W 2004 roku Zahavi pojawił się na położonym w pobliżu tej szkoły stadionie Polonii. Na czas wizyty menedżera obiekt zamknięto. Zahavi wizytował go z własnymi asystentami, przedstawicielami władz stolicy i byłym selekcjonerem reprezentacji Polski Jerzym Engelem. Zahavi reprezentował wówczas zarejestrowaną na Gibraltarze Global Soccer Agency Ltd. Firma chciała przejąć Polonię. Zadeklarowała się, że przekaże klubowi kilku zdolnych piłkarzy i udzieli pożyczki na 1,5 mln dol. Ale nic za darmo. W zamian firma chciała dostać boczne boisko Polonii, na którym zamierzała postawić apartamentowiec. Jerzy Engel, który reprezentował GSA, roztaczał później przed kibicami wspaniałą wizję rozwoju klubu. Polonia miała znów liczyć się w Polsce, walczyć o europejskie puchary. Mieć nowoczesny stadion dla 20 tysięcy widzów, halę widowiskową, pływalnię o wymiarach olimpijskich, podziemny parking. Ba, nawet podziemne boisko treningowe, hotel, apartamentowce. Wszystko to miało się zmieścić na sześciu hektarach w centrum stolicy. O mały włos Polonia nie zapłaciłaby za tę bajkową wizję upadkiem już w pierwszej dekadzie XXI wieku. Właściciel (Jan Raniecki) nie uległ szantażowi byłego selekcjonera, który namawiał go do sprzedaży akcji klubu. Wkrótce zmarł na zawał serca. Szczęśliwie na Polonii pojawił się Józef Wojciechowski. Uratował klub. Przejął drużynę, ale na początku musiał porozumieć się z GSA, które groziło sądem. Przykład Polonii nie jest tak odległy od tego, co dzieje się w Krakowie z Wisłą. Polonia nie ma aż tak wielkich sukcesów, nie ma tylu kibiców, ale jest metropolia, są tradycje, jest stadion położony w centrum blisko Starego Miasta, wokół którego można budować wizję świetlanej przyszłości. To co się dzieje w Krakowie, kiedyś działo się w Warszawie. Teraz też co chwila pojawiają się informacje o potencjalnych inwestorach. Kiedyś był Gibraltar teraz Kambodża. Wtedy może łatwiej było uwierzyć w bajki, bo za GSA stał znany na świecie menedżer Zahavi i były trener reprezentacji Polski. W przypadku Polonii tych przyszłych inwestorów aż trudno zliczyć. Stadion budować chcieli biznesmeni amerykańscy, arabscy, jakże często na Konwiktorskiej - nawet rok temu - pojawiał się Zbigniew Jakubas, który dziś podobno jest, a raczej już był, zainteresowany Wisłą. W pobliżu stadionu Polonii Jakubas przeprowadził kilka inwestycji mieszkaniowych i biurowych. Do niedawna Polonia miała jeszcze miejsce w ekstraklasie. Ale pozwolono, by klub z rąk Wojciechowskiego przejął biznesmen Ireneusz Król. W tym przypadku, tak jak w Wiśle, zadziałał ten sam mechanizm - zadłużania klubu i wyprowadzania przy tym pieniędzy. W Wiśle dokonała tego grupa kiboli, a w Polonii jeden człowiek. Nie wiadomo kogo bardziej potępiać lub może "podziwiać" za wyjątkowy spryt. Król nie płacił piłkarzom, zwodził ich, oszukiwał. Czekał tylko na kolejną transzę z telewizji. W białych rękawiczkach wyprowadził z klubu kilka milionów złotych. PZPN nie zareagował. Komisja Licencyjna nie dopuściła "Czarnych Koszul" do rozgrywek ekstraklasy. Klub z mozołem odbudowuje się w niższych ligach. Poszkodowani piłkarze bezskutecznie zakładali sprawy sądowe domagając się wypłaty pieniędzy. Jedno ze stowarzyszeń kibiców złożyło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwu, działaniu na niekorzyść spółki. Prokuratura umorzyła sprawę. Przykład Polonii nikogo nic nie nauczył. Po latach okazało się, że nadzór na klubami piłkarskimi wciąż jest fikcyjny, a najlepszym wabikiem na inwestorów są grunty, a nie piłka nożna. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Lotto Ekstraklasy Olgierd Kwiatkowski