Symboliki było zresztą więcej na spotkaniu z dziennikarzami, począwszy od szczególnej scenografii. Konferencja odbywała się bowiem na tle dużych ekranów z napisem #prawdziwaWisła i wizerunkiem Kuby Błaszczykowskiego, zachęcających do kupna karnetów przed nową rundą. Dzisiaj kapitan wiślaków rzeczywiście symbolizuje to, co w klubie wydarzyło się dobrego. A najbardziej znamienna scena - świadcząca o tym, jaką pozycję ma Błaszczykowski w nowej Wiśle - wydarzyła się mniej więcej w połowie konferencji, gdy padło pytanie o potwierdzenie specjalnych warunków, na których podpisał kontrakt. Prezes Rafał Wisłocki: - Kuba mówi, że nie możemy o tym powiedzieć, więc nie możemy! - Los to jedno, ale zadawałem sobie też pytanie: czy ja chcę wracać, czy to wszystko się uda zrobić? - zdradzał Kuba, ale nie ukrywał też, że decyzja wcale nie narzucała się sama. - Wątpliwości są i będą, podejmując decyzję, wygrało u mnie serce, choć może nie było to inteligentne działanie. W każdym razie nie żałuję niczego. Teraz walczymy o to, żeby sprzedać jak najwięcej karnetów. Dlatego duży ukłon dla kibiców, że potrafili się tak zmobilizować w tych trudnych chwilach. Z dziennikarzami, oprócz Kuby, spotkali się również prezes Wisłocki, dyrektor sportowy Arkadiusz Głowacki, Jarosław Królewski, biznesmen wspomagający Wisłę oraz Piotr Obidziński, pełnomocnik zarządu ds. restrukturyzacji, ale to Błaszczykowski skupił na sobie całą uwagę. Dosłownie całą. "Wiem, że trzeba doceniać to, co otrzymało się w życiu" I opowiadał, co tak naprawdę skłoniło go do powrotu. - Wisła to klub, który dał mi szansę zaistnieć. Rodzice i babcia wpajali mi, żeby doceniać to, co otrzymało się w życiu i odwdzięczać się, kiedy tylko jest taka możliwość - mówił. Ale zdradził też, od kiedy toczyły się rozmowy na ten temat. - Rozmawialiśmy już w grudniu, choć wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to się tak potoczy. Znając historię Wisły, było dla mnie czymś nie do pomyślenia, aby wystawiać ten klub na takie pośmiewisko - nie wahał się używać mocnych słów. Przede wszystkim dziękował jednak za "miłe słowa" i za "za tak duże zainteresowanie". - Dla mnie to wielki dzień. Cieszę się, że mogłem wrócić, że będę miał przyjemność i zaszczyt znowu założyć koszulkę Wisły. Mam nadzieję, że będziemy jeszcze mogli cieszyć się z wielu wspaniałych chwil, że po wszystkich zawiłościach będzie ciągle świeciło słońce. Dokładnie tak dzisiaj jak za oknami - powiedział Kuba Błaszczykowski. Kuba kilkakrotnie jednak powtarzał, że jego powrót i wsparcie nie byłyby pewnie aktualne, gdyby Wisła nie znajdowała się w innym momencie swojej historii, gdyby nie zagmatwała się aż tak bardzo w ostatnich tygodniach. Podkreślał też, że liczą się nie słowa, lecz czyny. - Uznałem, że to odpowiedni moment. O historii, która zatoczyła koło również wspominał niejeden raz. O pierwszym treningu, dokładnie 8 lutego 2005 ("Późno wstałem, jechałem z Częstochowy, była nieprzyjemna pogoda, wpadłem w poślizg, przyszedłem na trening cały w błocie") albo o stażu trenera Macieja Stolarczyka w... Borussii Dortmund, gdy ten ostatni rozłożył stojak, aby nagrywać zajęcia i wzbudził wielkie zdziwienie Jurgena Kloppa. "A co ten pan będzie kręcił cały trening? A niech kręci" - przypominał Kuba słowa swojego ówczesnego trenera z BVB. "Nie trzeba mieć opaski, aby być liderem" O nowych , doświadczonych kolegach z drużyny - Sławomirze Peszce czy Łukaszu Burlidze - Błaszczykowski mówił: - Cieszymy się, że tacy zawodnicy, o takich umiejętnościach są z nami. Mamy też dobrą atmosferę - uśmiechnął się. Szczególnie ciepło wypowiadał się jednak o Marcinie Wasilewskim. - Imponuje mi charakterem. Tym, co przeszedł, tym, co osiągnął. Wystarczy, że spojrzy i wszyscy wiedzą, z kim mają do czynienia - mówił Kuba. Również w kontekście opaski kapitańskiej, którą Błaszczykowski dostał. - Wielki szacunek dla Rafała Boguskiego, który sam poszedł do trenera w tej sprawie. Nie było to konieczne. W szatni mamy wielu liderów. Tak naprawdę, nie trzeba mieć opaski, aby nim być - zaznaczył. O swojej aktualnej formie nie chciał się wypowiadać. Na temat gry w kadrze też mówił niewiele. - Każdy może mieć swoje zdanie, ale moją rolą jest to, żeby ciężko trenować. Nie podawać się i robić swoje. I ja to robię! Dziękuję kibicom za wsparcie - mówił. Czy Wisła to rzeczywiście już ostatni przystanek w karierze byłego kapitana reprezentacji? Kuba wolał odpowiedzieć na to żartobliwie. W ogóle przez całą konferencją starał się rozluźniać atmosferę. - Czy wyjadę jeszcze zagranicę robić karierę? Może z Marcinem (Wasilewskim), bo mi ciągle powtarza, że jeszcze rok-dwa lata pogra i wyjeżdża... Potem dodał jednak bardziej serio: - Wiemy, w jakim momencie jesteśmy. Trudno coś planować z półrocznym albo nawet rocznym wyprzedzeniem, gdy wiemy jaka jest sytuacja. Dlatego podchodzimy do tego na dużym spokoju. Niekiedy nie trzeba podpisywać umów, żeby wiedzieć, co trzeba robić w życiu. Pokora w sporcie jest jedną z ważniejszych rzeczy - pokreślił. Przypomnijmy, że wcześniej Błaszczykowski dołożył się - wspólnie z Jarosławem Krajewskim i Tomaszem Jażdżyńskim - do czteromilionowej pożyczki (każdy po 1,3 mln złotych), aby spłacić najbardziej palące potrzeby krakowskiego klubu, natomiast kontrakt podpisał na kwotę 500 zł miesięcznie, aby nie obciążać budżetu klubu. - Do zobaczenia na boisku - zakończył Kuba. W poniedziałek pierwszy mecz Wisły z Górnikiem w Zabrzu. Pierwszy również dla Kuby w polskiej lidze po ponad 11 latach gry w Niemczech i we Włoszech. Gdy w maju 2007 roku żegnał się z krakowskim klubem, miał na sobie koszulkę z napisem "Jeszcze tu wrócę". Ta zapowiedź właśnie się spełniła. Remigiusz Półtorak, Michał Białoński