Można powiedzieć, że starzeją się równocześnie. Łukasz Garguła i Łobodziński dziś nie mają tego błysku, co kiedyś, więc ostatnie lata spędzili na zapleczu Ekstraklasy. Ale błysku nie ma także Wisła, bo po ich odejściu nie zdołała sięgnąć już po żadne mistrzostwo Polski, a później było tylko gorzej. Łobodziński zdobył z Wisłą trzy tytuły (łącznie 70 meczów ligowych i cztery gole), a Garguła jedno (127 spotkań, 17 bramek). Mimo to przy Reymonta mieli obaj więcej upadków niż wzlotów. Ten pierwszy nigdy nie dał tyle, ile spodziewano się po ówczesnym reprezentancie Polski. Z kolei Garguła grał w kratkę, a gdy trybuny prowadziły bojkot, to gniew skupiła się głównie na nim, gdy prześmiewczo skandowano: "Wyższy kontrakt dla Garguły". Kibice przy Reymonta pamiętają jednak głównie te lepsze chwile, bo gdy w piątek Garguła wszedł na boisko w drugiej połowie, przywitała go owacja. - Bardzo dziękuję kibicom za takie podjęcie. Nie spodziewałem się, to było bardzo miłe - przyznał Garguła. Z kolei Łobodziński wyglądał na zdziwionego, gdy po meczu dziennikarze chcieli z nim porozmawiać. - Ze mną? Ale o czym? - uśmiechał się, ale zaraz wziął się za analizę spotkania. - W pierwszej połowie nie byliśmy sobą. Może stadion i atmosfera nas przytłoczyły? Jednak z biegiem czasu graliśmy coraz lepiej i w drugiej połowie już pokazaliśmy się z dobrej strony i przy odrobinie szczęścia mogliśmy wyciągnąć remis. Momentami wyglądaliśmy bardzo dobrze, więc jestem optymistą. Jeszcze nie raz wygramy, bo na tle Wisły pokazaliśmy jakość - podkreślał Łobodziński. Choć dzisiejsza Wisła zdecydowanie różni się od tej, w której występowali Łobodziński i Garguła, to jednak rywale cały czas doceniają jej grę. - Piłkarze Wisły spisali się naprawdę dobrze, choć widzieliśmy ich mecz z Arką, więc właśnie takiej postawy krakowian się spodziewaliśmy - przyznaje Łobodziński, który nie mógł odżałować sytuacji w doliczonym czasie gry, gdy strzał Fabiana Piaseckiego w kapitalny sposób obronił Michał Buchalik. - To bardziej zasługa bramkarza niż błąd strzelca. To był instynkt, ułamek sekundy... Cóż, zdarza się - zakończył Łobodziński, ale na odchodne rzucił z uśmiechem: - No to trzymajcie się. Kto wie, może jeszcze kiedyś tu zjawię? Piotr Jawor