43-letni prawnik pojawił się dzisiaj w bazie treningowej Wisły w Myślenicach, gdzie wraz z prezesem Wisłockim oraz zaangażowanym w pomoc Jarosławem Królewskim z firmy Synerise, odbył spotkanie z piłkarzami. Wielu zawodników, mamionych od miesięcy obietnicą wypłacenia zaległych pieniędzy, straciło cierpliwość, ale ciągle są też tacy, którzy gotowi są dać nowym władzom "Białej Gwiazdy" ostatnią szansę, licząc że po raz wtóry nie zostaną oszukani. Równocześnie trwa walka o najwyższą stawkę, czyli przywrócenie licencji Wiśle na grę w Ekstraklasie, która decyzją Komisji ds. Licencji PZPN-u została klubowi wstrzymana. Wszystko to z powodu nieprawidłowości właścicielskich oraz gigantycznego bałaganu, którego wierzchołkiem są kilkudziesięciomilionowe długi. Opuszczając ośrodek w Myślenicach Leśnodorski nie był rozmowny, zgromadzonym dziennikarzom pokazał tylko kciuk, a głos zabrał na antenie weszlo.fm. - Jest trochę lepiej niż było pięć dni temu. Jak się uda zorganizować kasę i wcale nie tak dużą, jak się mówi, to jesteśmy przekonani, że Wisła zagra wiosną w lidze - powiedział prawnik w audycji radiowej, po czym dodał: - Jeśli cztery miliony złotych nie pojawią się na koncie Wisły do końca stycznia, będzie za późno na wszystko. Jednocześnie stwierdził, używając barwnego porównania, że nikt normalny nie chce braku Wisły w Ekstraklasie na wiosnę. "Takie rzeczy nie dzieją się nawet w Kongo" - powiedział. Zdaniem Leśnodorskiego decyzja Komisji Licencyjnej była mobilizująca dla Wisły. Z kolei ze zrozumieniem przyjmuje decyzje tych piłkarzy, którzy żegnają się z klubem. - Moim prywatnym zdaniem, jeśli dany zawodnik będzie chciał odejść z Wisły, powinien dostać kartę do ręki bez zbędnych procedur. Ci ludzie dużo przeszli - zaznaczył były szef Legii. Art