W meczu 5. kolejki PKO Ekstraklasy pomiędzy Wisłą Kraków i Górnikiem Zabrze Żukow znalazł się w wyjściowym składzie "Białej Gwiazdy". Nie zagrał jednak najlepiej i w przerwie został zmieniony. Po meczu wyszło na jaw, że zawodnik sam poprosił o zmianę. Źle się poczuł i nie był w stanie grać dalej. Kilka dni później w krakowskiej drużynie pojawiły się pierwsze przypadki zakażeń koronawirusem. Dziennikarz Szymon Jadczak zarzucił klubowi, że dopuścił do gry chorego piłkarza. Jego zarzuty odparł przewodniczący Rady Nadzorczej klubu Tomasz Jażdyński, który zamieścił w tej sprawie oświadczenie. - Przed meczem czułem się dobrze, nie miałem żadnych objawów chorobowych, dlatego zgłosiłem gotowość i wystąpiłem przeciwko Górnikowi. W czasie trwania spotkania zacząłem odczuwać słabszą dyspozycję i szybciej się męczyć, a nie chcąc osłabiać drużyny poprosiłem o zmianę. Później pojawiła się gorączka i zacząłem gorzej się czuć - powiedział oficjalnej stronie klubu. Jego zdanie podziela też trener Artur Skowronek. Przyznaje, że przed meczem zawodnik nie miał żadnych objawów i nie było jakichkolwiek wątpliwości co do jego stanu zdrowia. - Gieorgij Żukow nie miał żadnych objawów choroby przed meczem, więc rozpoczął go od pierwszej minuty. Dopiero w przerwie zgłosił, że słabo się czuje, dlatego dokonaliśmy zmiany. Później okazało się, że ma podwyższoną temperaturę, a jego stan pogorszył się. Podkreślam jednak, że nic nie wskazywało na chorobę przed rozpoczęciem spotkania, nie było żadnych symptomów. Gdyby były jakiekolwiek objawy, to na pewno nie dopuścilibyśmy do tego, aby wystąpił. Zdajemy sobie przecież sprawę, że wystawianie za wodnika o niepełnej wydolności, to osłabianie drużyny i działanie na jej szkodę! - przyznał szkoleniowiec. MP