Ekstraklasa - sprawdź wyniki, terminarz, tabelę Bluzgi z trybun, tysiące gwizdów i bezradnie spoglądający na siebie piłkarze - w takich okolicznościach Wisła z hukiem stoczyła się do strefy spadkowej po porażce z Podbeskidziem. W tej rundzie grała z drużynami z dolnej części tabeli. Zakładano nawet dziewięć punktów, w najgorszym wypadku pięć, a skończyło się na jednym! Bo dziś w Polsce tej drużyny już nikt się nie boi. Nikt tu już nawet nie wspomina o zatrzymywaniu Legii czy Lecha, ale dziś na Reymonta jak po swoje przyjeżdża Górnik Łęczna czy Podbeskidzie. Aż strach pomyśleć, co w tym momencie dzieje się w Myślenicach, w domu Bogusława Cupiała. Przez pól godziny poziom meczu idealnie odpowiadał miejscom drużyn w tabeli. Przedostatnie Podbeskidzie grało słabo, będąca pozycję wyżej Wisła - tylko odrobinę lepiej. Do tej układanki nie pasował tylko jeden element - Rafał Wolski. Pozyskany przez krakowian kilka dni temu zawodnik zgłaszał chęci do gry kombinacyjnej, a gdy nie miał z kim wymienić kilku podań, to atakował sam i był blisko zdobycia bramki. Do tego kilka razu błysnął dryblingiem oraz niekonwencjonalnym zagraniem i momentami wyglądał jak piłkarz z innej bajki. Postawa Wolskiego kibiców Wisły nakręcała optymistycznie, ale gorzej było z fani polskiej ligi. Bo okazało się, że zawodnik przemielony i wypluty przez zachodnie ligi, w Polsce znów wybija się ponad przeciętność. To właśnie Wolski miał udział przy bramce dla Wisły, choć po tym golu w objęcia pewnie wpadli sobie ludzie odpowiadający w klubie za transfery. Michał Miśkiewicz wykopał piłkę, świetnie klatką zgrał ją pozyskany Zdenek Ondraszek, za moment futbolówkę oddał mu Wolski i Czech dał krakowianom prowadzenie. Ondraszek mógł mieć na koncie drugie trafienie, ale zabrakło metra, by wykorzystał nieporozumienie obrońcy i bramkarza Podbeskidzia. Ale Wisła też była w opałach. Robert Demjan jednak źle uderzył głową, a Jozef Piacek strzelił za lekko. Wisła miała wszystko, by wygrać pierwsze spotkanie od czterech miesięcy. Prowadziła, grała u siebie, a Podbeskidzie niespecjalnie potrafiło jej zagrozić. Do tego trener Tadeusz Pawłowski miał przerwę, by poustawiać zespół. Wszystkie takie wyliczenia można było jednak wrzucić do kosza, gdy piłka trafiła w polu karnym w rękę Rafała Pietrzaka. Sędzia bez wahania podyktował rzut karny, a Mateusz Możdzeń trafił na 1-1. I to nie był koniec. Podbeskidzie rozkręcało się, było coraz groźniejsze i dopięło swego w 80. minucie. Samuel Stefanik wykorzystał złe ustawienie obrońców, stanął sam na sam z Miśkiewiczem i okazji nie zmarnował. Wisła była bezradna, nie wiedziała jak odpowiedzieć. Wolski opadł z sił, a dziś rzeczywistość Wisły jest taka, że najlepszy jest zawodnik, który do Krakowa przyjechał cztery dni temu, a ostatnie trzy sezony w piłkę grał tylko okazjonalnie... Z Krakowa Piotr Jawor Wisła Kraków - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1-2 (1-0) Bramki: Ondraszek (38.) - Możdzeń (63. z rzutu karnego), Stefanik (80.). Wisła: Miśkiewicz - Jović, Uryga, Sadlok Ż, Pietrzak - Popović (80. Drzazga), Cywka Ż - Małecki (69. Boguski), Wolski, Bałaszow (80. Brożek) - Ondrasek; Podbeskidzie: Zubas - Wierietiło, Baranowski, Piacek, Sokołowski Ż - Sloboda (57. Stefanik), Chmiel, Możdżeń, Szczepaniak, Kowalski Ż(77. Tarnowski) - Demjan (68. Kato). Widzów: 10057.