Kiko Ramirez to zawzięty, charakterny człowiek. Na testy do pierwszego klubu poszedł mimo złamanej ręki, a gips przykrył pod dresem i grał w nim, mimo upału. Ciężki, sztywny opatrunek nie przeszkodził. Był jedynym piłkarzem , który przeszedł egzamin. Ojciec odradzał mu karierę piłkarza. "To strata czasu" - uzasadniał, namawiając Kiko do kariery naukowej. Syn się jednak uparł i piłce poświęcił życie. Interia: Wisła to klub z wielką historią w Polsce. Od kilku lat zmaga się też jednak z dużymi trudnościami. Z klubu odszedł wieloletni właściciel - Bogusław Cupiał i Wisła miała problemy, zwłaszcza, jeśli chodzi o kwestie finansowe. Miał pan tego świadomość? Kiko Ramirez, trener Wisły: Tak. Futbol na świecie, zwłaszcza jeśli mówimy o Europie, zmaga się z dużymi problemami. Bardzo dobrze rozumiem powagę sytuacji, w jakiej znajduje się ten klub. Myślę, że największymi poszkodowanymi w tej sprawie są kibice. Rozumiem, że nie są zadowoleni, kiedy ich ekipa nie wygrywa i nie znajduje się na poziomie, na jakim chcieliby, żeby była. Jestem trenerem, który rozumie te kwestie znakomicie. Musimy wspierać kibiców. W piłce nożnej grają tylko piłkarze. Dla mnie najważniejsze, aby w piłce piłkarze dawali z siebie maksimum, a kibice ich wspierali. Dla mnie dwie wielkie rzeczy w futbolu to kibic i piłkarz. Cała reszta to nasza praca. Kierujemy, sprawiamy, że wszystko dobrze funkcjonuje. Dla pana futbol to coś więcej niż tylko praca? - Przyjście do Wisły jest dla mnie wyzwaniem. Nie chciałbym, żeby ludzie myśleli, że przyjdzie magik, trener, który od razu dokona cudów. Praca w piłce jest bardzo wymagająca. Jeśli wiemy, że kibice, zarząd, sztab trenerski i piłkarze pracują w drużynie, wtedy mogą przezwyciężać inne ekipy. Musimy mieć jednak dużo pokory. Na dzień dzisiejszy jest dziewięć lepszych zespołów od Wisły. To mówi nam tabela i statystyki. Będziemy walczyć, żeby być wyżej. Mecz po meczu musimy dojść do miejsca, w którym ludzie chcieliby widzieć tę ekipę. Wszystko jednak mały krokami. To ważne. Jak pan myśli, na którym miejscu Wisła może być w tym sezonie? - Na obecną chwilę jest kilka celów. Pierwszy to awans do najlepszej ósemki, a drugi to znalezienie się na samym szczycie. Bylibyśmy w błędzie, gdybyśmy teraz myśleli o pierwszym miejscu. Na razie musimy skupić się na pierwszej ósemce. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, będziemy walczyć, żeby być najlepsi. W życiu zawsze walczy się o to, żeby być najlepszym, zawsze. W jednym meczu możesz wygrać, zremisować, ale też normalne jest, że możesz przegrać. Ta drużyna musi mieć mentalność zwycięzców. Myślę, że możemy to osiągnąć. W Polsce bardzo rzadko daje się szanse młodym. Jak pan się na to zapatruje? Piłka potrafi być złudna, zwłaszcza jeśli chodzi o wiek. Czasami 18-letni piłkarz pozostawia mniej złudzeń niż ten, który ma lat 38. Może być też jednak odwrotnie. Wiek broni się doświadczeniem, wiedzą, jak zachować się w różnych sytuacjach. Dla mnie cyfry nie mają znaczenia. Jeśli ktoś zasługuję na grę, to gra. Jest pan w Krakowie bez swojej rodziny. Domyślam się, że musiała to być dla pana trudna decyzja. Tak. To najtrudniejsza decyzja, jaką podjąłem. Moja rodzina bardzo jednak wierzy we mnie i moją pracę. Ja też wierzę mocno w moją rodzinę. Za jakiś czas będą znowu ze mną. Chciałbym, żeby moje dzieci tu studiowały. Jestem pewny, że będą mi tutaj towarzyszyć. Kiedy chciałby ich pan tutaj sprowadzić? Zobaczymy się pewnie jakoś mniej więcej za miesiąc. Chciałbym jednak, żeby dzieci skończyły szkołę i w nadchodzącym roku mogły się uczyć już tutaj i być ze mną każdego dnia. Jestem optymistą i myślę, że nam się to uda. Co było dla Pana najważniejsze jako piłkarza? - Moi przyjaciele, koledzy z drużyny. Futbol to też trofea, ale zostają tylko przyjaciele, niezapomniane chwile, których nie da się wymazać. W piłce najważniejsi są ludzie. Na pierwszy test w pana karierze przyszedł pan z gipsem. To pokazuje, że jest pan osobą bardzo zawziętą. - Wywodzę się z generacji, którą samo posiadanie butów do grania dużo kosztowało. Gra w piłkę dużo mnie kosztowała. W tamtym momencie rodzice chcieli, żeby się uczyć i pracować. Jestem z pokolenia, która jest bardzo wytrzymała. Wszystko, co osiągaliśmy, dużo nas kosztowało. Taką właśnie mam mentalność. Chciałbym ją także przekazać moim piłkarzom. Myślę, że jestem osobą, która dużo walczy w swoim życiu. Czy nie boi się pan, że język może stanowić problem w pana kontaktach z zawodnikami? - Uważam, że futbol jest międzynarodowy. Wielu zawodników wyjeżdża teraz do Chin, gdzie kultura jest kompletnie inna od europejskiej. Trenerzy też podróżują po całym świecie. To ważne żeby się komunikować i rozumieć nawzajem. Myślę, że mam dobry zespół w pracy i osoby, które mi pomogą, znają dobrze hiszpański i polski. Ja nie uczę się tylko języka, ale też kultury. Integracja jest bardzo ważna, kiedy jesteś w innym kraju. Nie tylko jeśli chodzi o język, ale także o kulturę. Ja mam zamiar to zrobić i nie sądzę, żeby to była jakaś bariera. To kolejna próba w moim życiu. Polska kultura bardzo różni się od tej hiszpańskiej. Hiszpanie są bardziej optymistyczni, my bardziej lubimy narzekać, snuć czarne scenariusze. Myślę, że to może być pewne utrudnienie dla pana. - Ja nie chcę nikogo zmieniać. W Hiszpanii mówi się, że szklanka jest do połowy pusta i do połowy pełna. Dla mnie zawsze jest do połowy pełna. Jestem wielkim optymistą. To będę też chciał przenieść na moich piłkarzy. Jako trener wiem, że będą liczyć się wyniki. Chcę dobrze przygotować drużynę, na wszystkie sytuacje. Wszystko zależy jednak od piłki. Jeśli będzie wpadać do bramki, Kiko Ramirez będzie wielkim trenerem, jeśli nie będzie chciała wpadać, tak się nie stanie. Myślę, że ten klub od kilku lat nie jest tam, gdzie chciałby być. Trzeba więc zrozumieć kibiców, środowisko, media. Myślę, że kiedy ta drużyna znajdzie się na miejscu, w którym powinna być, zaświeci tutaj słońce. Jeśli zmienimy tę sytuację, przywrócimy drużynę na właściwe miejsce, będzie walczyć zawsze o mistrzostwo. Jestem przekonany, że zostanę w klubie i będę tutaj mieszkać. W pana życiu praca w futbolu zawsze wymagała od pana wielu wyrzeczeń. Pana ojciec nie chciał, żeby grał pan w piłkę. Kiedy awansował pan z Malagą do Primera Division, nie mógł pan grać. Mimo wszystko ma pan wciąż duże zawzięcie do tego sportu. - Futbol pozbawił mnie wielu rzeczy, ale też wiele mi dał. Myślę, że doszedłem do momentu, gdzie zbieram tego owoce. Z powodu jednego karnego, nie udało mi się osiągnąć celu z moją poprzednią drużyną. Wszystko zależało od jednego karnego, szczęścia. Nie udało nam się awansować. Dzięki jednak temu rzutowi karnemu, jestem tutaj. To jest plus tej sytuacji. Jestem w wielkim klubie, sytuacji bardzo uprzywilejowanej, trampolinie, która pomoże mi rozwinąć się w piłce nożnej. Zawsze trzeba pozytywnie do wszystkiego podchodzić. Na kim się pan wzorował będąc dzieckiem? - Miałem wielu znanych piłkarzy, których uwielbiałem. Liga hiszpańska miała wtedy takich zawodników, jak Maradona, Hristo Stoiczkow, Michael Laudrup. Pamiętam ich z dzieciństwa, bo byli typem bardzo ofensywnych zawodników. Bardzo podziwiam futbol i szanuję zawód piłkarza i dlatego też bardzo tego bronię. Zawszę staję po stronie piłkarzy i staram się rozumieć kibiców. Jaka drużyna albo trener teraz pana najbardziej inspiruje? - Moja filozofia jest podobna do tej Diego Siemone. Zawodnicy trafiają do wielkich drużyn. U Guardioli wielcy piłkarze grają w wielkich drużynach. Moja praca pod tym względem jest bardziej podobna do Diego Simeone. Musisz osiągać wyniki z tym, czym dysponujesz i wyciągać z tego jak najwięcej. Dlaczego zdecydował się pan pracować jako trener? - W piłce najpiękniejsze jest granie na boisku. Z przyjemnością grałbym nawet mając 40 lat, ale na pewnym etapie, trzeba zrobić krok dalej w swoim życiu. Obecnie jestem w sytuacji, w której podoba mi się konstruowanie, tworzenie. Lubię stać u boku piłkarzy i gry w piłkę. Próbował pan pracować gdzieś poza piłką? - W pewnym momencie studiowałem, pracowałem i grałem w piłkę. Zmuszała mnie do tego sytuacja. Zawsze wiązałem moje życie z piłką. Poświęciłem temu wszystko. Jaka jest pana ulubiona drużyna w Hiszpanii? Jest pan Katalończykiem, więc na myśl nasuwa się od razu Barcelona. - Lubię futbol, jaki gra Barca. Myślę jednak, że piłkarze są bardzo przywiązani do miejsca, gdzie zaczynali, ja do Gimnastic Tarragona. Grałem tam prawie 20 lat. Byłem tam trenerem. To moje barwy. Gimnastic oczywiście nie jest na poziomie Barcelony, czy Realu Madryt. Podziwiam piłkarzy Barcelony. Myślę, że najlepszym ich zawodnikiem przez ten cały okres jest Messi. Lubię też jednak Real Madryt. Gdybym miał wybrać jedną drużynę, to na pewno byłby to zespół z miejscowości, gdzie się wychowałem, czyli Gimnastic. Rozmawiała: Adrianna Kmak Ty też możesz pomóc! Czekamy na Twoje wsparcie!