Michał Białoński, Interia, Krzysztof Kawa, Dziennik Polski/Gazeta Krakowska: Jedyną przeszkodą w przejęciu przez was klubu jest konflikt z TS-em? Tomasz Jażdżyński, przewodniczący Rady Nadzorczej Wisły Kraków SA: To nieco bardziej skomplikowane, bo problemów jest wiele, ale rzeczywiście postawa Towarzystwa Sportowego jest teraz absolutnie kluczowa. Podobno nie możecie dojść do porozumienia w kilku istotnych kwestiach? To takie trudne? - Z przedstawicielami nowego zarządu TS po raz pierwszy spotkałem się już w lipcu. Po tym co usłyszałem, musiałem dać sobie trochę czasu i od września rozpoczęliśmy rozmowy z prezesem Wisłockim. Po kilku tygodniach wydawało się nawet, że doszliśmy do porozumienia, a do doprecyzowania zostały szczegóły, ale po kilku dniach otrzymałem informację, że zarząd - w pełnym składzie - nie wyraził zgody na realizację ustaleń. W tej sytuacji następnym krokiem były dwa spotkania pomiędzy nami a władzami TS, z zarządem w pełnym składzie i komisją rewizyjną. Na pierwszym pojawiła się cała nasza trójka, ze wsparciem Dawida (Błaszczykowskiego). Było ono na tyle emocjonalne, że na drugim byliśmy już sami z Kubą. Niestety, nie zrobiliśmy przez ten cały czas żadnego istotnego kroku w kierunku porozumienia. Przed pierwszym spotkaniem wysłaliśmy nasze stanowisko na piśmie tak, aby wszystko było jasne i precyzyjne, na drugim poprosiliśmy o odpowiedź w takiej samej formie. Staraliśmy się do tej pory nie upubliczniać tej różnicy zdań,ale czekamy już prawie tydzień od ostatniego spotkania i ponad dwa tygodnie od naszego pierwszego pisma, a czas ucieka. To kibice są główną siłą akcji ratunkowej i - według mnie - mają prawo wiedzieć co się dzieje. O czym rozmawiacie? - O kilku absolutnie kluczowych sprawach mających wpływ na przyszłość piłkarskiej Wisły i wielkości szans na jej uratowanie. Przede wszystkim chodzi o kwestię praw do nazwy i historycznego herbu klubowego oraz sprawę kontroli nad 40-milionowym długiem spółki wobec TS, odziedziczonym po Tele-Fonice. Nie mniej ważne są kwestie związane ze szkoleniem młodzieży i sprzedażą piłkarskich pamiątek oraz gadżetów. Rozmawiamy też o wykorzystaniu boisk i wspieraniu innych sekcji przez sekcję piłki nożnej. Sprzedaż pamiątek przez was jest aż tak ważna? - Oczywiście. Sprzedaż piłkarskich pamiątek i gadżetów to jedno z ważnych źródeł utrzymania i uważamy, że powinien z niego korzystać ten, kto ponosi koszty utrzymania drużyn piłkarskich, czyli spółka akcyjna. Nie da się tego efektywnie zorganizować, gdy uprawnienia mają dwa podmioty. Całkiem niedawno życie przyniosło jaskrawy tego przykład. Planowaliśmy w drugim półroczu akcję podobną do "Linii życia", która przyniosła nam duży zysk. Postanowiliśmy ją oprzeć na pomyśle kibiców na koszulkę retro Henryka Reymana. Nauczeni doświadczeniami z wiosny chcieliśmy to przeprowadzić bardzo porządnie - najpierw został ogłoszony konkurs na projekt wśród kibiców, wybierano wśród trzech projektów, potem był wybór wykonawcy, sprawdzaliśmy materiał. Zanim zdążyliśmy przeprowadzić całą tę skomplikowaną operację w sklepie TS Wisła pojawiły się koszulki retro. Zrobione ze standardowych koszulek jednego z producentów, z naklejoną białą gwiazdą. Czujecie się oszukani, że ukradziono wam pomysł? - Tak nie można powiedzieć, bo był to pomysł kibiców. Ale patrząc na cenę koszulek TS szacujemy, że zysk na każdej z nich był czterokrotnie niższy niż ten planowany przez nas. W efekcie nasza akcja generuje przychody wielokrotnie niższe niż planowane, a TS również nie zrealizował zapewne wielkich zysków. To nie ma sensu. Jest też szerszy aspekt tej sprawy. Nikt na poważnie nie zainwestuje w Wisłę SA, dopóki ona nie będzie panować nad swoją komercją, dopóki zawsze będzie funkcjonował ktoś, kto to samo zrobi podobnie, ale taniej. Na dodatek, póki nie będzie uregulowana kwestia znaków, ten ktoś będzie mógł powiedzieć: "To my jesteśmy prawdziwą Wisłą, bo u nas jest prawdziwy herb". To jest po prostu nie do zaakceptowania przez jakiegokolwiek inwestora! Wróćmy w takim razie do pozostałych kwestii - jakie są wasze propozycje? - Zanim przejdziemy do konkretów myślę, że warto przypomnieć skąd wzięła się obecna sytuacja w Wiśle Kraków. Swego czasu Towarzystwo Sportowe doszło do wniosku, że piłkę nożną należy wyodrębnić do osobnego podmiotu. W styczniu 1996 roku TS jako największy udziałowiec razem z kilkoma podmiotami, m.in. BWR i Realbudem, założyło spółkę z o.o, która się nazywała - i to jest bardzo ważne - "Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków Autonomiczna Sekcja Piłki Nożnej". I, co równie ważne, w statucie tej spółki było napisane, że jest to organizacja powołana do prowadzenia sekcji piłki nożnej Wisły Kraków, wymieniając: pierwszą drużynę, zespół rezerw, juniorów i trampkarzy, czyli na tamte czasy wszystkie istotne grupy piłkarskie w klubie. Towarzystwo wniosło do spółki istniejącą sekcję. Nazwy spółki i jej forma prawna ewoluowały, aż skończyło się na dzisiejszym Wisła Kraków SA. Spółkę przejęli panowie Cupiał, Ziętek i Urban, w ten sposób pojawił się nowy, potężny właściciel. Doszło do tego jesienią 1997 roku. - Dokładnie. Wkrótce ktoś się zorientował, że nie zostały ustalone kwestie nazewnictwa i herbu. Nazwa "TS Wisła" i historyczny herb były wyłączną własnością TS-u. Ktoś zdecydował - według mnie fatalnie - że pójdzie na zwarcie. No bo przecież Spółka Akcyjna była silniejsza: "damy radę, zrobimy własny herb i dzięki temu będziemy sprzedawali unikalne gadżety". Decyzja fatalna, bo gdyby się zapytali kibica, na przykład mnie, to bym im podpowiedział, że kibic kibicuje TS Wisła i bez względu na to, jak się nazywa piłkarska spółka śpiewa: "Naprzód Wisło, naprzód TS". Ja czuję sentyment do historycznego herbu, do białej gwiazdy, do herbu zarejestrowanego przez spółkę już znacznie mniejszy. Białej gwiazdy przez lata nie było na koszulkach piłkarzy. - No właśnie, piłkarze Wisły przez lata mieli na koszulce herb spółki, bo tylko do niego spółka miała pełne prawa. Umieszczając białą gwiazdę i nie mając praw do nazwy, ryzykowała, że każdy będzie mógł produkować repliki bez możliwości jego ścigania. Przy czym, do 2011 roku problem był umiarkowany, również ze względu na generalnie niską sprzedaż gadżetów w Krakowie i słabą pozycją Towarzystwa. To się zmieniło? - W 2011 roku nastąpiły zmiany w Towarzystwie Sportowym, do zarządu weszli ludzie trochę bardziej sprawni biznesowo. Co od razu zrobił ten zarząd? W 2012 roku zastrzegł nazwę "Wisła Kraków". To był pierwszy wystrzał w wojnie domowej. Spółka akcyjna została bez prawa do własnej nazwy! Nie potrafię zrozumieć jak jej ówczesne władze mogły do tego dopuścić, ale rejestracja stała się faktem. W kolejnych latach Towarzystwo Sportowe, które wszak wniosło do spółki sekcję piłki nożnej, rozwija akademię piłkarską w formie pełnowymiarowej sekcji... piłki nożnej. Nie jako wydzielony organizacyjnie podmiot, ale regularną sekcję. Czy Panowie wiecie, że największą sekcją TS-u jest dziś sekcja piłki nożnej? Na tyle dużą, że de facto decydowała o wynikach wyborów do zarządu w 2015 i 2019 roku? Skoro więc TS jest klubem posiadającym sekcję piłki nożnej, to czym jest Wisła Kraków SA i jej drużyna? Tworzenie akademii to coś złego? - Oczywiście, że nie. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Trud trenerów, wysiłek dzieci i rodziców to fenomenalna sprawa. Nie tylko w kwestii sportu ale też wychowania. I to nie tylko piłkarzy, ale tak po prostu porządnych, wysportowanych ludzi. Coś o tym wiem, bo też jestem takim rodzicem. Kłopot w tym, że akademia, czy sekcja piłki nożnej była często w relacjach pomiędzy TS i SA wykorzystywana jako narzędzie walki. Przypomnę choćby wojnę o finansowanie akademii, która w 2015 roku skończyła się zerwaniem umowy o współpracy na prowadzenie szkolenia, przez co ówczesny prezes spółki Robert Gaszyński naprędce podpisywał umowę z AP 21, a akademia w TS wpadła w kłopoty finansowe. Ale wróćmy do historii. Po 2015 roku widoczna już wcześniej tendencja polaryzowania i skłócania kibiców, przemycania tezy, że to TS jest tą "prawdziwą Wisłą", a spółka akcyjna nie szanuje tradycji, przybrała na sile. Było to o tyle łatwe, że to TS dysponował historycznymi nazwami i znakami. Pozwoliło to też rozkręcić biznes związany z gadżetami przez osoby powiązane z TS, bo, z tego co wiem, samo Towarzystwo niewiele na tym korzystało. I tak trwała ta wojna domowa, która ostatecznie doprowadziła do przejęcia i upadku spółki akcyjnej. Rozumiemy, że chcecie to zmienić. Co ma to umożliwić? - Uczciwe ustalenie zasad współpracy pomiędzy stowarzyszeniem i spółką akcyjną. Wszystko, co powiem od tej pory wynika z tego, że stoimy na twardym stanowisku, że jest jedna Wisła Kraków! Tworzą ją dwa podmioty i jeden z nich, ze względów prawnych, jest spółką akcyjną, gdyż tylko takie organizacje mogą prowadzić profesjonalne zespoły piłki nożnej w naszym kraju, i zajmuje się futbolem, co do zasady. Jest też drugi podmiot, który jest stowarzyszeniem i zajmuje się wszystkimi pozostałymi sekcjami. Dla nas to równorzędne podmioty, w sumie stanowiące Wisłę, razem mające prawo do historii, nazwy, herbu, krótko mówiąc - do istnienia. I jak się przyjmie to założenie, to nasze propozycje są naturalne. Jeśli się go nie przyjmie, to się jawią jako trudne. Jakie są więc wasze propozycje na rozwiązanie tego węzła gordyjskiego? - Obydwa podmioty powinny mieć prawo do trzech podstawowych znaków towarowych: do historycznego herbu, nazwy "Wisła Kraków" i do nazwy "TS Wisła". Dzisiaj to prawo jest tylko w rękach TS-u. Obydwa podmioty powinny też mieć wolną rękę w tworzeniu i zastrzeganiu innych znaków związanych ze swoimi sekcjami. Formalnie współdzielenie praw jest możliwe? - Oczywiście. Jest konstrukcja prawna udziału cząstkowego w prawach do znaku towarowego. Wystarczy podpisać stosowne umowy i regulamin, które już Towarzystwu wysłaliśmy. W myśl tych dokumentów obydwa podmioty są po połowie właścicielami tych znaków. Jest też regulamin, który mówi, że spółka akcyjna wykorzystuje te znaki, w związku z prowadzeniem sekcji piłki nożnej, a stowarzyszenie, w związku z pozostałymi sekcjami. To załatwia sprawę. Mi osobiście marzy się, aby spółka nazywała się TS Wisła Kraków SA - dzisiaj nie możemy wprowadzić takiej zmiany w nazwie. Towarzystwo zgłosiło obiekcje co do współwłasności? - Niestety tak. Podnoszą kwestię złej kondycji finansowej spółki akcyjnej i obawy o jej bankructwo. Argument ten można jednak natychmiast odwrócić, bo według naszej wiedzy TS jest w równie złej lub nawet gorszej kondycji finansowej niż SA. Co będzie, gdy to Towarzystwo straci płynność? Według mnie, zaproponowane umowy znacznie zwiększają bezpieczeństwo znaków Wisły, a nie je osłabiają. Zawierają zasadę pierwokupu, która z kolei powoduje, że jeśli któremukolwiek z podmiotów coś się złego stanie, to drugi może ratować sytuację. Mamy wtedy dwie możliwości: jeśli połowę praw do znaków będzie chciał ktoś przejąć za grosze, to druga część Wisły go odkupi korzystając z prawa pierwszeństwa, a jeśli - daj Boże - pojawi się ktoś z naprawdę dużymi pieniędzmi, to znaczy, że ma względem Wisły poważne plany i problem się rozwiązuje. Argument o możliwym upadku to też klasyczny paragraf 22. TS nie zdecyduje się na przekazanie części praw do znaków spółce z obawy o jej upadek, czym znacznie zwiększy prawdopodobieństwo jej upadku, niestety. Jest jakaś kontrpropozycja ze strony TS? - Na dzisiaj Towarzystwo proponuje nam umowę licencyjną, z czym my się filozoficznie i aksjomatycznie nie zgadzamy. Po pierwsze, dlatego, że umowa licencyjna wprost wprowadza relację nadrzędności, a dla nas obydwa podmioty powinny mieć równe prawa. Po drugie, umowę licencyjną można wypowiedzieć. Choćby nie wiadomo jak wielkie były za to kary i zapisy, to można ją wypowiedzieć. Przeżyliśmy już różne władze w TS, a na dodatek problemy finansowe Towarzystwa mogą doprowadzić do utraty przez nie kontroli. Ten, kto ją przejmie będzie mógł wypowiedzieć nam licencję, lub takim ruchem nas szantażować. Po prostu nie da się prowadzić biznesu w takich warunkach. Rozwiązanie z licencją powoduje, że Wisła Kraków SA jest znacznie mniej warta. Profesjonalny inwestor nigdy nie zainwestuje w spółkę, która nie ma stuprocentowej pewności praw do swojej własnej nazwy. Obecna sytuacja to jest paranoja! A licencja nic tutaj nie zmienia. Kolejna sprawa dotyczy 40-milionowego długu. Jak obecnie wygląda sytuacja? - To druga absolutnie kluczowa sprawa wymagająca uregulowania przed ewentualną transakcją. Jest oczywiste, że każdy nabywca akcji Wisły SA musi ten dług kontrolować. Ponieważ wciąż nie wiemy, czy Tele-Fonika wyrazi zgodę na jego przeniesienie na nas, zaproponowaliśmy Towarzystwu dwutorowe rozwiązanie. Przy zgodzie Tele-Foniki sprzedaż za symboliczną kwotę, przy jej braku nieodwoływalne pełnomocnictwo do zarządzania tym długiem w imieniu Towarzystwa. Czemu Tele-Fonika miałaby się nie zgodzić? - Nie wiem. Proszę zapytać w Tele-Fonice. Do tej pory tego nie zrobiła. A co na to Towarzystwo? - Niestety również tu odpowiedź jest jak na razie odmowna. Dla nas to zdumiewające. Ten dług został przez TS sprzedany, choć nieskutecznie, inwestorom związanym z Ly Vanna za trzy złote niecały rok temu. Nie rozumiemy, dlaczego nie jest to możliwe teraz w stosunku do nas. Dług jest wprawdzie zabezpieczony specjalną umową i TS nie może go windykować oraz musi umarzać na każde żądanie, ale wciąż tkwi w bilansie, psuje obraz spółki i odstrasza inwestorów. Umorzenia w przyszłości będą też opodatkowane. Mamy pomysł co z tym zrobić, ale do tego potrzebna jest pełna kontrola. Na razie nie możemy jej uzyskać.