Jest niemal pewne, że drogi Wisły Kraków i Petera Hyballi po sezonie rozejdą się. Można dziś narzekać na trenera, że jest bezkompromisowy, że wznieca pożary zamiast je gasić, że zarządza zespołem poprzez konflikt, że nie potrafi szanować ludzi... Można, ale wcześniej należy zadać sobie jedno pytanie - czy o którejś z tych wad nie słyszeliśmy jeszcze przed zatrudnieniem Hyballi? W dobrze funkcjonujących klubach przed sprowadzeniem zawodnika czy trenera prowadzą dokładną analizę. Wysłannicy oglądają nie tylko grę zespołu, ale też przyglądają się udzielanym przez niego wywiadom, sprawdzają umiejętność komunikacji wewnątrz klubu, dzwonią w poszukiwaniu informacji, przeczesują internet. Jeśli więc dziś w Wiśle ktokolwiek dziwi się, że Hyballa jest taki, a nie inny, to znaczy, że nie zadano sobie nawet trudu wpisania jego nazwiska w wyszukiwarkę. W to jednak nie chce mi się wierzyć, dlatego bardziej przychylam się ku teorii, że przy Reymonta uznali, że trochę ujarzmią trenera, sami lekko pójdą na ustępstwa i jakoś to będzie. Ale okazało się, że nie będzie. Wisła Kraków. Co po Hyballi? Dziś zajmowanie się Hyballą i jego wadami to jednak odwracanie uwagi od istoty problemu. A ten jest wielki, ponieważ zarząd Wisły, poprzez zatrudnienie Niemca, zmarnował kolejne pół roku, a w efekcie cały sezon. Za tydzień krakowianie nie będą mieli trenera, nie będą mieli jasnej wizji kadry (w czerwcu umowy kończą się 13 zawodnikom) i wciąż nie będą mieli dyrektora sportowego, który zapewniłby ciągłość wizji budowania zespołu i zajął się transferami. A przecież sezon, w którym spada tylko jeden zespół, miał być skrojony pod Wisłę - miała w nim zatrudnić trenera na lata, dać mu możliwość budowania zespołu i wpływ na transfery. Zamiast tego było: - walka o utrzymanie; - konflikt na linii trener - piłkarze; - konflikt na linii trener - zarząd; - konflikt między kibicami, którzy popierali albo zarząd, albo trenera; - utrata zaufania kibiców; - strata pieniędzy za miejsce w tabeli (każda pozycja wyżej to ok. 300 tys. zł); - przymusowe oddawanie władzy szkoleniowcowi, któremu się nie ufa, a który podejmuje dziwne decyzje (np. forowanie Żana Medveda, a odsuwanie Jakuba Błaszczykowskiego). Itd. Można uprościć sprawę, zrzucając winę za wszystko na Hyballę. Tylko, że ten za tydzień spakuje walizki, pojedzie na urlop i zapewne będzie opowiadał, że Wisła nie była gotowa na rządy twardej ręki, a jej piłkarze i działacze to płaczki. I pewnie ktoś to w końcu kupi i znów go zatrudni. Za to Wisła zostaje na placu budowy. I to placu, na którym w łeb wziął kolejny projekt, bo architekci popełnili fatalne pomyłki już na etapie obliczeń. Rozumiem zachowanie Błaszczykowskiego-piłkarza, który na ławce tłumił w sobie emocje, a eksplodowały one po strzeleniu bramki Lechowi Poznań. Tyle tylko, że wymownie mijając Hyballę, Błaszczykowski-współwłaściciel klubu wymierzył policzek sobie, a także innym współwinnym zatrudnienia Hyballi. Za tydzień trener stąd wyjedzie, a problemy zostaną. I to jeszcze bardziej skomplikowane, bo przeleżały się kolejny rok. Piotr Jawor