Jakub Błaszczykowski jest na ustach całej piłkarskiej Europy, po tym jak postanowił nie tylko grać za darmo dla swego byłego klubu, ale też ratować go kolejną pożyczką. To sytuacja bez precedensu. Owszem, Andres Iniesta wspomógł kwotą 420 tys. euro swój pierwszy klub - Albacete, gdy ten spadał z La Liga 2, z kolei Joaquin za milion euro wykupił akcje Betisu Sewilla, by go ratować. W połowie grudnia 2018 r. Pepe też miał gest i na odchodnym z Besiktasu podarował pracownikom klubu niemałą kwotę, ale najpierw ładnych parę milionów euro w Turcji zarobił. Kuba w Wiśle się wypromował, ale kokosów przy Reymonta nigdy nie zarabiał, ale sentyment do "Białej Gwiazdy" mu pozostał. Obiecał wrócić do niej i słowa dotrzymał. Po poniedziałkowym treningu w Myślenicach "Błaszczu" nie chciał komentować sytuacji z pożyczką. - Nie ma o czym mówić. Wisła musi przetrwać - uciął temat. Uważa, że fakt udzielenia pożyczki przez niego, Jarosława Królewskiego i jego kolegę został niepotrzebnie nagłośniony. Dzisiaj Kuba trenował indywidualnie, podobnie jak: Paweł Brożek, Rafał Boguski (po kontuzji), Maciej Sadlok (po operacji) i Jakub Bartosz. Vulnet Basha jest jedynym zawodnikiem, który nie wrócił jeszcze z przerwy. Do zespołu ma dołączyć jutro, choć w jego wypadku wezwanie do zapłaty zostało już przeterminowane. Na Transfermarkt widnieje informacja, że Vullnet nie jest piłkarzem Wisły od 4 stycznia. Dlaczego na murawie nie trenował dzisiaj "Błaszczu"? - Poczułem ból w plecach, więc wolałem nie ryzykować treningu na boisku - powiedział Kuba. Dodał, że jest jeszcze szansa na jego występ w środowym sparingu z Wisłą Sandomierz. Wisła musi szukać pieniędzy nie tylko tych pochodzących z pożyczek. Na razie jej największym wierzycielem jest biznesmen Wojciech Kwiecień, który pożyczył ponad sześć milionów złotych kompletnie bez rozgłosu. Nie było go w mediach także w grudniu, gdy na czele krakowskich biznesmenów próbował przejąć akcje klubu, zanim powędrowały do Vanny Ly i Matsa Hartlinga. "Biała Gwiazda" na razie ma jednego dużego sponsora. Z reklamy na koszulce i innych nośnikach LV Bet płaci 1,6 mln zł rocznie, z czego 12 procent trafia do pośrednika, który znalazł tego mecenasa, wobec czego do klubu trafia 1,4 mln zł. Ówczesna prezes Marzena Sarapata chwaliła się, że załatwiła najlepszego w lidze sponsora. Warto porównać, że w czasach, gdy za Ekstraklasę telewizje płaciły znacznie mniej niż obecnie, Wisła, od sponsora na koszulce ("Era") inkasowała 700 tys. euro. Niemałym zastrzykiem gotówki dla klubu są prawdziwi fani, zrzeszeni w Wisla Socios, którzy zebrali już 185 tys. zł. Na konto Socios wpłacają osoby fizyczne, jak i inne kluby. Swemu byłemu klubowi pomógł w ten sposób legionista Paweł Stolarski. Finansowe wspieranie "Białej Gwiazdy" to już wręcz ostatni krzyk mody. Czekanie na przelew - tak wyglądał poniedziałek w ośrodku szkoleniowym wiślaków, na myślenickim Zarabiu. Najpierw enteru na poleceniu zapłaty piłkarzom nie była w stanie wykonać Marzena Sarapata. Przez pół roku. Później nie udała się ta sztuka Vannie Ly. Teraz skuteczne przelewy zapowiedział przyjaciel prezesa Rafała Wisłockiego - Jarosław Królewski, który po 1,333 mln zł złożył się na pensje wiślaków razem z Błaszczykowskim i innym wierzycielem. Najpóźniej do środy na konta zawodników wpłyną zaległe wypłaty. Z pożyczonych czterech milionów zostaną spłaceni zawodnicy, którzy nadal są w szatni. Ci, którzy z niej odeszli, na swą dolę będą musieli poczekać do końca czerwca. W tej grupie są: Zoran Arsenić, Marko Kolar, Tibor Halilović, Zdenek Ondraszek, Jakub Bartkowski i Dawid Kort. Dzisiaj Wisła nie ma licencji na grę w Ekstraklasie, ale też nie jest w sytuacji bez wyjścia. Zgłaszają się do niej zawodnicy, gotowi grać z białą gwiazdą na piersi. Łukasz Burliga trenuje na pełnych obrotach, czeka na ofertę kontraktu. Chętnych, by dołączyć do zespołu Macieja Stolarczyka jest więcej, byle znalazły się pieniądze. Michał Białoński