10 grudnia 2002 roku w Gelsenkirchen panował niemiłosierny ziąb, jak to w grudniu. Na nowoczesnej Arenie AufSchalke zamknięto dach, by poprawić komfort gry. Po ciężkim meczu w Krakowie i remisie 1-1, wiślacy nie byli blisko awansu do 1/8 finału. Na dodatek "Biała Gwiazda" mogła nie być pewna swej formy - wówczas runda jesienna kończyła się już w listopadzie, przez co ekipa Henryka Kasperczaka miała aż dziewięciodniowy rozbrat z meczami o stawkę. I to tylko dlatego, że 1 grudnia grała mecz Pucharu Polski z Ceramiką Opoczno (wygrany na wyjeździe 5-0). Kasperczak był jednak do tego stopnia doświadczonym trenerem, że umiał sobie poradzić nawet z takim problemem, a nawet zrobił z niego atut. W momencie, gdy Schalke czuło w nogach ciężkie starcie Pucharu Niemiec z Werderem Brema, Wisła imponowała szybkością i świeżością.- Najważniejsze, że mieliśmy mocny zespół bez słabych punktów. Każdy piłkarz naszej "jedenastki" miał naprawdę wysokie umiejętności - wspominał niedawno napastnik Maciej Żurawski, który był bohaterem tamtego wieczoru i zdobył dwie piękne bramki."Żuraw Władca Muraw" obecnie jest przy Reymonta ambasadorem i skautem klubu.Kolejne dwa trafienia dla "Białej Gwiazdy" zapewnili Kalu Uche, który dorabia do emerytury w lidze katarskiej i Kamil Kosowski, który po zakończeniu kariery został komentatorem NC+.Dla Schalke bramkę na 1-1 zdobył dzisiejszy bezrobotny trener Tomasz Hajto, członek klubu Wybitnego Reprezentanta. W TVP 2 mecz komentowali dwaj przyjaciele - Janusz Basałaj i Adam Nawałka. Pierwszy został później prezesem Wisły, a ostatnio jest dyrektorem komunikacji w PZPN-ie. Nikomu nie trzeba przypominać, że Nawałka od listopada jest selekcjonerem reprezentacji Polski.Piękna, oskrzydlająca gra Wisły była hitem i wizytówką całego polskiego sportu. Nikt od tamtej pory, podobnie jak nikt na długo przed "Białą Gwiazdą" nie grał tak efektownie i nowocześnie. Krakowianie dosyć pechowo odpadli w 1/8 finału, ulegając Lazio Rzym. Rzymianie dotarli aż do półfinału, gdzie receptę na nich znalazł dopiero późniejszy triumfator Pucharu UEFA - FC Porto pod wodzą Jose Mourinho.Takiego sukcesu Wisła już nie powtórzyła. Głównie dlatego, że wytransferowano największe gwiazdy: Kalu Uche, Kamila Kosowskiego, Macieja Żurawskiego, czy Marcina Kuźbę.Najsmutniejsze jest jednak to, że ciągle musimy żyć historią. Obecnie reprezentująca nas w pucharach Legia nie jest w stanie nie tylko zdobyć punktu, ale nawet strzelić bramki w Lidze Europejskiej, choć przeciwników nie ma z najwyższej półki. Od kilkunastu miesięcy kryzys finansowy przeżywa także Wisła, która pod batutą Franza Smudy u siebie radzi sobie znakomicie, na wyjazdach jest jednak zagubiona jak dziecko we mgle. I nie musi jechać za granicę, by w łatwy sposób tracić gole. Bez wzmocnienia kadry trudno o odmianę oblicza zespołu, a z kolei ciężko o transfery, jeśli brakuje pieniędzy i tak błędne koło się zamyka. Pozostaje wiara w hasło "Smuda czyni cuda". Schalke 04 Gelsenkirchen - Wisła Kraków 1-4 (1-1) Bramki: 0-1 Żurawski (40.), 1-1 Hajto (42.), 1-2 Uche (51.), 1-3 Żurawski (85.), 1-4 Kosowski (89.). Schalke: Frank Rost - Tomasz Hajto, Marco van Hoogdalem, Anibal Matellan, Nico van Kerckhoven (65. Victor Agali) - Gerald Asamoah (77. Marc Wilmots), Christian Poulsen, Andreas Moeller, Joerg Boehme (83. Mike Hanke) - Ebbe Sand, Emile Mpenza. Trener: Frank Neubarth. Wisła Kraków: Angelo Hugues - Marcin Baszczyński, Arkadiusz Głowacki, Mariusz Jop, Maciej Stolarczyk - Kalu Uche (90. Jacek Paszulewicz), Paweł Strąk, Mirosław Szymkowiak, Kamil Kosowski - Marcin Kuźba (78. Grzegorz Pater), Maciej Żurawski. Trener: Henryk Kasperczak. Autor: Michał Białoński ********'Wielu spośród Was było na tamtym meczu! Zapraszamy do dzielenia się wspomnieniami z tamtego okresu!"Okocha" opowiada: "Pamiętam te chwile, byłem na stadionie. Już zaraz po losowaniu dostałem od brata smsa, że gramy z Schalke. Odpisałem krótko-"Jedziemy tam". To był wyjazd życia, nie przesadzam-pamiętam atmosferę w autokarze przed meczem i po meczu, pamiętam jak celnicy niemieccy trzymali nas przy wjeździe kilka godzin nabijając się z nas a ja (jako nieliczny znający niemiecki) musiałem z nimi gadać, a oni po co jedziemy, ze święty Mikołaj już był a wracając ani sekundę nie trzymali (hihi). Pamiętam jak zobaczyliśmy stadion i śpiewy_"chcemy stadionu", a po golach święto (po golu Kosy poleciałem na rękach kibiców kilka metrów w dół). I Powrót i całonocne dyskusje, kogo jeszcze kupić na Ligę Mistrzów. Ehh, łezka... Piszcie wasze wrażenia z tego wyjazdu!!" "Ikon" wspomina: "Heh, pamiętam, że żyrandol musiałem po tamtym meczu wymieniać"."Wierny kibic" nadaje: "Pamiętam jak Hajto wyrównał o mało nie rzuciłem pilotem w telewizor, ale potem myślałem, że jestem w 7 niebie, bo miałem wrażenie jakby to był prawie mecz Polska - Niemcy. Po słabych mistrzostwach 2002 to idealnie zamknęło rok. Wiele wtedy też narzekało na polską piłkę, ale sądzę, że teraz większość z te czasy z łzą w oku wspomina."