Ówczesny trener Pogoni Szczecin, obecny selekcjoner reprezentacji do lat 21 - Czesław Michniewicz żałował, że Kamil Wojtkowski tak wcześnie wyjechał do Niemiec. - Mógł w Polsce budować swoją pozycję, tak jak zrobili to Linetty z Kownackim i wyjechać jako ukształtowany piłkarz. Ja stawiałem na niego, a on dawał dobre zmiany - opowiadał Michniewicz, gdy dwa lata temu Kamil zdecydował się zamienić "Portowców" na RB Lipsk, grające wówczas jeszcze w 2. Bundeslidze. Ekipa z Lipska po awansie była "czarnym koniem" Bundesligi, zdobyła wicemistrzostwo Niemiec. Młody Polak w niej jednak nie zaistniał, a na dodatek w marcu tego roku złamał nogę, co przekreśliło jego szanse na złapanie się do składu pierwszej drużyny. Przed kontuzją Kamil grał głównie w juniorach, czasem w rezerwach. Rok 2017 zaczął się dla niego obiecująco: w styczniu i w lutym dwa razy załapał się na ławkę rezerwowych pierwszej drużyny - na mecze z Hoffenheim i Borussią Dortmund, ale nie dane mu było debiutować. Później doznał fatalnej kontuzji, po której postanowił wracać do Polski. - Ale wyjazdu do Niemiec i tak nie żałuję. Rozwinąłem się tam piłkarsko, a przede wszystkim fizycznie. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia z 2015 roku - wyjeżdżałem jako chłopiec, a w Lipsku okrzepłem. Teraz widać różnicę - nie mija się z prawdą Wojtkowski. Zapytaliśmy Kamila o to, jakie są różnice w treningach w Ekstraklasie i w Bundeslidze, jeśli chodzi o intensywność i czas trwania zajęć. - Pierwsze miesiące w Lipsku były bardzo ciężkie, musiałem przyzwyczaić się do tempa. Gdy to załapałem, to praca na sto procent, moja i całego zespołu, przyniosła efekty. A jakie są różnice w intensywności? Wiele zależy od piłkarza, od tego, w jaki sposób podchodzi do obowiązków - porównuje Wojtkowski. Był w juniorach Legii Warszawa, ale w 2014 roku przeniósł się do Pogoni Szczecin i tam, w wieku zaledwie 16 lat, zadebiutował w Ekstraklasie. Pierwszy występ w najwyższej lidze nie pochodził na pewno z jego marzeń - 18 października 2014 roku "Portowcy" dostali lanie od Jagiellonii 5-0. Kamil wszedł na ostatnie pół godziny, już przy stanie 3-0. Kiko Ramirez w Wiśle daje mu pograć od początku sezonu. Najpierw Wojtkowski dostał 16 minut w Szczecinie, później 26 min w spotkaniu z Bruk-Betem Termalicą , a ostatnio, w Zabrzu, wyszedł w wyjściowym składzie i był bliski zdobycia bramki. - Pewnym wyjściowego składu nie mogę być nie tylko w Wiśle, ale musiałbym o to walczyć też w każdym innym klubie Ekstraklasy. Nikt nie daje tego za darmo - podkreśla Kamil Wojtkowski. Przyszłość ma tylko w swoich rękach: Hiszpanie w Wiśle (dyrektor Manuel Junco i trener Kiko Ramirez) traktują go jak swojego, dostrzegają jego potencjał, a o grającym dobrze i regularnie byłym podopiecznym z pewnością przypomni sobie Czesław Michniewicz w momencie wysyłania powołań do młodzieżowej reprezentacji Polski. - Na razie telefon milczy w sprawie zainteresowania reprezentacji młodzieżowej. Może to i dobrze, bo mogę się całkowicie skoncentrować na treningach i grze dla Wisły - mówi Wojtkowski. Już dziś o godz. 20:30 powinniśmy go zobaczyć w składzie Wisły Kraków, w wyjazdowym starciu z imienniczką z Płocka. Transmisja w Canal+ Sport. Michał Białoński