Interia: Jakbyś podsumował kończące się już przygotowania do rundy wiosennej? - Pozytywnie na to patrzę. Najważniejsze było przygotowanie od strony fizycznej, biegowej, nabranie siły. I to zrobiliśmy. W Turcji pracowaliśmy nad taktyką i odzyskiwaliśmy świeżość. - Pierwsza część przygotowań, treningi w Myślenicach były ciężkie, ale przecież każdy obóz przygotowawczy jest taki. Trener obiecywał wam, że będzie lżej niż rok temu, a słyszałem narzekania na obciążenia, które były w pierwszych dwóch tygodniach przygotowań. Tobie również doskwierał tamten okres? Było "dołożone do pieca" - jak to nazywa trener Smuda? - Oczywiście, że było. My piłkarze zawsze będziemy narzekać, ale prędzej czy później te treningi wychodzą nam na dobre. Każdy, kto przejdzie taką zaprawę, ma później mocne nogi, a one się przydadzą na trudy sezonu. Zostało jeszcze 18 meczów. Dzięki takim treningom łatwiej grać w lidze. Brakuje transferów, a wiosna będzie ciężka. - Zobaczymy, może się okazać, że wystarczy ten skład, który mamy. Zobaczymy, teraz nie ma sensu bawić się w proroka. Jak zareagowałeś, gdy trzy dni przed wylotem do Turcji w szpitalu wylądował Paweł Brożek? - Zmartwiłem się i miałem nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Paweł jest potrzebny Wiśle. Już w tym sezonie strzelił 10 bramek, przy wielu asystował. On musi grać. Jest bardzo ważnym piłkarzem dla nas. Gdy czasem go brakuje, to odbija się od razu na grze całego zespołu. Rozmawiał: Michał Białoński