Biorąc pod uwagę katastrofalną sytuację, piłkarze "Białej Gwiazdy" zapracowali na miano jednej z największych rewelacji pierwszej części sezonu. Mimo mamienia obietnicą wypłaty zaległości, która nijak się miała do rzeczywistości, drużyna spod Wawelu bardzo dobrze prezentowała się w Ekstraklasie. Kibice nie zapomną swoim ulubieńcom zwłaszcza dwóch efektownie wygranych meczów z Lechem Poznań i Lechią Gdańsk, obu w stosunku 5-2, w których zawodnicy prezentowali polot i wyborne widowisko, okraszone efektownym wynikiem. Równolegle w klubie z ulicy Reymonta postępowała finansowa zapaść, co doprowadziło klub na skraj bankructwa, a zawodników wystawiło na ciężką próbę, by wykonywać swój zawód bez otrzymywania pensji. Piłkarze pokazali charakter, za co zostali nagrodzeni przez kibiców, rezygnując z różnych form protestów, w tym tych najbardziej radykalnych, jak strajk, czyli odmowa występów i oddawanie meczów walkowerem. Spora w tym zasługa charyzmatycznego trenera Wisły 46-letniego Macieja Stolarczyka, który z podobną sytuacją spotkał się w czasie swojej kariery zawodniczej, gdy występował w Widzewie Łódź i Pogoni Szczecin. Ciężkie chwile, które zmusiły go nawet do sprzedawania swoich "skarbów, przypomniał w rozmowie z red. Mateuszem Migą na łamach dziennika "Sport". - To były inne czasy. Nie było internetu, takich nośników medialnych. Musieliśmy zastrajkować, by zaczęto mówić o naszych problemach. To ekstremalny środek po który trzeba było sięgnąć, by podkreślić wagę sytuacji. (...) Byłem młodym zawodnikiem, musiałem pożyczać pieniądze, ewentualnie coś sprzedać... (...) Miałem duży zestaw płyt kompaktowych, które były wtedy w cenie i musiałem się ich wyzbyć. Był ból, ale trzeba było sobie radzić. Miałem też w tamtym okresie dwóch dobroczyńców, którzy dawali mi pieniądze na życie - powiedział Stolarczyk, który w tamtym okresie był 23-latkiem. Art