu podobnie było w wypadku Kalu Uche. Za kadencji Franza, z łatką "Beretki" (z racji na niekonwencjonalną fryzurę), Kalu pałętał się po czwartoligowych rezerwach. Nastał Henryk Kasperczak i Kalu odmienił się w najlepszego piłkarza ligi. Takiego dryblera, z taką skocznością nie ma w Ekstraklasie do dzisiaj, zresztą nieprzypadkowo Nigeryjczyk radzi sobie przez tyle lat w Primera Division (obecnie Levante). O kolejnej ważnej zmianie Kazio Moskal nam nie powie, bo jest człowiekiem skromnym. Chodzi o strategię. U Franza Smudy obowiązywała prosta zasada: gramy wysokim pressingiem, nie dostosowujemy taktyki pod przeciwnika, tylko narzucamy własne reguły gry. To niezwykle skuteczna metoda, ale wymagająca sił i zdrowia. Połowa wyjściowego składu Wisły, to ludzie po "trzydziestce". Po upływie czasu, nie dawali rady. - Oni się starają, ale są wyciśnięci jak cytrynka - kręcił głową Franz Smuda po porażce z Bełchatowem. Teraz krakowianie dostosowują strategię do każdego meczu, choć nie zawsze ona wychodzi. Na przykład z Górnikiem Zabrze nie mieli prawa cofnąć się tak głęboko p strzeleniu bramki. - Mieliśmy założenia, żeby czekać na moment do założenia pressingu, ale nie udawało się to - zdradził Moskal. Brać dziennikarska przy Franzu miała najciekawsze konferencje prasowe na świecie. Smuda imponował swymi żartami, porównaniami ("Czasem trzeba pojechać ‘kitem’, żeby było ciekawie, a nie nudy na pudy"). Jako jedyny trener w lidze nie krył, jaki będzie wyjściowy skład. To się nie podobało piłkarzom, bo rywal dostawał wystarczająco dużo czasu na rozpracowanie Wisły. Moskal wykorzystuje element zaskoczenia. Nawet najbardziej fachowym pismom nie udaje się teraz trafić z podaniem wyjściowej "jedenastki". Wcześniej trafiały sto na sto. - W meczu z Podbeskidziem nie będzie mógł zagrać kontuzjowany Guzmics. W związku z tym mam kilka możliwości ustawienia środka defensywy. Koncepcja już jest gotowa, ale oczywiście nie podam wam jej, żeby nie ułatwiać przeciwnikowi zadania - mówi trener Kazimierz. Czy z tego wynika, że nagle Smuda się wypalił i jego metody przestały działać? Trudno obronić taką tezę. Przecież jeszcze jesienią przynosiły skutek. Nigdy nie dowiemy się, co by się stało, gdyby Wisła zachowała się tak jak Zawisza, który zimą zostawił pracowitego trenera Mariusza Rumaka, a przepędził ciągnących wózek w drugą stronę piłkarzy. Efekt? Dziś Zawisza jest najlepszym zespołem 2015 roku (w ośmiu meczach zdobył 20 pkt, o trzy więcej niż druga Lechia i o pięć więcej niż trzeci Lech). Właściciel Wisły Bogusław Cupiał od początku jednak hołduje zasadzie, że łatwiej zmienić trenera, niż 11 piłkarzy. Tak zrobił w 2006 roku, gdy odprawił wymagającego od zawodników ciężkiej pracy Dana Petrescu, identycznie postąpił teraz. Całe szczęście, że jeżeli Wisła miała już kimś zastępować Smudę, to sięgnęła po Moskala. Nie tylko dlatego, że "Biała Gwiazda" to dla niego coś więcej niż tylko przystanek w trenerskiej karierze. Kazimierz Moskal był także asystentem u Petrescu.