Przypomnijmy, że temat odejścia Obidzińskiego z Wisły został poruszony przez Jakuba Błaszczykowskiego na kanale "Foot Truck". Kapitan "Białej Gwiazdy" przyznał, że przyczynami rozstania było m.in. wątpienie Obidzińskiego w sens zatrudniania Artura Skowronka w roli trenera, kiepsko prowadzone negocjacje z Aleksandrem Buksą oraz wreszcie brak sprawnego porozumienia w sprawie obniżki pensji w czasie pandemii koronawirusa. Były prezes Wisły, wcześniej aktywnie uczestniczący w akcji ratunkowej klubu, poczuł się wywołany do tablicy. Na zarzuty dotyczące obniżki pensji odpowiedział, tłumacząc, że przez ostatnie trzy miesiące pobierał zaledwie połowę należnej mu kwoty, podczas gdy piłkarze takie ograniczenia odczuwali jedynie przez półtora miesiąca. Ponadto przyznał, że jego odejście wiązało się z dwoma dodatkami za m.in. wdrożenie do nowej pracy Dawida Błaszczykowskiego oraz rezygnację z przyszłych profitów.Na tym sprawa jednak się nie zakończyła, bowiem oliwy do ognia dolał Jarosław Królewski, jedna z trzech decyzyjnych osób w Wiśle. "W grudniu PO [Piotr Obidziński - przyp.] zdezerterował, prosząc o podpisanie papieru, ze jak się nie uda z AS [Arturem Skowronkiem - przyp.] to on był przeciw" - napisał Królewski. Obidziński natychmiast odpowiedział, że jego zdaniem z planowanymi na zimę transferami trener Stolarczyk także utrzymałby zespół w Ekstraklasie. "I jeszcze jedno: miałem polecenie z RN [Rady Nadzorczej - przyp.] ze jak się AS [Artur Skowronek] nie zgodzi na x to kończymy. Nie zgodził się. 2h później dostałem tel., żeby podpisać tak jak chce. No to poprosiłem o papier na to, bo to było poza mną i ponad limit. I od tego momentu AS dostał moj full support cały czas" - dodał Obidziński.