Jego podopieczni zaskoczyli ełkaesiaków. Nie pozwolili im na niezbyt wiele w ataku, a sami byli bezlitośnie wykorzystali błędy gospodarzy. Trener Mroczkowski był jednak powściągliwy. - Takie zwycięstwo na wyjeździe świetnie smakuje, ale nie ma hurraoptymizmu. Wygrana cieszy z wielu względów. Wcześniej rozegraliśmy kilka spotkań, a nie zdobywaliśmy punktów, choć sytuacje mieliśmy - podkreśla Mroczkowski. - Początek z ŁKS był nerwowy, ale z minuty na minutę nabieraliśmy pewności siebie. Uskrzydliła nas bramka, dobrze graliśmy w defensywie i szukaliśmy kolejnych szans z przodu. Może to nie był wielki mecz, ale byliśmy konkretni i skuteczni. Przewagę w posiadaniu piłki miał ŁKS, ale to Resovia zdobywała bramki. I to aż trzy - w poprzednich sześciu meczach zdobyła tylko pięć. - Czasem długo buduje się akcje, wymienia wiele podań, ale w piłce chodzi o strzelanie goli. Oprócz defensywy, pomogła nam dyspozycja bramkarza, który uratował nas w dwóch ,trzech sytuacjach - dodaje Mroczkowski. - Wiedzieliśmy, że z ŁKS musimy się dobrze ustawiać i asekurować. Minuty mijały, nie traciliśmy gola i byliśmy coraz pewniejsi. To nie jest szczyt marzeń, jeśli chodzi o grę, ale delikatny postęp robimy. Kibu Vicuna, szkoleniowiec ŁKS przyznał, że to najgorszy występ jego zawodników w tym sezonie. A wydawało się, że jego zespół idzie w dobrym kierunku,. Okazało się, że wygranej 3:0 z ostatnim w tabeli Stomilem Olsztyn w poprzedniej kolejce nie należy przeceniać. - Nie byliśmy zespołem, przegrywaliśmy dużo pojedynków. Po stracie pierwszej bramki zespołowi zabrakło charakteru. Kiedy przegrywamy, musimy być silniejsi mentalnie - twierdzi hiszpański trener. - Po przerwie weszli nowi piłkarze, mieli dać impuls, a straciliśmy trzeciego gola. Mieliśmy piłkę, tworzyliśmy sytuacje i kiedy wydawało się ,ze padnie gol, świetnie bronił bramkarz. Trenujemy dobrze, a gramy źle. AK