Wisła na prostą nie może wyjść od lat. Klub miał długi już za czasów Bogusława Cupiała, następnie nadeszły rządy, o których przy Reymonta chcą jak najszybciej zapomnieć, a obecnie klub próbuje ratować trio: Jakub Błaszczykowski, Tomasz Jażdżyński i Jarosław Królewski. Zadanie nie jest łatwe, o czym przekonują się na każdym kroku. Wisła zalega miastu za wynajem stadionu, ale ma także wielu mniejszych wierzycieli. A jakby tego było mało, to sytuację dramatycznie pogarsza pandemia koronawirusa. Kluby piłkarskie muszą brać pod uwagę nie tylko niewielkie wpływy z biletów czy karnetów, ale także nie mogą liczyć na wsparcie sponsorów z branż, które najmocniej zmagają się z koronawirusem. To wszystko sprawia, że Wisła ciągle znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. "Stopień ryzyka utraty bieżącej płynności finansowej pozostaje na niezmienionym poziomie, w szczególności w okresie ograniczeń w uczestnictwie kibiców w meczach piłkarskich. Zdaniem zarządu to powoduje niepewność dotyczącą kontynuacji działalności w niezmienionym kształcie" - czytamy w sprawozdaniu Wisły cytowanym przez TVP Sport. Skąd problemy Wisły? Co prawda w 2019 roku Wisła zarobiła 6,2 mln zł, ale już poprzedni zamknęła stratą w wysokości 3,3 miliona złotych. Wpływ na to miały różnice w przychodach ze sprzedaży biletów i karnetów (10 mln zł w 2019 wobec 4,2 mln w 2020), a także wzrost kosztów utrzymania drużyny i pozostałych pracowników o 5 mln zł. Po stronie przychodów klub zapisał z kolei pomoc z tarczy finansowej 2.0 (3,5 mln zł), przelew od Polskiego Funduszu Rozwoju (2,65 mln zł), a także kolejną pożyczkę od współwłaścicieli klubu - Błaszczykowski, Jażdżyński i Królewski pożyczyli Wiśle łącznie trzy miliony złotych. W sprawozdaniu znajdują się także prognozy na przyszłość. Wisła liczy, że zarobi na transferach, a także pozyska sponsorów. Z kolei celem sportowym jest ósme miejsce w przyszłym sezonie (w tym roku założono, że drużyna skończy rozgrywki na 10. pozycji). PJ