Ekstraklasa: wyniki, terminarz, strzelcy, gole Hiszpański trener nie może porozumieć się z Wisłą Kraków, która zwolniła go 10 grudnia po przegranym meczu z Wisłą Płock (0-1). Kiko Ramirez poważnie rozważa pozwanie klubu do sądu, o czym pisaliśmy kilka dni temu TUTAJ. Adrianna Kmak, eurosport.interia: Ma pan żal do Wisły za to, w jaki sposób się z panem pożegnała? Kiko Ramirez, były trener Wisły Kraków: - Wisła jako klub była dla mnie wyjątkowym miejscem. Uważam, że to był duży zaszczyt móc prowadzić tę drużynę przez ten rok. Moje odejście z Wisły było nieprzyjemne przez panią prezes i jej wypowiedzi. Było też zaskakujące, bo wypełniałem swój kontrakt i zrealizowałem cele, dlatego został on przedłużony o rok, czyli licząc od tego czasu jest jeszcze ważny przez półtorej roku. Klub ma duże problemy, które teraz nie były związane tylko ze sportem. Te sportowe myślę, że w dużej części zostały rozwiązane wcześniej. Nie jest to jednak to, czego byśmy wszyscy oczekiwali. Poza tym klub ma duże problemy finansowe. W tamtym sezonie były momenty, w których nie dostawaliśmy pensji przez cztery miesiące. W tych rozgrywkach natomiast grudzień jest już trzecim bez wypłaty. Piłkarze też nie dostali pensji przez ten okres, czy to dotyczy tylko pana? - Pewnie wszyscy, jeśli nie, to jest oszustwo, bo powinniśmy być traktowani tak samo. To się ciągnie od października, listopada, a teraz jest grudzień. Problemem nie jest jednak Wisła, ale osoby, które nią zarządzają. Jestem 30 lat w futbolu i widzę, że to nie jest robione w dobry sposób. Zwolnili trenera, chociaż mają ogromne problemy finansowe. Zwolnili trenera, który przez półtora roku ma ważny kontrakt. Zwolnili trenera, któremu nie płacą od trzech miesięcy. Teraz nowy trener Carrillo, czyli kolejny do wypłaty. - Dokładnie. Takie zarządzanie mnie zaskakuje. Zarządzający sprzedali ważnych piłkarzy, a nadal nam nie płacą. Mówię na przykład o Brleku. Dlatego dziwi mnie, że rozstali się ze mną w takich okolicznościach. Miałem ważny kontrakt, wykonywałem założenia i mnie zwolniono. Dlaczego? Kiedy dokładnie wygasa pana kontrakt z Wisłą? - Za półtora roku, dokładnie 30 czerwca 2019. Doszliście już z Wisłą do porozumienia w tej sprawie? - Nie. Chcieli ze mną pójść na ugodę, jeśli chodzi o ten sezon, ale nie doszliśmy do porozumienia. Prawnicy nad tym pracują. Nie wiem, czy w Polsce tak się postępuje z trenerami. Myślę, że nie. W naszej lidze takie sytuacje lubią się zdarzać. - Na ten moment ja nie mam żadnego kontaktu z Wisłą. Po spotkaniu z Wisłą Płock zachowano się w sposób, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Powiedziano mi, że mój czas dobiegł końca, przedstawiono swoją propozycję i od tego czasu nie mam żadnych wiadomości z klubu. Niestety wygląda na to, że będziemy musieli pozwać klub w tej sprawie. Na tę chwile ani ja, ani mój prawnik nie dostaliśmy żadnego telefonu z Wisły. Kompletnie nikt się z panem nie kontaktował? - Nie. Teraz to sprawa już tylko dla prawników? - Raczej tak. Nie wiem, na jakim etapie jest to wszystko. Nie chciałbym tego, bo w Krakowie bardzo dobrze mnie traktowano. Wisła, jej kibice... Jestem za to bardzo wdzięczny. Nie mam żadnej urazy i nie mogę na to powiedzieć złego słowa. Jestem dumny z tego, że mogłem tam pracować. Zaskakuje mnie jedynie to, w jaki sposób się mnie teraz traktuje. Chciałbym się porozumieć z Wisłą, nie chciałbym mieć z nimi problemu i pozywać klub do sądu, ale wygląda na to, że będę zmuszony to zrobić. Dostałem propozycję, której mój prawnik nie zdecydował się przyjąć i teraz nie mam od klubu żadnego sygnału. Miał pan w kontrakcie jakieś klauzule? - Przedłużyłem go, dzięki zrealizowanym celom. Ostatnim z nich była pierwsza ósemka. Drużyna grała coraz lepiej, bo zdobywała potrzebne punkty. Przegraliśmy spotkania z Górnikiem Zabrze, później z Wisłą Płock. Potem natomiast Legia przegrała z Wisłą Płock, a Cracovia wygrała z Górnikiem. W tej lidze dzieją się takie rzeczy. Zaskoczył pana wywiad prezes Marzeny Sarapaty po zwolnieniu? - Tak, bardzo. Myślę, że popełniła błąd. Wisła to wielki klub i powinno się okazywać szacunek jej trenerom, prezesom itd. Miał pan dobre kontakty z panią prezes? - Zawsze mieliśmy dobre relacje. Byłem wdzięczny za sprowadzenie ważnych piłkarzy, zwłaszcza Carlitosa, o którego transfer bardzo zabiegałem. Zawsze dobrze nam się rozmawiało. Porównywanie mnie jednak do innego trenera uważam za nieetyczne. Myślę, że powinno się robić takie porównania z punktu widzenia całego klubu, a nie konkretnych osób. Uważam, że to nie było potrzebne. Każdy ma jednak prawo popełniać błędy. Ja powiedziałem, co musiałem powiedzieć. Wszystko jednak z szacunkiem do klubu. Wisła jest dużo większa niż my! My jesteśmy tylko jakimś etapem w jej historii. Są prezesi, trenerzy... Klub zawsze jest jednak nad nami. Domyśla się pan, dlaczego pani prezes powiedziała takie rzeczy? - Myślę, że po to, żeby się jakoś usprawiedliwić. Wiele osób było zdziwionych tą decyzją. Może dla niej to było najlepsze rozwiązanie. Pojawiła się osoba nowego trenera i widocznie uznano, że to będzie lepsza opcja. To nie była spontaniczna decyzja. Wykorzystano odpowiedni moment i zdecydowano się na zmianę. Jestem w futbolu 30 lat i takie rzeczy zawsze powinny być przemyślane i robione ze zdrowym rozsądkiem. Myślę jednak, że w tym przypadku brakuje zdrowego rozsądku. Tutaj ważna jest kwestia ekonomiczna całego klubu. Będą musieli zapłacić dwóm trenerom. Nie wiem, jakie oni mieli ku temu powody. Może za tym stoją jakieś pieniądze, nie mam takiej wiedzy. Nie sądzę jednak, żeby tak było, bo od trzech miesięcy ja nie dostałem wypłaty. Zawodnicy też nie byli do tej pory w lepszej sytuacji. To problem, który ma wiele drużyn w Polsce. To prawda. - To jednak naprawdę zaskakujące, kiedy nie dostajesz pensji i zwalniają cię z pracy. Nigdy coś takiego mi się nie zdarzyło. Przed przyjściem do Wisły nie wiedział pan, że ma problemy ekonomiczne? Wiele się o tym mówiło. - Tak, zdawałem sobie z tego sprawę. Podchodziłem do tego z głową, nie kierowałem się sercem. Dlatego nie zatrudnialiśmy piłkarzy, na których nie mogliśmy sobie pozwolić. Szukaliśmy niewygórowanych finansowo zawodników. Drużyna, sztab szkoleniowy i ludzie pracujący w klubie zdawali sobie sprawę, że ma on swoje problemy. Mijały miesiące, ale nikt nie protestował, bo sądziliśmy, że w końcu klub nam zapłaci. Ja mam z tym problem do dzisiaj. Na początku te wypłaty przychodziły regularnie? - Nie. Zawsze były jakieś zaległości, bo klub miał problemy, o których pewnie niewiele osób wie. Mówiłem zawodnikom, zwłaszcza tym, których ściągaliśmy z Hiszpanii, jaka jest sytuacja Wisły. Oni byli na to przygotowani, rozumieli sytuację. Jak to było z tymi nowymi technologiami? Miał pan do nich dostęp w klubie? - Odpowiem przykładem. Jeśli nie jesteś w stanie zapłacić miesięcznych opłat swojej rodziny, nie masz na to, żeby kupić jedzenie, to nie możesz sobie pozwolić na nowe technologie. To prawda, ale pani prezes zasugerowała jednak, że to pan nie chciał z nich korzystać. - (śmiech) Myślę, że pani prezes popełniła błąd mówiąc takie rzeczy. Chciała się wytłumaczyć odnosząc się do rzeczy, które w tym przypadku nie miały większego znaczenia. Nie byłem odpowiednim trenerem, bo zawodnicy nie mieli kamizelek GPS? One kosztują. Nie mogliśmy korzystać z takich rzeczy, bo nie było na to pieniędzy. Wiele drużyn z Ekstraklasy je ma, bo ma wyższy poziom ekonomiczny. Dobrze wiedzieliśmy, w jakim jesteśmy położeniu. Wymówki, które zostały przytoczone przez panią prezes dla mnie były bardzo zaskakujące. Adrianna Kmak Wkrótce II część wywiadu z trenerem Kiko Ramirezem.