Głównym udziałowcem "Białej Gwiazdy" ma zostać Wojciech Kwiecień, który już pożyczył klubowi sporo pieniędzy. Wedle różnych źródeł, padają kwoty od trzech do sześciu milionów zł. Sęk w tym, że jest spór odnośnie kompetencji w nowej spółce. Pozostali potencjalni jej akcjonariusze: Wiesław Włodarski z firmy Foodcare oraz przedsiębiorstwa Antrans i Dasta Invest nie godzą się na to, aby o wszystkim w klubie decydował Kwiecień. To on jednak deklaruje największe wsparcie w nowej spółce. Jego głównym źródłem dochodów jest sieć aptek. W samym Krakowie ma ich blisko 40. Zawarto natomiast porozumienie w sprawie modelu przejęcia Wisły. Za każde 10 procent udziałów nowy akcjonariusz zapłaci 400 tys. zł w momencie przejmowania klubu, a później łożyć będzie 125 tys. zł miesięcznie aż do momentu odzyskania płynności finansowej przez "Białą Gwiazdę". Z zebranych w ten sposób środków powinno się udać uniknąć katastrofy, jaką byłoby masowe rozwiązywanie kontraktów z winy pracodawcy, co zapowiadają zrobić piłkarze, którzy nie mogą się doczekać na lipcową pensję. Dotarły do nas informacje, zgodnie z którymi TS Wisła - właściciel Wisły SA nie chce oddać zadłużonej na co najmniej 30 mln zł spółki za symboliczną złotówkę. Oczekuje za to miliona złotych. Samo TS boryka się z problemami finansowymi. Np. MPEC-owi zalegało 300 tys. zł jeszcze przed rozpoczęciem sezonu grzewczego. Towarzystwo Sportowe, w reakcji na naszą publikację, oświadczyło, że "nie było mowy o jakimkolwiek wynagrodzeniu dla TS "Wisła" Kraków z tytułu sprzedaży akcji klubu piłkarskiego Wisła Kraków." Pewne jest jedno - zarząd Marzeny Sarapaty doprowadził klub do znacznie gorszego kryzysu niż ten, w jakim go przejmował. Dwa lata i trzy miesiące temu długi po erze Bogusława Cupiała wynosiły 12 mln zł, a w szatni zostali piłkarze Petar Brlek, Richard Guzmics i Krzysztof Mączyński, których udało się sprzedać za znacznie większą kwotę niż wynosiły wierzytelności. Krakowscy biznesmeni, biorący udział w akcji ratunkowej, są kibicami Wisły. Jest też druga strona medalu - nawet po połączeniu sił nie stanowią na tyle dużego potencjału finansowego, by móc myśleć o jakościowym skoku "Białej Gwiazdy", powrocie do złotej ery Tele-Foniki. Na razie jednak gra toczy się o przetrwanie. Michał Białoński