- Cieszę się, że tu trafiłem - podkreślał każdy z nowych zawodników. - Takie przywitanie było umówione - dodał dyrektor sportowy Arkadiusz Głowacki, a za moment przedstawił wszystkich piłkarzy. - Te transfery wpisują się w to, o czym mówiliśmy na początku przygotowań, czyli przed wami młodzi i ambitni zawodnicy, którzy chcą się rozwijać. Proszę jednak pamięć, że w Wiśle jest miejsce nie tylko dla takich zawodników, ale dla wszystkich, którzy chcą podnosić swoje umiejętności - mówił Głowacki. Chcieli zrobić kolejny krok Najbardziej znanym zawodnikiem jest Dawid Kort, który w Pogoni Szczecin zaliczył 59 spotkań w Ekstraklasie. - Cieszę się, że jestem w Wiśle, bo znalazłem się w trudnej sytuacji. W Krakowie jest inna szatnia i inne zwyczaje, ale proszę mi wybaczyć, nie zdradzę szczegółów. Wisła to czwarty klub w moim życiu i wszędzie jest inaczej - podkreśla Kort. Z kolei Lis przyszedł do Wisły z pierwszoligowego Rakowa Częstochowa. - Nie miałem innych ofert z Ekstraklasy niż ta z Wisły - przyznaje. - Reprezentowanie tego klubu będzie dla mnie zaszczytem. Dam z siebie wszystko i pokażę to, co najlepsze - zapewniał. Grym ostatnio grał w młodzieżowych drużynach Borussii Moenchengladbach. - Widziałem się w zespole seniorów, ale klub chciał, żebym dalej grał w drużynie U-23. Moim celem jest jednak występowanie wyżej, dlatego zdecydowałem się na Wisłę. Chcę pokazać się w Ekstraklasie - podkreślał. Podobny cel przyświeca Grabowskiemu, która nie miał większych szans na przebicie się do seniorskiego zespołu Lecha Poznań. - Tamtejsza akademia jest jedną z najlepszych w kraju, ale w pewnym momencie dotarłem do poziomu, gdy chciałem już spróbować sił w dorosłej piłce. Przyszedłem do Wisły, by walczyć o grę w pierwszym zespole - podkreśla. Gol nie przyjdzie Wisła próbowała zakontraktować również bardziej doświadczonego zawodnika, czyli Janusza Gola, który ostatnie pięć lat spędził w Amkarze Perm. Rozmowy z 33-letnim piłkarzem były blisko finalizacji, ale w ostatniej chwili nic z tego nie wyszło i do transferu nie dojdzie. - Nie ma go dziś z nami, więc to mówi wszystko - przyznał dyrektor Głowacki. Piotr Jawor