Hall miał wzmocnić obronę Wisły. Trener Peter Hyballa zaczął pod niego przebudowywać defensywę, ale zdanie zmienił już po pierwszych dniach. Luksemburczyk nie wytrzymywał obciążeń, a po jednym z treningów miał zwymiotować. - Hyballa jest szaleńcem i niewyedukowaną osobą - broniła Halla jego agencja menedżerska w rozmowie z Interią i wtedy było już wiadomo, że zawodnik może się pakować. Stało się to w poniedziałek i tym samym piłkarz trafił do czołówki transferowych absurdów ostatnich lat w Wiśle Kraków. - Tim Hall i tak miał szczęście, że nie przyjechał na obóz do trenera Smudy - napisał na Twitterze Kamil Kosowski, były piłkarz krakowian. Z kolei jeden z kibiców dodał: - Tim Hall, Asmir Suljić, Wyn Belotte - trzy gwiazdy Białej Gwiazdy! Ani jednego złego zagrania - takich piłkarzy to ze świecą szukać! Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Suljić w rozwiązywaniu kontraktów okazał się jeszcze szybszy od Halla. Jak to możliwe? Bośniak umowę podpisał w lutym 2018 r., a miała ona wejść w życie 1 lipca. Po przyjeździe do Krakowa zaczął jednak kręcić nosem - to go coś bolało, to sprzęt znów nie pasował. Przy Reymonta szybko połapali się, że zawodnikowi jednak nie uśmiecha się gra w Wiśle i umowę rozwiązano zanim weszła w życie. Z kolei Wyn Belotte chciał, ale nie bardzo umiał. Po podpisaniu kontraktu w 2003 r. biegał szczęśliwy po klubie i mówił, że teraz chciałby otrzymać koszulkę z numerem "10". Tyle tylko, że nikt by go w niej nie zobaczył, bo Kanadyjczyk okazał się tak słaby, że w oficjalnym meczu nawet nie kopnął piłki i kilka miesięcy później Wisłę opuścił. Ciekawa była także historia z Sorinem Oproiescu. Przed przyjazdem do Wisły zaprezentował na Yotube filmik z - rzekomo - swoimi umiejętnościami oraz CV, w którym widniały występy w młodzieżowej reprezentacji Rumunii. Oproiescu szybko jednak został zdemaskowany przez kibiców i okazało się, że jest... studentem, który wszystkie materiały podrobił, a z zawodową piłką niewiele miał wspólnego. Wisła umowy z nim nie podpisała, ale Rumun miał możliwość zagrać m.in. w sparingu i to przez blisko 45 minut. By znaleźć transferowe niewypały, wcale jednak nie trzeba cofać się do ery Bogusława Cupiała. W 2017 roku Wisła sięgnęła po Evera Valencię oraz Christana Echavarrię i do dziś można spierać się, który z nich był słabszy, a argumentów obu stronom na pewno nie braknie. Valencii podziękowano już po dwóch meczach, za to Echavarria szansy w ogóle nie dostał. Powodem mogła być m.in. mało sportowa sylwetka, bo na koszulce Kolumbijczyka dało się dostrzec zarys brzucha. Gdy okazało się, że do profesjonalnego grania w piłkę on się nie nadaje, po Krakowie zaczęła krążyć historia, że przyjechał do Wisły głównie po to, by pomóc w aklimatyzacji Valencii. Niestety, nawet z tego zadania się nie wywiązał i po kilku miesiącach obu zawodników przy Reymonta już nie było.