Dla was, kibiców, Głowacki to tysiące wślizgów i dziesiątki blizn na głowie, a Brożek 133 gole i historia przeobrażania się chłopca w Pana Piłkarza. I dobrze - kibic ma swój klub, swoich idoli i prawo do idealizowania. Ale Arka i Pawła idealizować nie musicie - żegnacie profesjonalistów i piłkarskich hipsterów, dla których klub to było coś znacznie więcej niż tylko miejsce zarabiania pieniędzy. Plan, który nie wszedł w życie Praca z nimi była przyjemna, choć pełna zaskoczeń. By porozmawiać z Pawłem, kiedyś musiałem go gonić. Uciekał specjalnie, z uśmiechem na ustach, a wszystko wyglądało jak pościg betoniarki za porsche Głowackiego. Z kolei czasem pewnie łatwiej byłoby namówić na randkę uroczą i niemal niedostępną blondynkę niż przekonać do rozmowy Arka. Blondynka po kilku prośbach pewnie by się zlitowała, od Głowackiego czasem trzeba było nasłuchać się wielu bardzo grzecznych, ale stanowczych "nie, nie, nie". Dla dziennikarza to jak policzek, ale dziś zrozumiały - byli na tyle ważnymi piłkarzami, że rozmawiać z nimi chciał każdy. Ale byli też zbyt ważni, żeby za każdym razem oceniać równowagę defensywno-ofensywną Górnika Łęczna, Odry Wodzisław, czy Szczakowianki Jaworzno. Ludźmi odpowiedzialnymi za drużynę i klub stawali się jednak po meczach. Przegrana z Legią? Głowacki cierpliwie się tłumaczy. Piąta porażka z rzędu? Brożek ze wzrokiem wbitym w ziemię, ale odpowiada na kolejne pytania. U nich nie przeszłaby taka akcja, jak dziś u piłkarzy Lecha Poznań. Przegrałeś? Stajesz i tłumaczysz się jak mężczyzna, a nie uciekasz z klubu tylnymi drzwiami. I nie było to modne ostatnio w Ekstraklasie miotanie przekleństwami, po którym to przeklinający z przegranego staje się bohaterem. Nie, tłumaczyli się tak, jakby wiedzieli, że większość ich kolegów jest w Wiśle na chwilę, więc to oni muszą wziąć wszystko na siebie. Kiedyś, z przymrużeniem oka, uknuliśmy z częścią dziennikarzy plan. Wówczas Wisła wlepiała piłkarzom tysiąc złotych kary, jeśli po meczu odmówili wywiadu. Wpadliśmy na pomysł, że może będziemy nękali Radosława Sobolewskiego, żeby w końcu zmiękł pod finansowym pręgierzem i oddał opaskę Głowackiemu (plan oczywiście nigdy nie został zrealizowany). Dla nas praca z takim kapitanem byłaby dużo prostsza i przyjemniejsza, bo Arek nie uciekał we frazesy. Siwizna i mapa z blizn Dla mnie i wielu kibiców Głowacki i Brożek to także wehikuł czasu. Gdy zacząłem zajmować się Wisłą, oni już przy Reymonta byli. Paweł to niemal mój rówieśnik, Arek w wieku starszego rodzeństwa. Gdy dziś widzę, że do gry wchodzą zawodnicy urodzeni w XXI w., to pocieszałem się, że ci z okolic mojego rocznika jeszcze dają radę. Choć Arkowi wypadały już ostatnie włosy, a Paweł toczył nierówną walkę z siwizną. Swoją drogą miał do tego właściwy dystans, bo gdy spotkał jednego z dziennikarzy z tym samym problemem, z uśmiechem wykrzyczał na pół klubu: "Też Ci siwizną sypnęło?! Dam Ci namiar na fryzjera-specjalistę, daje radę!". Obaj potrafili się śmiać z siebie, choć często śmiano się z nich. Mimo że w Ekstraklasie byli piłkarzami wybitnymi, przed laty przyklejono im łatki. Dziennikarze z Warszawy czasem dzwonili do mnie i pytali, "kiedy odpali ten wieczny talent Brożek?", a on kilka dni później pakował przy Łazienkowskiej trzy bramki. Arka mieli znowu za pechowca i zawodnika ze szkła, ale to on przez lata tak poznał swój organizm, że do klubu przyjeżdżał na długo przed treningiem i na siłowni przygotowywał się do kolejnego wysiłku. Gdy kolejni zawodnicy mówili "dość", Arek wyciskał z organizmu kolejne sezony i rozbijał kolejnych, znaczenie młodszych napastników. "Arek, a może kiedyś zrobimy zdjęcie blizn na Twojej głowie i w ten sposób stworzymy mapę boisk Ekstraklasy?!" - zaproponował kiedyś jeden z dziennikarzy. Pustka w szatni Z odejściem Głowackiego i Brożka kończy się pewna Wisła. Ta z meczów z Lazio, Parmą, Barceloną, Panathinaikosem. Wisła zbudowana przez Bogusława Cupiała i najbardziej utytułowana w 112-letniej historii. Wisła budowana głównie na Polakach, nie piłkarzach z zagranicy. Dziś jednak największym problemem klubu nie są kolejni obcokrajowcy w składzie. Problemem jest brak w szatni Głowackiego i Brożka, którzy takim zawodnikom nie pozwolą traktować Wisły tylko jako miejsca pracy. Piotr Jawor