Serafin Szota to jedno z odkryć Adriana Guli. Wprawdzie w PKO Ekstraklasie debiutował już na wiosnę, za kadencji Petera Hyballi, ale dopiero pod batutą Słowaka wychowanek Startu Namysłów rozwinął skrzydła. Począwszy od piątej kolejki PKO BP Ekstraklasy gra regularnie, od dechy do dechy czy to w lidze, czy w Fortuna Pucharze Polski, jak wczoraj, gdy był jednym z bohaterów wyjazdowej wygranej ze Stalą. Jego trafienie głową dało wiślakom prowadzenie 2-0. Wygrana 3-1 przyszła w ważnym momencie, po nokaucie 0-5 w starciu z Lechem. Dla Szoty był to mecz tym bardziej szczególny, że nastąpił w momencie rodzinnej żałoby, po odejściu jego cioci. Właśnie to smutne wydarzenie Serafin miał na myśli, mówić o problemach osobistych. - Niedawno zmarła moja ciocia, która była dla mnie jak babcia i to właśnie jej dedykuję to trafienie. Wiem, że czuwa nade mną z góry - powiedział oficjalnej stronie klubu Serafin. Jak zapamięta bramkę strzeloną w Mielcu? - Udało mi się znaleźć we właściwym miejscu, zakończyłem akcję uderzeniem głową. Fajnie, że pokazaliśmy skuteczność, bo brakowało jej w ostatnich meczach. W starciu ze Stalą pokazaliśmy się z dobrej strony i oby tak dalej - powiedział przed kamerami Polsatu Sport Serafin Szota. Szota: Adrian Gula wydobywa nasz potencjał Serafin chwali też pracę słowackiego szkoleniowca nie tylko z czystej kurtuazji, czy przez wdzięczność za to, że na niego postawił. - Widać z dnia na dzień pracę trenera Gui oraz jego sztabu. Jeśli ktoś jest z nami na treningach, to widzi potencjał, który mamy i jaką robotę już wykonaliśmy, a wiemy, ile możemy jeszcze pokazać. Nie ma limitów w naszej drużynie. A to jak daleko zajdziemy w tym sezonie, zależy tylko od naszego zaangażowania oraz pracy - podkreśla 22-letni obrońca "Białej Gwiazdy".MiBi