Kibice Wisły po raz drugi w ciągu roku dostali sygnał, że Legia może pozyskać z Reymonta kogo tylko zapragnie. W lipcu 2017 r. najbogatszy polski klub, jakim jest Legia, wytransferował z "Białej Gwiazdy" jedynego w Krakowie reprezentanta Polski Krzysztofa Mączyńskiego. Teraz do stolicy przeniósł się Carlos Lopez. Człowiek, który przyćmił resztę piłkarzy ligi dryblingami, charakterem, a zwłaszcza 24 golami i siedmioma asystami, dzięki którym drugich w klasyfikacji kanadyjskiej Igora Angulo i Krzysztofa Piątka wyprzedził o sześć punktów. Odejście Carlitosa z pewnością odbije się negatywnie na sprzedanych biletach i karnetach. Innego wyjścia nie ma. Tacy czarodzieje piłki przyciągają ludzi na trybuny. Na dodatek, z Reymonta odszedł nie tylko Carlitos, ale też Paweł Brożek, który jest już w później jesieni swej kariery, ale przecież w swoim czasie był królem strzelców całej ligi i wielu fanów darzyło go sentymentem. Idealnie byłoby, gdyby borykająca się z problemami finansowymi Wisła sprzedała Carlitosa za granicę. Dinamo Zagrzeb było gotowe zapłacić za Hiszpana milion euro, ale sam piłkarz nie był zadowolony z tego, co proponują mu Chorwaci. Sprzedając Carlosa do Legii, Wisła wzmacnia zespół, z którym ma rywalizować w lidze, ale na takie kalkulacje zarządu krakowskiego klubu nie stać. Wobec kłopotów z niezapłaconymi rachunkami za stadion i kolejką innych wierzycieli. Piłkarze Wisły nie narzekają, gdyż pod koniec czerwca dostali zaległe wypłaty za koniec lutego i za marzec. Miasto jednak nie może się doczekać wpłaty za najem stadionu. Teraz powinny się znaleźć na to pieniądze. W pewnym sensie ratunkiem może być zmiana polityki transferowej. Przy Reymonta przestawili wajchę na polskich piłkarzy. Dotychczas obowiązywała teza, że młodzi Polacy są za drodzy, teraz, po zmianie dyrektora sportowego (Arkadiusz Głowacki zastąpił Manuela Junco) okazało się, że pojawili się w klubie szeroką falą: Mateusz Bogusz, Riccardo Grym, Marcin Grabowski, Dawid Kort, Mateusz Lis, Patryk Serafin, do tego z banicji wrócili: Rafał Pietrzak, Piotr Żemło i Adam Kokoszka, który na razie trenuje z ekipą, ale kontraktu jeszcze nie ma. Wystarczy, że jeden z wymienionych przebije się do wyjściowego składu, a już będzie wielka korzyść nie tylko dla Wisły, ale dla całej polskiej piłki. Hiszpańskie porządki przy Reymonta oznaczały sprowadzenie dobrych piłkarzy: Carlitosa, Paula Lloncha, Ivana Gonzaleza, Jesusa Imaza, ale też odstawienie polskiego lidera, jakim bez wątpienia jest Patryk Małecki. To piłkarz, który ma swój charakter i nie zawsze łatwo się go prowadzi, ale jeśli ktoś znajdzie z nim wspólny język, jak potrafił to zrobić choćby zdobywca ostatniego mistrzostwa dla krakowian - Robert Maaskant, to korzyści są ogromne dla wszystkich stron. W sezonie 2016/2017 "Mały" należał do centralnych postaci Wisły, napędzał jej grę, strzelał gole, asystował (zanotował osiem goli i trzy asysty). Z rozmowy z ludźmi ze sztabu Adama Nawałki wiemy, że w marcu 2017 r. Patryk był bliski powołania do kadry. Gdyby grał dalej, to przy posusze skrzydłowych w polskiej piłce, pewnie by się w końcu doczekał telefonu od Nawałki. Tymczasem Kiko Ramirez, a później Joan Carrillo przestali na niego stawiać. O ile Ramirez miał ku temu powód - kontuzję kolana, jakiej Patryk nabawił się jesienią 2017 r., o tyle Carrillo nie stawiał na niego za karę. Za palnięcie jakiegoś głupstwa po sparingu. "Mały" na treningach był wyróżniającą się postacią, a i tak brakowało dla niego miejsca choćby na ławce rezerwowych. Teraz trenerem Wisły jest jej były obrońca Maciej Stolarczyk i w szatni wróciła normalność. Nikt nie jest karany za to, że nie mówi po hiszpańsku. Wszyscy ciągną wózek w jedną stronę, dobra atmosfera wróciła. Najważniejszy wpływ na nią będą miały wyniki ligowe. Pierwszy mecz już 21 lipca z Arką Gdynia w Krakowie. Michał Białoński