Podczas wielkich derbów Trójmiasta, które odbyły się w niedzielę 19 maja, emocji zdecydowanie nie brakowało. Spotkanie rozpoczęło się znakomicie dla Lechii Gdańsk, która już w 14. minucie wyszła na prowadzenie po strzale Kacpra Sezonienki. Później jednak podopieczni Szymona Grabowskiego wpadli w nie lada tarapaty. Czerwona kartka dla Lechii - pierwsza kontrowersja w derbach Trójmiasta W 32. minucie doszło do pierwszej dużej kontrowersji z udziałem sędziego Tomasza Kwiatkowskiego. Po skorzystaniu z wideoweryfikacji arbiter uznał, że interwencja Andreia Chindrisa, który zablokował napastnika Arki Gdynia wybiegającego na świetną okazję do zdobycia gola, zasługuje na czerwoną kartkę. W mediach społecznościowych rozpętała się dyskusja, ponieważ obrońca Lechii Gdańsk w tej sytuacji nie chciał faulować swojego rywala. Kacper Skóra jednak zachował się bardzo sprytnie, chciał obiec stopera bez piłki i tym samym wymusił u niego ruch, który został potraktowany jako pretekst do pokazania czerwonej kartki. Skoro w tej sytuacji sędzia Kwiatkowski odgwizdał faul, to uznał, że musi również sięgnąć po ten rodzaj kary. Od 32. minuty tego spotkania Lechia grała w osłabieniu, a głosów krytykujących tę decyzję arbitra w mediach społecznościowych pod wideo-postem wstawionym przez Polsat Sport nie brakowało. Do przerwy Arka Gdynia zdołała jeszcze wykorzystać stały fragment gry i uderzyć w osłabioną Lechię. Na kilka minut przed przerwą wyrównanie przyjezdnym dał Alassane Sidibe. W tamtym momencie wydawało się, że to goście są zdecydowanie bliżsi zwycięstwa w derbach Trójmiasta. W 84. minucie bramkę na 2:1 strzeliła jednak Lechia Gdańsk, a konkretniej Camilo Mena. Kolumbijczyk zrobił to po pięknej akcji indywidualnej, w której całkowicie rozmontował obronę Arki Gdynia. Na kilka minut przed końcem gospodarze objęli upragnione prowadzenie, a emocje sięgały zenitu. W doliczonym czasie gry doszło jednak do sytuacji, o której mówi się zdecydowanie najwięcej. Tomas Bobcek we własnym polu nie trafił w piłkę i, co prawda delikatnie, ale kopnął Przemysława Stolca. Piłkarz Arki Gdynia postawił jeszcze tę, a następnie drugą nogę na ziemi i w pierwszej sekundzie wydawało się, że chce kontynuować bieg. Akcja skończyła się jednak jego upadkiem i pokazaniem mu żółtej kartki za symulowanie. Brak karnego w ostatniej akcji meczu. Kwiatkowski podzielił Polskę To jednak nie był koniec emocji. Sędzia Tomasz Kwiatkowski został wezwany przez wóz VAR do samodzielnego ocenienia tej sytuacji na powtórce. Wszystko trwało kilka minut, kibice na trybunach już czekali na wyrok, jakim miał być karny dla Arki w ostatniej akcji derbów, ale arbiter uznał, że decyzja z boiska zostaje podtrzymana i od razu zakończył to spotkanie. Decyzja o nieprzyznaniu rzutu karnego ważyła bardzo dużo - szczególnie dla Arki Gdynia, która wciąż walczy o awans do Ekstraklasy, a w następnej kolejce zmierzy się ze swoim bezpośrednim rywalem do zajęcia 2. miejsca, czyli GKS Katowice. Jeśli przegra to spotkanie, wypadnie do strefy barażowej. Nie tylko w Trójmieście, ale w całej piłkarskiej Polsce wybuchła burza po tej decyzji arbitra. Naród się podzielił. Osoby biorące stronę Arki Gdynia są zdania, że kontakt był wystarczający, aby podyktować karnego, a fakt, że Stolc dołożył w tej sytuacji "od siebie", nie ma żadnego znaczenia. Druga strona twierdzi natomiast, że Stolc w tej sytuacji przez ułamek sekundy udowodnił, że jest w stanie kontynuować bieg, a dopiero po chwili uznał, że w tej sytuacji lepiej będzie się przewrócić - właśnie takim tokiem rozumowania kierował się Kwiatkowski, decydując się na nieprzyznanie rzutu karnego. - Sędzia Kwiatkowski argumentował brak karnego tym, że Przemek Stolc zrobił jeszcze jeden krok zanim upadł - mówił po meczu trener Arki Gdynia Wojciech Łobodziński. Z decyzją sędziego nie zgadza się m.in. Zbigniew Boniek, który w mediach społecznościowych ocenił, że choć Stolc dołożył wiele "od siebie", to zrobił to po tym, jak został kopnięty. - Decyzja mogła być tylko jedna - napisał wiceprezydent UEFA. Sytuacja wywołała olbrzymie kontrowersje i może nieść za sobą bardzo duże konsekwencje. Nie brakuje zarówno takich, którzy Tomaszowi Kwiatkowskiemu biją brawo za niedyktowanie fauli po tak "mikroskopijnych" kontaktach oraz tych, którzy po niewskazaniu na wapno "krzyżują" polskiego arbitra. Nie ma wątpliwości - była to sytuacja bardzo trudna do oceny, a potwierdza to fakt, jak długo arbiter oglądał ją na monitorze VAR, aby podjąć ostateczną decyzę. Swoją opinią na ten temat w medich społecznościowych podzielił się również ekspert sędziowski Interii, czyli Rafał Rogowski. - Mieliśmy ostatnio szkolenie z sędzią międzynarodowym. Podobne klipy były pokazywane z konkluzją, że nie jest to przewinienie, gdyż upadek jest w drugie tempo. Zatem konsekwentnie przyznać trzeba, że Arce nie należał się rzut karny - napisał. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem Lechii Gdańsk 2:1. Arka Gdynia na ostatniej prostej będzie walczyć o utrzymanie drugiego miejsca w lidze.