Miało przyjść nowe. Wraz z trenerem Tadeuszem Pawłowskim Wisła Kraków miała odzyskać dawny blask. Diagnoza szkoleniowca na dotychczasowe niepowodzenia została postawiona błyskawicznie. Piłkarze o nieodpowiedniej klasie sportowej i złe ustawienie - to zdaniem Pawłowskiego problemy, które nie pozwalały Wiśle jesienią nawiązać walki z czołówką ligi. Ustawienie 4-4-2 to sztandarowy projekt Pawłowskiego przy ul. Reymonta. Szkoleniowiec mówił o tym pomyśle świeżo po przyjęciu pracy, a także podczas prezentacji Zdenka Ondraszka - napastnika, który miał być lekiem na całe zło przy Reymonta. - Są tu byli i obecni reprezentanci Polski, którzy grają piłkę pasującą do mojej filozofii. Wiem, że trzeba się wzmocnić w ofensywie, bo chciałbym grać stylem 4-4-2 lub 4-4-1-1. Dwóch zawodników potrzebujemy na pewno, ale byłbym zadowolony, gdyby przyszło do nas trzech graczy - mówił Pawłowski w rozmowie z Interią jeszcze w grudniu. W pierwszym wiosennym meczu, we Wrocławiu, Pawłowski nie mógł wdrożyć planu A. Kontuzjowany był Paweł Brożek, więc krakowianie zagrali z jednym napastnikiem. Efekt był taki, jak w końcówce jesieni. Kolejna porażka (szósta z rzędu) i kolejny mecz bez zdobytej bramki (piąty). Przed meczem z Górnikiem Łęczna Wisła stanęła pod ścianą, bo po raz pierwszy od 1997 roku znalazła się w strefie spadkowej. Wygrana lub remis mogły pozwolić jej na awans w tabeli. Kibice z Krakowa już zaczęli układać czarny scenariusz, ale trenerowi Pawłowskiemu uśmiech nie schodził z twarzy. Wiedział, że tym razem będzie mógł postawić na dwóch napastników. I współpraca Brożka z Ondraszkiem wyglądała obiecująco. Choć nie grali obok siebie (Czech był cofniętym napastnikiem), to świetnie się uzupełniali. Obrazują to dwie sytuacje z pierwszej części gry. W 17. minucie prawą stroną ruszył Witalij Bałaszow, ostro dośrodkował piłkę w pole karne, a ta minęła Brożka i trafiła pod nogi Ondraszka. Czech sam pewnie nie wie, jakim cudem później nie strzelił gola. Druga miała miejsce w 19. minucie, gdy na strzał z dystansu zdecydował się Boban Jović. Piłka tym razem minęła nie tylko Brożka, ale też Ondraszka i z bliskiej odległości do siatki trafił Donald Guerrier. Nie byłoby to możliwe, gdyby uwaga obrońców gości nie była skupiona na dwóch napastnikach. Dzięki temu Haitańczyk był bez opieki i miał trochę miejsca na oddanie strzału. Kolejną składną akcję tej dwójki można było zauważyć po zmianie stron. Ondraszek zszedł na lewą stronę i dośrodkował w pole karne, choć tym razem Brożek do piłki nie doszedł. Inna sprawa, że Brożek i Ondraszek uzupełniali się przez cały mecz. Wyżej ustawiony był polski snajper, ale chwilami wymieniali się pozycjami. Zdezorientowani obrońcy Górnika często mieli problemy z prawidłowym odbiorem sytuacji. Był to dopiero pierwszy mecz Wisły w takim układzie, ale jeśli tak dalej pójdzie, plan trenera Pawłowskiego może wypalić. KLIKNIJ I CZYTAJ DALEJ