Mateusz Kupczak był najlepszym strzelcem Warty w pierwszej lidze, bo świetnie też wykonuje rzuty karne. Jesienią w PKO Ekstraklasie był podstawowym zawodnikiem, doskonale zabezpieczał środek pola wspólnie z Łukaszem Trałką. Kontuzja w meczu ze Stalą Mielec sprawiła jednak, że blisko 27-letni pomocnik opuścił pięć ostatnich spotkań. Teraz w sobotnim meczu z Cracovią (początek o godz. 15) ma dużą szansę zagrać od pierwszej minuty. Kupczak, jako piłkarz Podbeskidzia Bielsko-Biała i Stali Mielec, trzykrotnie próbował uniknąć spadku z Ekstraklasy. Dwa razy ta sztuka się udała, raz - nie. W elicie rozegrał dotąd 122 mecze. Andrzej Grupa, Interia.pl: Pierwsze pytanie nasuwa się samo: jak zdrowie? Trzy tygodnie normalnych przygotowań wystarczą do tego, by móc już zagrać przez 90 minut? Mateusz Kupczak, Warta Poznań: - Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Treningi zacząłem w grudniu, już nawet mocniejsze, a od 4 stycznia pracuję razem z zespołem. Opuściłem jesienią pięć spotkań po tej kontuzji kolana, a to dużo. Myślę, że jestem przygotowany do gry przez 90 minut, ale czy faktycznie tak jest i jak to będzie wyglądało, to w tym temacie będę mądrzejszy dopiero po meczu. Fizycznie i motorycznie wróciłem do pełnej sprawności, kolano też jest takie jak przed urazem. Jestem z tego bardzo zadowolony, a wszystkie obciążenia wykonuję w stu procentach. W swojej karierze nie miał pan chyba zbyt wielu podobnych urazów, wykluczających z gry na kilka tygodni? - Nie, choć zdaję sobie sprawę z tego, że takie kontuzje są wpisane w zawód. Mój uraz nie wynikał z braku przygotowania, ale był mechaniczny: w kontakcie z rywalem, po upadku i "przy pomocy" przeciwnika. Wcześniej miałem jedynie problem z barkiem, to jeszcze w pierwszej lidze w Termalice, ale wtedy leczenie przypadło na zimową przerwę. Oby więc te kontuzje dalej mnie omijały. Ma pan takie poczucie, że z Łukaszem Trałką znów możecie tak dobrze zaryglować środek pomocy, jak jesienią? Do momentu pana kontuzji Warta straciła dziewięć bramek w dziewięciu meczach, później aż dziesięć w pięciu... - Do tego musimy dążyć, żeby ta nasza współpraca wyglądała jak najlepiej. Wtedy dawała korzyści w postaci punktów i małych strat bramkowych. Teraz mamy jednak w drużynie sporą rywalizację i szeroką kadrę, w środku jest Michał Kopczyński, Mateusz Czyżycki, Łukasz Trałka, no i ja. Trener ma pewnie ból głowy, na kogo postawić. Czy będę to ja z Łukaszem, czy będzie inne zestawienie, to już zależy od trenera. Fajnie by było znów stworzyć taki mocny środek, bo na pewno ciężko się będzie przeciwko nam grało i znów możemy mieć sporo korzyści, tak jak jesienią. Gdy latem po awansie do Ekstraklasy duet Trałka - Kupczak zbierał sporo pochwał, wasze pozycje nie były zagrożone. Czy teraz, gdy Michał Kopczyński jest już zdrowy, ta pana pozycja może być zagrożona, czy czuje się pan nadal pewniakiem? - Pewniakiem nigdy sie nie czułem, ale widziałem, że dobrze nam idzie i na co mnie stać. Trener nie musiał więc tego ustawienia zmieniać. Teraz jestem w takiej sytuacji jak Michał, obaj wróciliśmy do zdrowia, a wydaje mi się, że jesteśmy równowartościowymi zawodnikami. Mamy podobne walory i możemy pomóc drużynie. Michał też jest walczakiem, sporo biega i potrafi rozegrać piłkę. To akurat fajne, że możemy rywalizować, a wybór tego pierwszego zależy od trenera. Z pana słów wynika, że poszukiwany jest partner dla Łukasza Trałki? - Na ten moment może tak być, że bardziej szukamy partnera dla Łukasza, bo on będzie dodatkowo wykonywał stałe fragmenty. Z racji doświadczenia czy pozycji w zespole, jest przymierzany do gry, a co będzie później - zobaczymy. Łukasz też z nami rywalizuje, to nie jest tak, że ma abonament na granie. No i ma trzy żółte kartki. - Nawet nie wiem, czy jest zagrożony, ale może tak być, że kiedyś nam wypadnie. Wtedy to my będziemy musieli stanowić o sile tego zespołu. Podczas występów w Niecieczy, przykleiła się do pana taka łatka człowieka od czarnej roboty. W Warcie często daje się pan poznać z dobrej strony w ofensywie, był najlepszym strzelcem drużyny w pierwszej lidze. Też ma pan takie poczucie, że w tym klubie więcej od pana zależy w ofensywie niż w tych ponad stu ekstraklasowych spotkaniach rozegranych w barwach Podbeskidzia czy Termaliki? - No tak, na pewno moja pozycja w Warcie jest inna, bo w Niecieczy grałem najbliżej obrońców, a czasem nawet jako obrońca. Wymienialiśmy się bowiem pozycjami. W Warcie częściej podłączam się do akcji ofensywnych, biorę na siebie rozegranie piłki, ale nie tylko przy naszym bramkarzu w początkowej fazie akcji. Fajnie że udało się to zmienić. Często zastanawiałem się, dlaczego inaczej było w Termalice? Tam miałem po prostu inne zadania: byłem pierwszy do rozegrania i pierwszy do zabezpieczenia, tuż przed obrońcami. I tak później ta moja gra wyglądała. Chciałem się pokazać z przodu, ale to moje chcenie nie pokrywało się z oczekiwaniami trenerów. Miałem wywiązywać się ze swoich zadań, zwłaszcza przy niższym graniu: wybierać "drugie" piłki, przejmować, wygrywać pojedynki. Z tego byłem rozliczany. A jak dało radę coś więcej zrobić z przodu, to już było na plus. Z racji gry w Podbeskidziu i Termalice ma pan spore doświadczenie w grze o utrzymanie się w lidze. Zapewne większe nawet niż Łukasz Trałka, bo on grał głównie o puchary. Z Podbeskidziem udało się utrzymać, w Termalice w pierwszym sezonie także, w drugim była nawet czołowa ósemka, a w kolejnym spadek po porażce w Gliwicach w ostatnim spotkaniu sezonu. To doświadczenie może mieć znaczenie w drugiej części obecnego sezonu? - Sądzę, że może mieć, choć jak się wychodzi na boisko, to człowiek nie myśli o tym, ile razy już się utrzymał w lidze. Głowa pracuje jednak inaczej niż u kogoś, kto się z tym dotąd nie mierzył. Gdy zacznie brakować punktów, a mecze będą uciekały, to wówczas to moje doświadczenie może pomóc drużynie. Doskonale pamiętam, że dwa razy się udało utrzymać, a raz nie. Mam nadzieję, ze będę umiał w tych trudnych momentach wesprzeć kolegów.. Czy Warta przypomina Termalikę z któregoś z tych trzech ekstraklasowych sezonów? Za pierwszym razem balansowaliście na krawędzi, ale udało się utrzymać po zajęciu 13. miejsca, później był awans do grupy mistrzowskiej i ósma lokata, a w trzecim sezonie spadek po decydującym boju w ostatniej kolejce z Piastem. - Ciężko jest porównać dwa takie kluby, ale myślę, że tak. W tym pierwszym sezonie w Niecieczy, gdy wywalczyliśmy utrzymanie z trenerem Mandryszem, to zespół był podobny do tego, który mamy w Poznaniu. Nie chodzi mi o styl gry czy porównanie obu klubów pod względem organizacyjnym, ale porównanie szatni i atmosfery. Wyglądało to podobnie, teraz też mamy fajną atmosferę, wszystko jest budowane "po swojsku", z mniejszą liczbą obcokrajowców. Taka była początkowo Termalica, która w końcu zaczęła zmieniać proporcje. Z roku na rok zwiększała się liczba zagranicznych piłkarzy, a co za tym idzie, zmieniała się też szatnia. A gdyby Warcie udało się zająć 13. miejsce, tak jak wtedy Termalice z panem w składzie, bylibyście usatysfakcjonowani? - Na pewno tak, bo to utrzymanie jest naszym celem. Taka pozycja byłaby dla nas korzystna. Zaczynacie od spotkań z Cracovią, Lechią i Zagłębiem Lubin, czyli drużyn a aspiracjami, które nie są jednak w ścisłej czołówce. Te najważniejsze spotkania z rywalami w walce o utrzymanie, czyli Wisłą Płock, Podbeskidziem i Stalą Mielec odbędą się między 6 marca a 10 kwietnia. Sądzi pan, że to wtedy rozstrzygnie się sprawa waszego utrzymania? - Myślę, że nie, choć są ważne tak dla nas, jak i dla rywali. My sami jednak wiemy, że musimy szukać też punktów w innych spotkaniach, od tego sobotniego z Cracovią zaczynając. Mamy 16 meczów, każdy jest teraz ważny, każdy może dać punkty. Szkoda niektórych spotkań jesiennych, gdy do ostatniej minuty remisowaliśmy i te remisy w końcówkach traciliśmy. Mielibyśmy dzisiaj lepszą sytuację. Tyle że aby utrzymać się w lidze, to pewnie trzeba lepiej punktować w tych domowych meczach w Grodzisku. Jesienią wywalczyliście tam cztery punkty w sześciu spotkaniach. Macie tego świadomość? - Mamy. Nam się udało lepiej punktować na wyjazdach, więc musimy tę grę w roli gospodarza znacznie poprawić. Idealna opcja to wygrywanie meczów u siebie i remisy na wyjazdach, chyba każdy tego pragnie. Proszę jednak pamiętać, że coś takiego jak "atut własnego boiska" się trochę zmienił, bo zespoły wyjeżdżają na obce stadiony, a wcale nie czują, że są w gościach. Gdy jechaliśmy na Legię i na trybunach było prawie 30 tys. ludzi, to czuło się to inaczej niż spotkanie przy pustych trybunach. Ta przewaga roli gospodarza się zaciera, ale mimo wszystko zdobyliśmy tych punktów w Grodzisku za mało. Co będzie wiosną atutem Warty? - Drużyna. Nie mamy gwiazd, ale mamy wielu ambitnych, młodych chłopaków. Razem tworzymy fajny kolektyw na boisku, a tym można wiele w tej lidze ugrać. Tę dzisiejszą Wartę tak udało się skonstruować, że bazuje na atmosferze, a powiedziałbym wręcz, że na rodzinnej atmosferze. Jeśli przeniesiemy ją na boisko, to każdemu ciężko się będzie z nami grało. Rozmawiał Andrzej Grupa