Wisła jest w tragicznym położeniu - trwa ciułanie każdej złotówki, by tylko móc zapłacić miastu za stadion. I to nie za cały sezon, ale każdy kolejny mecz. W tej sytuacji do pomocy wzięli się kibice. Jedni produkują cegiełki, inni kupują karnety, a jeszcze inni dorzucają się na konto, które wskazało SKWK. Pieniądze z tego źródła w żadnym stopniu nie zrekompensują jednak krzywdy, jaką stowarzyszenie kilka dni temu wyrządziło Wiśle. Bo właśnie kosztem klubu SKWK urządziło sobie pokaz siły. Cios, który może być nokautujący "Większość kibiców Wisły nie popiera zatrudnienia Łukasza Surmy na stanowisku trenera drużyny CLJ" - napisało na swojej stronie SKWK, a to jasno określało ich stanowisko - zrobimy wszystko, by Surma przy Reymonta nie pracował. I długo na osiągnięcie celu nie musieli czekać, bo trener zrezygnował sam. SKWK wytykało mu brak szacunku do Wisły, całowanie herbu Legii itd., itp. I przyjmijmy nawet naciąganą wersję, że stowarzyszenie miało rację, jednak sposób, w jaki zadziałało, jest dla Wisły ciosem, który może być nokautujący. W świat poszedł bowiem jasny przekaz - Wisłą rządzi stowarzyszenie. O zatrudnianiu nie decyduje zarząd, który odpowiada za sytuację finansową i wyniki. Nie decydują też co dopiero zatrudnieni dyrektor sportowy i trener, którzy poszukiwali jak najlepszego łącznika między seniorami a młodzieżą. Decyduje SKWK, które ani nie skończyło kursów menedżerskich, ani nie ma papierów trenerskich. Dla Arkadiusza Głowackiego i Macieja Stolarczyka szkolenie miało być oczkiem w głowie, więc dobrali sobie najodpowiedniejszych dla siebie ludzi. Pewnie sprawdzali rynek, toczyli rozmowy, analizowali kandydatów, negocjowali pensję, ale na końcu popełnili wielki błąd - zapomnieli zapytać o akceptację SKWK. Stowarzyszenie bez odpowiedzialności Tego typu stowarzyszenia mają swój świat. I nawet jeśli Surma nie mieścił się w jego ramach, to SKWK powinno załatwić sprawę w zupełnie inny sposób. O tym, że Surma ma trenować z wiślacką młodzież wiadomo było dużo wcześniej. Czy w tej sytuacji delegacja stowarzyszenie nie mogła zadzwonić do swojego byłego prezesa, a dziś wiceprezesa klubu Damiana Dukata z informacją: "Słuchaj, nie akceptujemy Surmy. Dajcie sobie spokój, po cichu mu podziękujcie i będzie po sprawie". Nie, SKWK wolało urządzić sobie pokaz siły, o którym dowiedziała się cała Polska. Najpierw ogłoszono zebranie, z którego poszły przecieki. Następnie ukazał się komunikat, a na końcu zrezygnował Surma. SKWK triumfowało, bo zebrało szacunek w swoim kibicowskim świecie. Dziś może się chwalić, że cała Polska widzi, jaki mają wpływ na Wisłę. I tak, cała Polska widzi. Widzą mniejsi przedsiębiorcy, poważni biznesmeni, a także ludzie, którzy być może planowali zainwestować w Wisłę. Ludzie, którzy mogli myśleć o wpompowaniu w klub milionów złotych, podczas gdy dziś każdy tysiąc w kasie jest na wagę złota. I ci ludzie o losie swoich milionów raczej nie będą chcieli współdecydować ze stowarzyszeniem. A jak widać - w Wiśle nie jest to możliwe. Łatwo jednak torpedować kolejne pomysły, zniechęcać inwestorów, wyrzucać trenerów, konfliktować pracowników klubu, burzyć politykę szkoleniowców, odpalać race, narażać klub na kary. Szkoda tylko, że za na końcu za to wszystko zawsze odpowiada zarząd i trenerzy, ale nigdy SKWK. Piotr Jawor