Interia: Właśnie urodził się panu syn. W związku z tym w nowy sezon pewnie wchodzi pan z dużym optymizmem? Paweł Brożek, napastnik Wisły Kraków: - Oczywiście. Chłopak urodził się zdrowy, żona również dobrze się czuje. Dlatego w nowy sezon wchodzę z pozytywną energią. Jak będzie miał na imię syn? - Aleksander. Jak np. Vuković. Piłkarskie imię. - Można by było wymieniać różnych ludzi, nie tylko piłkarzy... Uważa pan, że piłkarze, którzy przychodzą obecnie do drugiej linii Wisły, gwarantują podobny poziom, co w poprzednim sezonie Łukasz Garguła i Semir Stilić? - Ciężko powiedzieć, bo jeszcze nie widziałem ich w akcji. Zastąpić Semira będzie na pewno bardzo trudno, ale mam nadzieję, że się uda. Jeśli będziemy kolektywem, wszystko może fajnie wyjść. Muszę jednak zobaczyć nowych chłopaków na treningu. Jest pan dobrym kolegą Semira. Faktycznie tak bardzo chciał odejść, czy zastanawiał się, by zostać w Krakowie? Nie próbował go pan namawiać do pozostania? - Liczyłem, że zostanie. Chciałem, by Semir i klub dogadali się, ale tak się nie stało. Życie. Doradzać mu nie mogłem, bo on sam wie, co dla niego dobre. Gdy patrzymy na czołowych napastników polskiej ligi, to z rasowych snajperów w przyszłym sezonie wciąż będzie grał pan i Marcin Robak. Mnóstwo ludzi wyjeżdża, jak np. Mateusz Piątkowski, Orlando Sa, Marco Paixao. To niepokojąca tendencja. - Ja nie wyjadę, bo wiek robi swoje (śmiech). - Mam 32 lata, więc się raczej nigdzie nie wybieram (śmiech). Czy to dobre zjawisko dla ligi? Oczywiście, że nie. Z tego, co wiem, odchodzą też Grzegorz Kuświk czy Kamil Wilczek. Są to zawodnicy, którzy dawali jakość naszej Ekstraklasie. Będzie ich ciężko zastąpić. Nowy sezon będzie jednak kreował nowe gwiazdy. Jakie cele stawia pan sobie przed nowym sezonem? - Nie wiem, zobaczymy. Chciałbym oczywiście przekroczyć magiczną granicę 10 bramek w sezonie. Tego wymaga się od napastnika. Jestem zdrowy i mam nadzieję, że będę dobrze przygotowany do sezonu. Jesteśmy inaczej przygotowywani niż za trenera Smudy. Może nowy bodziec da nową jakość. Ważny jest tu fachowiec w sztabie Moskala, czyli Andrzej Bahr, trener przygotowania fizycznego. Ma dotrzeć nie tylko do waszych mięśni, ale też głów. Jak panu się z nim współpracuje? - Znamy się kupę lat. Trener zna mój organizm, wie, nad czym muszę pracować, ale wie też, kiedy muszę odpuścić. Sezon będzie bardzo długi, a przerwa była niesłychanie krótka. Pewnie większość z was nie myśli w tej chwili o treningu i nie zdążyliście się w pełni zresetować? - Szczerze mówiąc, jeszcze chętnie bym trochę odpoczął ze względu na wiek. Trener Bahr jest jednak na tyle doświadczony, że wie jak obciążenia dawkować. Każdy z nas zdaje sobie też sprawę, że można wpaść w lekki kryzys. Tak też mają największe kluby na świecie. Pewnie przyjdzie okres, w którym będziemy czuć się źle, ale trener Bahr będzie wiedział jak to zneutralizować. Jedynym pana rywalem do miejsca w ataku w poprzednim sezonie był Mariusz Stępiński. Odszedł z klubu, a następców nie widać. Jak pan się z tym czuje? Woli pan np. konkurencję, jaka była za czasów Kuźby i Frankowskiego? - Wtedy to się uczyłem, nie konkurowałem. Każdy klub, który chce wygrywać musi mieć konkurencję w zespole. Nie ma co ukrywać, że ten napastnik musi być. Mówi pan, że chce odpocząć. Może brakuje drugiego napastnika, który dałby motywację do pracy? - Nie mówię o odpoczynku typu wakacje. Musi to być napastnik, który prezentuje jakość. Jeśli wejdzie na boisko, to musi strzelić kilka goli. Byłem na Zachodzie i wiem na czym polega konkurencja. Na jedno miejsce jest trzech czy czterech napastników. Wszędzie na świecie gra się na jednego wysuniętego zawodnika. W Wiśle jest w tej chwili cała gromada młodych piłkarzy. Kojarzy pan w ogóle jak się nazywają? - Tak, znam ich z rezerw. Wcześniej mijaliśmy ich na korytarzach. Np. Handzlik jak ma na imię? - Handzlik? Mówimy na niego Handzlik, po prostu. Powolutku się uczymy siebie nawzajem. Nie muszę wszystkich imion znać. Na pewno będzie czas, by się poznać. Dla nich to na pewno przeżycie, że mogą z wami trenować. A jak wy ich odbieracie? - Też byłem w ich wieku, gdy wchodziłem do drużyny. Co prawda była trochę lepsza niż jest obecnie, dlatego dla nich to wielka szansa. A widzi pan w nich potencjał? - Ostatnio większość czasu spędzam z żoną w szpitalu i nie przyglądałem im się za bardzo. Na pewno będzie na to czas niebawem, bo mamy w Myślenicach obóz i spędzimy razem więcej czasu. Wrócił Tomasz Zając, który jako jedyny dostawał szanse od trenera Smudy. Jak ocenia pan jego ruch? - Myślę, że dobrze zrobił idąc na wypożyczenie. Grał tam, strzelił kilka goli. Możliwość występów z seniorami na pewno mu pomogła. Podejrzewam, że w tym sezonie może dać Wiśle więcej jakości niż wcześniej. Jest dla pana realnym zagrożeniem w walce o miejsce w ataku? - Wiecie, jak to jest... Młody strzeli parę bramek i posadzi starego na ławce. Zobaczymy. Rozmawiali w Myślenicach: Michał Białoński i Łukasz Szpyrka