Odejście Szymkowiaka z Wisły Kraków do tureckiego Trabzonsporu było jednym z głośniejszych transferów w polskiej piłce ubiegłej dekady. Dotychczas wyjazd ten rozpatrywano głównie w kategoriach sportowych - dla wielu było naturalne, że podstawowy już wówczas zawodnik reprezentacji Polski chce spróbować swoich sił za granicą. Turecki klub zapłacił za Szymkowiaka około 800 tys. euro, co w 2005 roku było sporą sumą jak za zawodnika z Ekstraklasy. Sam Szymkowiak w programie "Prawda Futbolu" Romana Kołtonia po raz pierwszy ujawnił jednak, jak naprawdę wyglądały kulisy transferu. Sprawa zaczęła się od przegranego 1-2 meczu z Dinamem Tbilisi w eliminacjach Pucharu UEFA. Przegrana ta zadecydowała o zwolnieniu trenera Henryka Kasperczaka. - To tylko jeden mecz. Wtedy naprawdę dobrze graliśmy, dobrze się znaliśmy. Trener też grał w piłkę, wiedział kiedy popuścić, kiedy "przyostrzyć". Udzieliłem wtedy słynnego wywiadu, za który dostałem 20 tysięcy dolarów kary - wspominał 33-krotny reprezentant Polski. - Kary w końcu nie zapłaciłem, ale musiałem odejść z klubu. Nigdy tego wcześniej nie powiedziałem, dziś mówię to po raz pierwszy: ja zostałem zmuszony do odejścia z Wisły Kraków. Nigdy nie chciałem odchodzić za granicę - ujawnił Szymkowiak. Co takiego powiedział były zawodnik, że doprowadził do furii zarząd klubu? - W wywiadzie powiedziałem, że nie zgadzam się z odejściem trenera Kasperczaka, że to największy błąd, że Wisła go zwolniła - opowiada 42-letni, grający dziś hobbistycznie w rezerwach Prądniczanki Kraków. Szymkowiak w "Prawdzie Futbolu" opowiedział dokładnie, jak dowiedział się o swoim transferze do Turcji. - Zimą pojechaliśmy na treningi do Turcji z nowym trenerem, Wernerem Liczką. Między treningami spałem, zresztą byłem z Maciejem Stolarczykiem w pokoju. W pewnym momencie "Stolar" obudził mnie i powiedział, że prezes Janusz Basałaj do mnie dzwoni. Odebrałem i zostałem poinformowany, że zostałem sprzedany do Trabzonsporu. Byłem zaspany, pomyślałem, że to jakiś kit i powiedziałem tylko do słuchawki: "Dobra, spadaj". Po chwili "Stolar" znów powiedział, że prezes do mnie dzwoni i że o 17 mam jechać na lotnisko. Ja nigdy nie chciałem odchodzić, byłem charakterny, a że o 17:30 był trening, to przebrałem się i poszedłem na trening. Na dole czekał jednak na mnie Grzegorz Bednarz, który miał zostać moim menadżerem. Tylko, że nigdy wcześniej się z nim nie widziałem... - zdradzał sensacyjne kulisy transferu Szymkowiak. WG