27-letni Savić przychodził do Wisły jako jeden z czołowych zawodników ligi słoweńskiej. Wielu liczyło, że Austriak z serbskimi korzeniami także w Ekstraklasie może stać się gwiazdą. Okazało się jednak, że w polskiej lidze Savić na początku nie był w stanie się w pełni odnaleźć. Dopiero pod skrzydłami Petera Hyballi w rundzie wiosennej zaczął pokazywać ten błysk talentu, na który czekali kibice. Wciąż jednak brakowało mu potwierdzenia dobrej gry w postaci bramek. W końcu przełamanie przyszło w starciu Wisły ze Stalą Mielec w 22. kolejce Ekstraklasy. Savić zdecydował się na strzał, choć kilku kolegów było lepiej ustawionych i pewnie w razie pomyłki zebrałby od nich burę. Tym razem piłka jednak zatrzepotała w siatce. - Momentami żartowałem sobie, że nie wiem, czemu tak wszyscy czekali na tę moją bramkę, skoro wcale nie jestem napastnikiem. Ale tak poważnie rzecz biorąc, to zrozumiałe - przyznaje Savić. - Sam czekałem na tego gola długo. Byłem często blisko tego trafienia i w końcu się udało. Mam nadzieję, że teraz pójdę za ciosem.27-latek przyznaje, że nawet trener Wisły nie mógł się już doczekać tego jego debiutanckiego trafienia. - Hyballa mocno zachęca wszystkich w drużynie, by nie bać się strzelać, gdy tylko jesteśmy w polu karnym. Nie mówię, że wywierał na mnie presję, ale trochę sobie ze mnie żartował, gdy tak nie trafiałem do siatki. Najważniejsze jednak, że mamy teraz naprawdę dobre wyniki na wiosnę - podkreśla pomocnik. Samokrytyczny jak Savić Wiślak sam zdaje sobie sprawę, że jego statystyki powinny być lepsze. Hyballa kiedyś powiedział o Austriaku, że to zawodnik, który już jako młody chłopak wyróżniał się tym, że sam nakładał na siebie bardzo dużą presję. Czasem - zbyt dużą. A szkoleniowiec Wisły doskonale zna Savicia, bo razem mieli okazję pracować już ponad osiem lat temu w Red Bull Salzburg. - Człowiek chce wywierać na sobie presję, bo chce się rozwijać. Chciałem strzelać dla Wisły już od pierwszego meczu, ale nie da się nic zrobić na siłę. Zostaję po treningach, by ćwiczyć skuteczność, oddaję kolejne i kolejne strzały na takich dodatkowych sesjach treningowych. Ale w futbolu potrzeba jednak trochę farta - wzdycha wiślak. Czy lepsze statystyki bramek i asyst Savicia w Słowenii były kwestią tego, że miał tam inną rolę w drużynie? A może po prostu fakt, że grał w czołowym zespole ligi, czyli Olimpiji Lublana też wiele ułatwiał? - Na pewno polska liga jest bardziej wymagająca od słoweńskiej, trudniej się tu rywalizuje - wskazuje Austriak z serbskimi korzeniami. - Ale z drugiej strony, w wielu spotkaniach Wisły miałem swoje sytuacje, tylko miałem naprawdę pecha. Za to akurat przy tej bramce strzelonej Stali dopisało mi szczęście, bo bramkarz równie dobrze mógł to wybronić. Mam nadzieję, że teraz utrzymam ten trend i podreperuję moje statystyki. Savić nie jest jednak typem zawodnika, który przyczyn własnych niepowodzeń szuka u wszystkich wokół, tylko nie u siebie. Wręcz przeciwnie. Przyznaje otwarcie, dlaczego przez pierwsze pół roku w Wiśle nie błyszczał. - Jesienią też dostawałem swoje szanse od Artura Skowronka, ale może nie funkcjonowałem na początku na odpowiednim poziomie, jak na polską ligę - stwierdza szczerze. - Nie byłem też w odpowiednio dobrej dyspozycji fizycznej na warunki polskiej ekstraklasy. Ówczesny szkoleniowiec nie chciał też nakładać na mnie zbyt dużej presji. Później jeszcze zakaziłem się koronawirusem i przypłaciłem to utratą kondycji. Nie było mi łatwo wrócić do optymalnej formy. W tym roku myślę, że jestem już w fizycznie lepszej formie, niż w poprzedniej rundzie. Ważny powrót kolegi Teraz wiślaków czeka kolejne starcie z beniaminkiem - w Lany Poniedziałek o godz. 15 w Bielsku-Białej mierzą się z tamtejszym Podbeskidziem. - Ten mecz jest dla nas bardzo istotny. Zdajemy sobie sprawę, że na wyjeździe w Bielsku wcale łatwo nie będzie. Zresztą polska ekstraklasa ma to do siebie, że tu nie ma łatwych meczów. Byłbym bardzo szczęśliwy, jeśli znów udałoby mi się trafić do siatki - podkreśla 27-latek. Savić cieszy się, że po wielu tygodniach leczenia kontuzji do kadry Wisły niedawno wrócił Nikola Kuveljić. Nie tylko dlatego, że obaj bardzo się przyjaźnią. - Nikola to mój dobry kolega również poza boiskiem. Bardzo mi się podoba jego sposób gry. On zawsze ma z tyłu głowy potrzebę gry do przodu, a nie tylko bezpiecznie do tyłu. Dla mnie to bardzo ważna cecha. I jest dla mnie istotne, by mieć takiego zawodnika za plecami - podkreśla Austriak.Kuveljić był jednym z tych graczy, których wejście z ławki w meczu ze Stalą mocno odmieniło obraz gry Wisły i dało krakowianom zwycięstwo. - Bardzo brakowało nam Nikoli, gdy wyłączyła go z gry kontuzja. W tym swoim pierwszym wejściu po urazie dał wiele drużynie w ofensywie, nie tylko w odbiorze. Posyłał sporo piłek do przodu, mimo, że teoretycznie gra na pozycji defensywnego pomocnika. Odmienił naszą grę na plus - ocenia wiślak. Poza Kuveljiciem, ostatnio do treningów z drużyną wrócili też Jakub Błaszczykowski i Aleksander Buksa, więc sytuacja zdrowotna w Wiśle mocno się poprawiła. Od kiedy Hyballa objął krakowian, Wisła wygrała 5 z 11 spotkań i w praktyce oddaliła już od siebie ryzyko spadku z ekstraklasy. Czy Savić, jako człowiek znający Hyballę już od lat, uważa, że niemiecki trener przeszedł przez ten czas sporą ewolucję? - Te 8 lat temu trenowałem głównie z pierwszą drużyną Red Bull Salzburg, a trener Hyballa pracował wówczas z drugim zespołem, do którego ja dołączałem głównie na same spotkania. Tak naprawdę miałem z nim więc okazję wtedy pracować głównie w warunkach meczowych. Nie byłem w stanie w pełni poznać jego codziennego warsztatu. Ale już wtedy był pod pewnymi względami taki, jak teraz jest: pełen mocy, energii. I tę energię przekazywał też piłkarzom - wspomina Savić. - Tak, jak to robi obecnie w Wiśle.I kwituje: - Trener Hyballa nabrał oczywiście doświadczenia przez te lata, ale charakter ma dalej taki, jak te osiem lat temu. Zawsze działa na sto procent we wszystkim, co robi. I jest świetnym motywatorem. Choć sam Hyballa nie kryje, że potrafi być jak surowy ojciec. Ma nawet system ostrzegania piłkarzy, z których zachowań nie jest zadowolony. Przyznaje, że może im pokazać wtedy wirtualną żółtą kartkę. Jeśli to nie poskutkuje, przyznaje kartkę czerwoną. Wówczas robi się już niewesoło. - Hyballa jest takim szkoleniowcem, który lubi, jak piłkarz funkcjonuje według jego wizji. Jak realizujesz tę robotę taktyczną, której od ciebie oczekuje, to będziesz grał. Albo będziesz dostawał szansę. Ale to normalne - podkreśla Savić. - Jak twój szef każe ci przyjść do pracy na 9 rano, a ty przyjdziesz w południe, to też będziesz mieć problemy. Ronaldo nie miał racji? Urodzony w Salzburgu Savić jako nastolatek reprezentował barwy austriackich kadr narodowych, do etapu U-19. Gdy jednak pytamy, jakie mecze śledził podczas ostatniej przerwy reprezentacyjnej, ożywia się zwłaszcza mówiąc o serbskiej reprezentacji. - Oglądam mecze serbskiej kadry. A także austriackiej, bo gra tam wielu moich kolegów - przyznaje. Serbowie od niedawna mają nowego selekcjonera, Dragana "Piksiego" Stojkovicia, który zaczął eliminacje wyjątkowo dobrze. Najpierw Serbowie ograli Irlandię, potem zremisowali w dość kontrowersyjnych okolicznościach z Portugalią 2:2, a na koniec ograli Azerbejdżan. To właśnie po tym starciu z Serbami Cristiano Ronaldo wściekły rzucał opaską kapitańską, bo sędzia nie uznał jednej z bramek dla jego ekipy. O dziwo Savić wcale nie uważa, że niesłusznie... Mimo, że powtórki powinny zdecydowanie rozwiać jego wątpliwości. - Mecz z Portugalią? Powinniśmy byli to wygrać, ale Portugalczycy mieli szczęście. Sytuacja z Ronaldo? Jakby naprawdę piłka wpadła, to byłby odgwizdany gol, widocznie nie przekroczyła całym obwodem linii - kwituje.Deklaruje, że będzie gorąco kibicował Serbom w drodze na mundial. - Nie jestem w środku tej kadry, więc trudno mi powiedzieć jednoznacznie, jakim selekcjonerem jest Stojković, ale patrząc na sam przebieg meczów i wyniki, wydaje się, że robi dobrą robotę. Myślę, że przed startem eliminacji, każdy brałby takie rezultaty w ciemno. Do mundialu zostało jeszcze dużo czasu i wiele meczów do rozegrania, ale mam nadzieję, że Serbom uda się awansować na mistrzostwa. Justyna Krupa