Adrianna Kmak, Interia: Przed przyjściem do Wisły nie grałeś zbyt dużo w ostatnim klubie. Tutaj szybko wskoczyłeś do pierwszej jedenastki. Nie miałeś problemów fizycznych z powrotem do regularnej gry? Ivan Gonzalez, obrońca Wisły Kraków: Nie. W Hiszpanii nie grałem dużo, ale byłem w dobrej formie fizycznej. Kiedy nie grasz takie przygotowanie jest bardzo ważne. Miałem treningi personalne, które bardzo mi pomogły i pozwoliły utrzymać odpowiedni poziom. Jakiego języka używasz na boisku, żeby porozumieć się z kolegami? - Głównie dominuje angielski. Chcę też nauczyć się trochę polskiego. Od kolegów uczę się boiskowych słówek. Poza boiskiem może być dużo trudniej, ale w trakcie meczów to podstawa. Zacząłeś już naukę polskiego? - Tak, uczę się wielu słówek. Jakie już znasz? - Głównie to słówka z gry na boisku. "Czas", "lewa", "prawa" - takie rzeczy. Szczerze mówiąc na boisku idzie mi z tym całkiem nieźle. Masz jakiegoś nauczyciela od polskiego czy uczysz się sam? - Na razie chcę nauczyć się rozmawiać głównie z kolegami na boisku. Jestem osobą, która lubi dużo mówić w trakcie gry. Często pytam się ich o różne słowa i na razie uczę się głównie od nich. Jak Ci się współpracuje z Arkadiuszem Głowacki na środku obrony? To piłkarz z bardzo dużym doświadczeniem w polskiej lidze. - To osoba, która umie dobrze przewidywać boiskowe sytuacje. Dobrze nam się współpracuje. Od pierwszego meczu razem, zawsze staramy się sobie nawzajem pomagać. Z kim z drużyny najlepiej się dogadujesz? - Oczywiście z Hugo, który mówi po Hiszpańsku i Polem, który jest Hiszpanem tak, jak ja. Staram się jednak mieć dobre relacje z wszystkimi, bo to ważne w drużynie. Jesteśmy jak jedna rodzina. Grałeś w różnych ligach na świecie. Jak oceniasz polską ekstraklasę? To interesująca liga. Myślałem, że to liga mniej techniczna, co mnie tutaj bardzo zaskoczyło. Niektóre drużyny mają też dobrą filozofię gry, co według mnie jest ważne. Jestem tu już ponad dwa miesiące i uważam, że decyzja, którą podjąłem była prawidłowa. Słyszałam, że przed wejściem na boisko masz pewne rytuały np. zawsze wchodzisz na murawę prawą nogą. To prawda? Tak, mam trochę rytuałów. Jestem trochę przesądny. Zawsze wchodzę na boisko prawą nogą, ale najważniejsza jest oczywiście koncentracja na meczu, żeby wszystko układało się dobrze. Jakie wrażenie zrobił na tobie klimat panujący na stadionie przy Reymonta? - Szczerze mówiąc kibice są niesamowici. Myślę, że tutaj dla Polaków to tradycja, religia, żeby przyjść na stadion i wspierać swoją drużynę. W Hiszpanii, kiedy grają wielkie ekipy, wiadomo, że się im kibicuje. Tutaj to jednak coś naturalnego. Byłem tym bardzo zaskoczony. W Hiszpanii ludzie też szaleją na punkcie piłki. - Tak, ale jest trochę inaczej. W ostatnim roku w Alcorcon mieliśmy jakieś trzy tysiące kibiców na trybunach. Tutaj dochodzi nawet do 10 tysięcy na zwykłym meczu. Myślę, że jeśli nasza drużyna będzie w dobrej formie, szybko przyciągnie fanów, ponieważ na to zasługują. Jakiś czas temu panowała zła sytuacja, ale teraz uważam, że kibice będą mogli być z nas zadowoleni. Co wiedziałeś o Wiśle przed transferem? - W tamtym momencie niewiele. Wiedziałem, że grała z Barceloną i przegrała na wyjeździe 0-4, a u siebie wygrała 1-0. Grałem w innych ligach i tam niewiele mówiło się o polskiej piłce. W Rumunii, w Targu Mures, gdzie grałeś jakiś czas temu, klub zalegał z wypłatami, miał problemy ekonomiczne. W Wiśle one też miały niedawno miejsce. Nie bałeś się, że sytuacja może się powtórzyć? - Każdy piłkarz jest inną osobowością. Jeśli chodzi o pieniądze, w Targu Mures, gdzie grałem, przez ostatnie sześć miesięcy mi nie płacono. Dla mnie to były jednak jedne z najlepszych miesięcy w życiu, ale tylko dlatego, że byłem na bardzo dobrym poziomie sportowym. Poza twoim ojczystym krajem tak naprawdę ciężko odzyskać takie zaległości. Często ludzie mówią: "On gra tylko dla pieniędzy". Ja przez sześć miesięcy w Rumunii grałem za darmo, ale zostałem tam i dzięki temu dostałem później szansę gry w Hiszpanii, a teraz tutaj. Strach przed taką sytuacją jest zawsze, ale ja mam zamiar przede wszystkim grać. Jeśli chodzi o płatności w Wiśle, przyszłość pokaże jak będzie. Ja skupiam się na graniu i robieniu tego dobrze. Sześć miesięcy grałeś za darmo. Udało Ci się później odzyskać chociaż część zaległości? - Nie. Pracowałem całkowicie za darmo. W Rumunii FIFA i UEFA inaczej patrzą na te sprawy. Liga nie jest tam zabezpieczona. Możemy zwrócić uwagę w tej sytuacji tylko na pieniądze, ale tak, jak mówiłem wcześniej, dzięki tym sześciu miesiącom inne kluby zaczęły się mną interesować. Przed transferem do Wisły słyszałeś o jej problemach finansowych? - Tak. Dochodziły do mnie głosy, że kiedyś były z tym problemy, ale zdecydowałem się na transfer. Kiedy już podejmę jakąś decyzję, mogę za nią umrzeć. Chciałem tutaj przyjść, obrać nową drogę i dać z siebie, jak najwięcej jestem w stanie. Wiem, że miałeś ofertę z Legii Warszawa. Dlaczego nie zdecydowałeś się na grę w Polsce? - To była inna sytuacja. Byłem młody, grałem w dobrej ekipie, jaką była druga drużyna Realu Madryt. Miałem inną mentalność. Chciałem grać w Hiszpanii, w Primera Division. Myślę, że nie decydując się na grę w Legii, podjąłem dobrą decyzję. Patrząc na to dzisiaj uważam, że nie był to zły ruch. Gram teraz w całkiem niezłej drużynie i mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Mógłbyś porównać treningi, jakie miałeś w Realu Madryt do tych tutaj? - Tam była inna struktura i system treningów. Uważam jednak, że Kiko (Kiko Ramirez - trener Wisły - przyp. red.), który trenował w Hiszpanii, jest bardzo dobrze obeznany z tamtejszym systemem szkolenia. Myślę, że staramy się trenować w podobnym stylu, jak w Hiszpanii. Treningi są bardzo podobne, ale nigdy nie podejmę się ich porównywania. Masz jakieś kontakty z zawodnikami z Realu, z którymi grałeś? - Tak. Jestem w kontakcie z Alvaro Moratą, który jest moim dobrym kolegą. Mam kontakty z wieloma zawodnikami z tamtej drużyny. Wiadomo, że kiedy jesteś za granicą pewne relacje się urywają, ale takie jest życie. Brałeś udział w kilku przygotowaniach do sezonu pierwszej drużyny Realu. Jaki jest Jose Mourinho w szatni? - To bardzo osobliwy trener z ogromnymi ambicjami. To niezwykły szkoleniowiec, jeden z najlepszych na świecie, z którym miałem przywilej pracować. Spędziłem z nimi jakieś 15-20 dni. Przed przyjściem do Realu Madryt miałeś podobno ofertę m.in. z Liverpoolu? - To był mój pierwszy rok w Maladze, gdzie radziłem sobie całkiem nieźle. Miałem wtedy wiele ofert z takich drużyn, jak Liverpool, Atletico Madryt. Malaga nie zdecydowała się mnie wtedy sprzedać. Rok później pojawił się szejk, czego nikt się nie spodziewał. Akademia miała wtedy sporo problemów i ja byłem wśród nich. Nowy właściciel nie chciał zawodników z własnej szkółki? - Sytuacja całkowicie się zmieniła. Klub, który był znany ze stawiania na wychowanków, nagle zrobił mnóstwo transferów. Zawodnicy z akademii zeszli na drugi plan. Dlaczego odszedłeś z Realu Madryt? - Zaoferowano mi przedłużenie umowy o kolejny rok, ale uznałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie opuszczenie klubu. Chciałem rozpocząć nowy etap. Wtedy też chciała mnie Legia i byłem w Warszawie. Nie przedłużyłem umowy z Realem, bo szukałem innego rozwiązania. Chciałem grać w Hiszpanii, w Primera Division. Kiedy to się nie udało, szukałem innego rozwiązania.