Zoran Arsenić do wczoraj miał ważny kontrakt na trzy lata, a w związku z tym, że ma dopiero 24 lata i ciągle robi postępy, jego wartość stale rosła. Był bodaj największym majątkiem Wisły SA. Majątkiem, który został roztrwoniony przez niegospodarność zarządu Marzeny Sarapaty. Z naszych informacji wynika, że Wisła SA jeszcze w połowie grudnia dostała ofertę od zagranicznego klubu na zakup Zorana Arsenicia i Martina Kosztala. Oferta miała opiewać na kwotę 1,5 mln euro za obu zawodników. Wiedząc o tej ofercie zarząd Marzeny Sarapaty nie potraktował priorytetowo spłacenia choć części zaległości wobec Arsenicia. Tylko to umożliwiłoby sprzedanie go w pakiecie z Kosztalem. Dziś już wiadomo, że Arsenić rozwiązał kontrakt z Wisłą. Ogłosił to wczoraj jego menedżer. W czwartek do PZPN-u nie dotarło jeszcze oświadczenie zawodnika o rozwiązaniu umowy z winy klubu. Zresztą nie tylko od Arsenicia, ale od żadnego wiślaka. Nie znaczy to jednak, że agent piłkarza nie mógł wysłać dokumentów, a jeśli już to zrobił, to klub nie ma już żadnego ruchu. PZPN tylko sprawdzi prawidłowość rozwiązania umowy i zaakceptuje ten ruch. - Piłkarz, bądź jego agent musi zawiadomić PZPN i Ekstraklasę SA o tym, że rozwiązał kontrakt z winy klubu. Klub ma siedem dni na złożenie odwołania, ale jeśli nie zapłacił w terminie 14 dni od złożenia pisemnego ponaglenia, to nie jest władny już nic zrobić - powiedział Interii Łukasz Wachowski, szef departamentu rozgrywek krajowych PZPN. Rozwiązanie umowy z winy klubu nie likwiduje długu wobec piłkarza. O to, by klub wywiązał się ze swych obowiązków płatniczych dba Izba ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych, a dla zagranicznych zawodników organem właściwym jest FIFA. W związku z tym, że obietnice znalezienia środków na zaległe od pół roku wypłaty, nie zostały zrealizowane, w Wiśle ruszyła lawina. Łatwiej wymieniać nazwiska zawodników, którzy nie rozpoczęli procedury rozwiązania umowy z winy pracodawcy. Pamiętajmy jednak, że upadek Wisły zaczął się znacznie wcześniej niż nietrafiona próba sprzedaży klubu zagranicznym inwestorom - Aleledze i Noble Capital Partners. Gdyby nie ta transakcja, piłkarze, zwodzeni miesiącami przez zarząd Marzeny Sarapaty, mogli nie wyjść na mecz z Lechem, a w najlepszym razie, jeszcze przed nim gremialnie wezwać klub do zapłaty. Towarzystwo Sportowe, które przyjęło dymisję Sarapaty z funkcji prezesa, ma teraz pożar na każdym odcinku. Nie ma nowego szefa TS-u, nie udaje się też powołać nowego zarządu Wisły SA. Towarzystwo ogłosiło przedwczoraj nowym prezesem spółki Tadeusza Czerwińskiego, ten jednak nie przyjął funkcji. Nikt nie chce zapisać w swoim CV "grabarz Wisły". Klub stracił licencję na grę w Ekstraklasie, traci piłkarzy. Jedyne co zostało, to gigantyczne długi. Po raz pierwszy od nieskutecznego sprzedania klubu, co nastąpiło 18 grudnia, władze TS-u spotkają się dziś z mediami. Co stało się z pieniędzmi za ostatnie pół roku funkcjonowania spółki? Z samej Ekstraklasy SA, za sprzedaż praw TV, Wisła otrzymała 9,5 mln zł, blisko siedem milionów zł uzyskała ze sprzedaży karnetów i biletów na 11 meczów rozegranych u siebie w tym sezonie. Do tego doszły sumy z wynajmu lóż biznesowych i pożyczki od krakowskich biznesmenów: Wojciecha Kwietnia (ok. 6 mln zł) i Rafała Ziętka (ok. 3,5 mln zł). W sumie zatem Wisła miała do dyspozycji od czerwca ponad 25 mln zł i nie zdołała od lipca płacić piłkarzom? Jagiellonia z budżetem 22 mln zł zdobywa wicemistrzostwo Polski. Dlaczego Wisła miała tak gigantycznego węża w kieszeni? Rada nadzorcza spółki powinna dobrze wiedzieć, co się stało. Prowadzeniem biznesu przez Wisły SA za kadencji Marzeny Sarapaty interesuje się już krakowska prokuratura. Na 10 stycznia Komisja Licencyjna wezwała przedstawicieli Wisły. Jeśli nie złożą dokumentów w sprawie struktury własnościowej klubu i nie wyjaśnią wszystkiego, "Biała Gwiazda" nie odzyska licencji, a wówczas zaplanowany na 11 lutego mecz z Górnikiem Zabrze przegra walkowerem.Michał Białoński