Michał Białoński, Interia: Co się udało w misji ratunkowej od piątku? Rafał Wisłocki, p.o. prezesa TS Wisła, prezes Wisły SA: Przede wszystkim rozwiązaliśmy kilka umów. Z SKWK, z firmą "Ikropka" pana Czekaja (prywatnie mąż Marzeny Sarapaty - przyp. red., który drukował wydawnictwo R22). Podjęliśmy rozmowy o rozwiązaniu umów z firmą sprzątającą. Współpraca z jedną firmą ochroniarską wygasła. Chcielibyśmy rozwiązać współpracę też z drugą. Wielka czystka? - Uznaliśmy, że dla oczyszczenia atmosfery najlepiej będzie rozwiązać wszystkie umowy i ogłosić jawne konkursy, przetargi na wybór nowych współpracowników. Zdecydujemy wspólnie, wybierzemy najlepsze oferty z naszej perspektywy. Działamy wielotorowo. Trwają poszukiwania inwestora. Była już jedna oficjalna oferta. Pośpiech był jednak wielki, dostaliśmy też krótki deadline na przygotowywanie dokumentów. Nie byliśmy w stanie go spełnić. Nie byliśmy też pewni w stu procentach, że oddajemy klub firmie, która będzie miała świadomość, jak wielkie to wyzwanie. Poprosiliśmy o wydłużenie terminu na sfinalizowanie transakcji. Nie otrzymaliśmy od tej firmy dokumentów, jakie oczekiwaliśmy. To polski inwestor? - Teraz skupiamy się na rozmowach tylko z takimi. Jesteśmy przekonani o dobrych intencjach właścicieli tej firmy, natomiast chcemy mieć wszystko dokładnie sprawdzone. Na dodatek przedstawiony nam plan spłat wobec wierzycieli nie był do końca satysfakcjonujący. Zwłaszcza dla działu sportowego. W poniedziałek rozwiązaliście za porozumieniem stron kontrakt z Dawidem Kortem, który był jednym z motorów napędowych Wisły. Dlaczego nie udało się go zatrzymać? - Rozstaliśmy się po dżentelmeńsku. Nasza komunikacja z Dawidem przebiegała od piątku. Rozmawiałem z nim pół godziny po konferencji, bo już wtedy zacząłem dzwonić do zawodników. Bardzo dużo zrobiliśmy, żeby Dawid zechciał zostać. Kiedy jednak uznaliśmy, że nie ma na to możliwości, doszliśmy do porozumienia w kwestiach rozwiązania współpracy za porozumieniem stron. Czyli Kort zrezygnował z części zaległości? - Nie mogę o tym mówić. Wolę powiedzieć za mało niż popełnić gafę. Dawid zapowiedział przyjazd, porozmawiamy jeszcze w cztery oczy. Rozstajemy się w dżentelmeński sposób, z dużą klasą. Mam nadzieję, że Dawid też tak to odbiera jak ja. Ze strony menedżera też widzę dużą klasę. Kogo się uda zatrzymać poza Pawłem Brożkiem i Marcinem Wasilewskim, którzy nie złożyli ponagleń o zapłatę? - Potrzebujemy trochę więcej czasu, aby odpowiedzieć na to pytanie. Mam nadzieję, że zgodnie z tym, co wynika z rozmów, jakie przeprowadziłem z zawodnikami, zdecydowana większość spośród nich stawi się jutro na pierwszym treningu. A do jutra może się wydarzyć jeszcze bardzo dużo. Po sieci krąży pana zdjęcie w roli kibica Legii Warszawa. Niektórych zaskakuje. - Ono jest prawdziwe, to ja na nim jestem. Niestety, zawiodę kilka osób kibicujących Legii, ale byłem tylko raz na meczu wyjazdowym Legii. Nie mam nic do ukrycia, wystarczy zajrzeć na mojego Facebooka, wśród zdjęć profilowych znajduje się także to. Pamięta pan co to za mecz? - Oczywiście, to mecz z Ruchem Chorzów na Stadionie Śląskim, bramkę strzelił Takesure Chinyama i Legia wygrała 1-0 (21 listopada 2008 r. - przyp. red.). Nie wszyscy wyznają zasadę, którą ja wyznaję: "Po czynach ich poznacie". Nie boi się pan, że dla niektórych kibiców Wisły jest pan skreślony? - Pochodzę z małej miejscowości spod Gorlic. W tamtym rejonie, w tamtym czasie kibicowało się akurat Legii, po jej batalii z Goeteborgiem o Ligę Mistrzów. Miałem wtedy 10 lat, nie tylko ja, ale większość moich rówieśników kibicowała wówczas Legii. Wcześniej były jej triumfy z Sampdorią Genua, bramki pana Kowalczyka. Wielu moich przyjaciół kibicowało Legii. Tak się to poskładało. Gdy przyszedłem na studia do Krakowa, zacząłem chodzić na mecze Wisły. Byłem m.in. na tym z Vitorią Guimaraes, gdy Marek Saganowski strzelił bramkę i niestety Wisła przegrała 0-1. Chodziłem sobie oglądać mecze. W jakiś sposób kibicowałem Legii. Moi przyjaciele ze studiów to wiedzą. W akademiku AWF mieszkałem z kolegą, który jest wielkim kibicem Sandecji. Mieszkałem też z kolegą, który był za Wisłą. Dyskutowaliśmy sobie o piłce. Gdy podjąłem pracę w Wiśle, to oddałem całe swoje serce przede wszystkim Akademii Piłkarskiej Wisły Kraków, a wcześniej szkółce piłkarskiej TS Wisła doktora Chemicza. W Akademii nadal dyrektoruję. Od kilku lat robię wszystko, co w mojej mocy dla Wisły. Zobaczymy, co przyniosą kolejne dni. Nie wiem czy do pana już dotarło, ale prokuratura weszła nam do klubu. Coś pan więcej wie na ten temat? - Dzwoniła do mnie pani Ewa Rosek (dyrektor zarządzający - przyp. red.), a także przedstawiciele zarządu TS Wisła. To jest postępowanie w sprawie przeciwko pani Marzenie Sarapacie. Zdążyliście zbadać, co stało się z pieniędzmi Wisły SA za ostatnie pół roku działalności? W piątek tego jeszcze nie wiedzieliście. - Część rzeczy już wiemy. Pewna kwota trafiła do SKWK, ale niższa od tej, o której pan pisał. Tak, ktoś mnie wprowadził w błąd, informując, że to było 300 tys. zł. Teraz się okazuje, że to 50 tys. zł? - Jeszcze mniej, nie chcę operować kwotami. Zostało wypłacone w gotówce (do sieci wyciekła informacja o 40 tys. zł - przyp. red.). Część pieniędzy trafiło do Urzędu Skarbowego, gdyż pani Marzena miała zajęcie komornicze. To kwota w wysokości kilkudziesięciu tys. zł (60 tys. zł - przyp. red.). Nie do końca jest prawdą, że ponad 400 tys. zł się rozeszło ot tak, na kibiców i na panią prezes. Było trochę inaczej. SKWK otrzymało kwotę w gotówce i pani Marzena, która miała zajęcie komornicze. Bogusław Leśnodorski rozmawiał już w imieniu Wisły z Komisją Licencyjną PZPN-u, ale czy z zawodnikami też rozmawia? - Podzieliliśmy się tym, on mi pomaga, nie jestem w stanie tego ogarnąć w pojedynkę. Pragnę podkreślić, że bardzo dużo ludzi chce pomóc i mi i Wiśle Kraków SA. Natomiast oczyszczenie musi nastąpić, musi dojść do nowego otwarcia. Dlatego chcę rozwiązać wiele umów, a następnie ogłosić przetargi, czy konkursy na świadczenie usług, żebyśmy spokojnie mogli wystartować i budować klub. Wierzę, że niezależnie od sytuacji - niektórzy zawodnicy już odeszli, może się zdarzyć, że jeszcze ktoś odejdzie, jesteśmy na to przygotowani - wystartujemy w Ekstraklasie i utrzymamy się w niej na kolejny sezon. Mam nadzieję, że moja misja wkrótce zakończy się szczęśliwie i do klubu wejdzie nowy inwestor, który będzie mógł sobie swobodnie nasz wspaniały klub odbudowywać. Jako stuprocentowy właściciel? - Najlepiej w takiej roli. Czyli jest optymizm i nie rozważa pan czarnego wariantu o ogłoszeniu upadłości? - Optymizmu mam dużo. Z tego względu, że kolejne nasze decyzje sprawiają, iż coraz więcej osób chce nam pomóc, wierzy w nasze dobre intencje. Wczoraj odbyło się spotkanie z Radą TS Wisła. Porozmawialiśmy bardzo merytorycznie. Padły wnioski ze strony przedstawicieli Rady. Ja niestety nie mogłem uczestniczyć w tym spotkaniu, miałem umówione wcześniej spotkania z kolejnymi partnerami biznesowymi. Wobec interwencji prokuratury wolałbym być dzisiaj w Krakowie, ale wczoraj wieczorem otrzymałem informację, że spotkanie u pana Leśnodorskiego, zaplanowane pierwotnie na godz. 18:30, zostało przyspieszone. Otrzymałem informację, że każda minuta jest ważna, więc spotykamy się wcześniej. Z potencjalnym inwestorem? - Tak, ale z jakim to nie mogę zdradzić. Na razie Wisła bez upadłości, która pozwoliłaby unieważnić ponad 40 mln zł długów, ale też zepchnęła klub do czwartej ligi? - Ja bym chciał i wierzę w to, że doprowadzimy to tego, iż każdy, kto na to zapracował, dostanie pieniądze. Mamy plan uzdrowienia finansów Wisły poprzez restrukturyzację. Odbyłem kilka rozmów z bardzo ważnymi osobami z polskiej piłki. Z ust jednej z nich padło sformułowanie, że są w Polsce kluby, które mają dużo większy deficyt budżetowy niż my. Np. Legia Warszawa, której właściciel Dariusz Mioduski zapowiedział ratowanie budżetu 40 milionami dofinansowania. - Ja tego nie powiedziałem, nie wiem, o jakie kluby chodzi. Padło tylko stwierdzenie, że są kluby, które mają większe kłopoty finansowe niż my i są w stanie sobie z tym poradzić. Dlatego wiem, że jeżeli my zrobimy wszystko dobrze w najbliższych dniach, to też sobie z tym poradzimy. Rozmawiał: Michał Białoński