Na boisku spotkały się drużyny, które pisały historię polską piłkę nożnej. Ruch i Wisła w sumie mają 27 mistrzostw Polski (jedno więcej chorzowianie), ale przyszło im się mierzyć na zapleczu Ekstraklasy. Śląskiej drużyny w krajowej elicie nie ma od 2017 roku. Krakowianie nieoczekiwanie spadli do pierwszej ligi w poprzednim sezonie. W bieżących rozgrywkach obie walczą o powrót do Ekstraklasy. Wiosną zwłaszcza Wisła spisuje się znakomicie - z dziewięciu spotkań wygrała osiem i ze środka tabeli wskoczyła już na drugie miejsce, które daje bezpośredni awans. Ruch w tym roku gra trochę - zdobył 15 punktów, ale od czterech spotkań nie wygrał. Wisła trafia w słupek Mecz wywołał ogromne zainteresowanie - działacze Ruchu próbowali wynająć Stadion Śląski, by tu rozegrać mecz, ale nie doszli do porozumienia z zarządcami obiektu. Nie pomógł nawet premier Mateusz Morawiecki i chorzowianie podjęli wiślaków na stadionie Piasta Gliwice. W 3. minucie prawą stroną popędził Tomasz Wójtowicz, podał w pole karne, a tam Boris Moltenis końcem buta wybił piłkę, do której zmierzał Daniel Szczepan. Lekką przewagę miała jednak Wisła, ale w pierwszym kwadransie nie zagroziła rywalom. Za to dalekim wybiegiem musiał ratować się Mikołaj Biegański, gdy chorzowianie próbowali wyprowadzić kontratak. W 18. minucie bezpośrednio z rzutu wolnego bramkarza Ruchu chciał zaskoczyć David Junca, ale trafił w słupek. Więcej było gry w środku boiska niż groźnych akcji. Minęło pół godziny i nie było celnego strzału. W tym czasie Wisła straciła też z powodu kontuzji Alejandro Mulę. Piękny wolej Michała Feliksa W 31. minucie Ruch w końcu trafił w bramkę i to jak. Po podaniu z prawe j strony świetnie do strzału złożył się Michał Feliks i mocnym strzałem z woleja pokonał Biegańskiego. 24-letni zawodnik urodził się w Krakowie i nawet przez sezon był w juniorach Wisły. Teraz strzelił jej piękną bramkę. Goście nie potrafili zareagować, a kiedy udało się stworzyć sytuację Moltenis zamiast głową, trafił piłkę barkiem. W 39. minucie powstało spore zamieszanie w polu karnym, przeciskał się Angel Rodado, ale w końcu futbolówkę złapał Jakub Bielecki. Po zmianie stron dobra akcję przeprowadził Kacper Duda, wyłożył piłkę Fernandezowi, ale ten się pogubił. W końcu odegrał do Jamesa Igbekeme, ale ten strzelił bardzo niecelnie. Wiślaków dopadł kolejny pech - tym razem kontuzji doznał Junca, a zastąpił go Dawid Szot. Minął kwadrans drugiej połowy, Wisła zaczęła grać agresywnie i atmosfera zrobiła się dużo bardziej gorąca. Ciśnienia nie wytrzymał asystent trenera krakowian. Po starciu Szota i Wójtowicza wiślak wpadł na kamerę. Bogdan Zając wyskoczył i zamachnął się na kamerzystę, ale w porę się zreflektował. W końcu i tak dostał żółtą kartkę za okazywane pretensje. Łukasz Moneta dżokerem Ruchu Wisła niemal nie schodziła z połowy Ruchu, ale nie oznacza to, że bramkarz gospodarzy miał pełne ręce roboty. Za to chorzowianie nękali rywali szybkimi atakami. Strzałów właściwie jednak nie było. Aż do 70. minuty. Łukasz Moneta zmienił kontuzjowanego Macieja Sadloka. I za chwilę utonął w objęciach kolegów. Kolejny błyskawiczny atak, Duda nie zdążył za Monetą i ten mocnym strzałem pokonał Biegańskiego. 2-0 dla Ruchu! Wisła miała jeszcze 20 minut, ale nie była w stanie przebić się przez defensywę Ruchu. Gospodarze wkładali mnóstwo zaangażowania i ambicji, by nie pozwolić rywalom stworzyć zagrożenie. W doliczonym czasie zza pola karnego uderzył Duda, ale Bielecki z problemami złapał piłkę.