Radosław Nawrot: Piękna ta bajka o Warcie Poznań. Kończy się tak, że żyli długo i szczęśliwe? Marcin Janicki, przewodniczący Rady Nadzorczej Warty Poznań: Chcielibyśmy żyć długo i szczęśliwie, ale aby ta dobra historia Warty Poznań miała swoją kontynuację, mamy sporo pracy do wykonania w najbliższe dni i tygodnie. Ja w to "długo i szczęśliwie" mocno wierzę, myślę, że Bartek również. Bartosz Wolny, wiceprezes Warty Poznań: Ja też oczywiście. Wszyscy już wykonaliśmy sporo znakomitej pracy, a piłkarze i sztab szkoleniowy zwłaszcza. To są osiągnięcia, do których my musimy równać. Ciekawy przypadek, gdy klub organizacyjnie musi dogonić drużynę, która osiągnęła tak wiele, sięgnęła poza horyzont. Dla mnie cytatem sezonu są słowa trenera Piotra Tworka: "Dla nas nie ma rzeczy nie-moż-li-wych". Nie ma? MJ: Moja diagnoza obecnej sytuacji jest taka, że w pewnym momencie istnienia klubu zebrała się ciekawa grupa ludzi, z różnymi swoimi historiami i ta grupa chciała zrobić coś fajnego. Dopisało nam szczęście i udało się. Wypracowaliśmy niesamowity kapitał ludzki, więc gdyby ta historia nie trwała długo i szczęśliwie, tego kapitału szkoda byłoby najbardziej. Klimat klubu i klub tworzą bowiem ludzie, a nie budynki, a ludzie w Warcie Poznań są wyjątkowi. Jeżeli ktoś pracował w organizacjach czy firmach mniejszych, to wie, że przy mniejszym budżecie i mniejszym składzie osobowym, w którym jednak ludzie się rozumieją i na koniec po prostu lubią, naprawdę można zdziałać rzeczy niemożliwe. To twierdzenie trenera przyświeca nam więc na co dzień. BW: Często mówiliśmy, że musimy podchodzić z pokorą do tego, co robimy. Patrzeć na wszystko realnie. Tu się nic nie zmienia. Nadal jesteśmy małym klubem i nawet chcemy takim klubem być. Zaczęliśmy do tego jednak dokładać takie atrybuty jak "bądźmy odważni" czy "bądźmy ambitni", gdyż po prostu nam to wychodzi. Pomieszaliśmy w klubie ludzi z różnymi doświadczeniami, powstał ciekawy miks. Mamy też skład piłkarzy, który uważam za zdrowy osobowościowo. Przekonaliście Łukasza Trałkę, żeby nadal grał w piłkę. MJ: Już drugi raz. BW: On jest świetną historią tego klubu, bo sporo daje na boisku, ale również poza nim. Dużo daje Warcie w szatni, na korytarzach. On coś takiego powiedział, gdy z nim rozmawiałem. Że długo gra w piłkę, ale szatnia Warty jest wyjątkowa. W czasach korporacji rysuje się z tego obraz Warty jako firmy typu rodzinnego. Rzadkie dzisiaj. MJ: My się śmiejemy, że jesteśmy startupem z prawie 110-letnią tradycją. Myślenie, zachowania i klimat w Warcie o tym świadczą. Sam fakt, że w siedzibie klubu nie ma podziału na management i pracowników, jest jeden wielki open space, a odgradzamy się od siebie tylko w tym zakresie, w którym jest to konieczne. BW: I to było przemyślane. Nie chcieliśmy robić gabinetów. Wyjście zarządu do pracowników daje super efekty. To samo robimy tutaj, musimy być blisko klientów, pracowników, dbamy o to. Przeczytałem na Twitterze i chyba to ktoś z kibiców Lecha napisał, że w Warcie wszystko jest spójne. Łącznie z tą zieloną koncepcją eko i pszczołami na dachu planowanego stadionu. Wygląda to na przemyślany projekt. Tak jest czy jednak improwizujecie? BW: Nie improwizujemy. Specjalnie ogłaszaliśmy "Plan rozwoju 2020-2023", żeby nie improwizować. To nie było ogłoszenie na pokaz, ale ramy, których się trzymamy, aby za jakiś czas wiedzieć, co udało się zrobić, a czego nie. Bo to, że coś się nie uda, to pewne, bo przecież nie wszystko zależy od nas. No i przypadek w sporcie też bywa albo brutalny, albo łaskawy. Plany są po to, aby co roku móc powiedzieć gdzie jesteśmy na linii czasu i rozwoju. A zatem to jest przemyślane. Na naszych ścianach wisi sporo karteczek zielonych i różowych, oznaczających co jeszcze trzeba zrobić. Potrzebujemy kadr, wsparcia miasta, kibiców wracających na stadion. Części naszych pomysłów nie mogliśmy w ogóle przedstawić, bo nie mieliśmy tzw. dnia meczowego. Rozegraliśmy dwa spotkania w obecności kibiców, więc tak naprawdę działaliśmy bardziej do wewnątrz klubu niż na zewnątrz. Ludzie się jeszcze nie przekonali, jak Warta ma wyglądać. MJ: Bartek jest osobą niezwykle istotną, bo przed jego przyjściem wiedzieliśmy, w którym kierunku klub ma podążać, ale nie mieliśmy tego spisanego i uporządkowanego. To było pierwsze, co Bartek zrobił. Powstał dokument, który miał nas pokazać ludziom i rynkom, ale jednocześnie nas zmobilizował. Nie jestem zwolennikiem strategii 10- czy 25-letnich, bo w sporcie to bardzo ryzykowne. Wolę taki plan na dwa, trzy lata do przodu, czyli mniej więcej zbieżny z kadencją zarządu i rady nadzorczej. No i wolę, aby dokument miał mniej prognoz, a stał się bardziej praktyczny i życiowy. BW: Może mówmy nie o mnie, a o stworzeniu zespołu, gdyż w zasadzie wszyscy w Warcie działamy od niedawna. I ty, i dyrektor sportowy Robert Graf, i wielu innych. Powstał zespół i Warta jest pracą zespołową. Mocno unikamy słowa "strategia". Mówimy o planie działania Warty, aby dojść do minimalnego poziomu i wtedy zacząć mówić o strategii. Plan przedstawiliśmy we wrześniu, a już go chcemy rewitalizować, bo więcej o sobie wiemy. Ruszamy z drugą falą badań naszych klientów, bo musimy zebrać wiedzę na temat tego, co się zmieniło. A czego się nie udało zrobić? BW: CI, czyli Corporate Identity. Świadomie tego nie zrobiliśmy, bo planowaliśmy to na ten rok, ale skoro w przyszłym mamy 110-lecie klubu, to lepiej zrobić coś fajniejszego w przyszłym roku. Pewnie więcej rzeczy mogliśmy też zrobić w kwestii infrastruktury. MJ: Może nie tyle więcej, co szybciej. BW: Tak, szybciej. Na czym stoimy dzisiaj w infrastrukturze? MJ: Ano właśnie, gdy przyszliśmy tu w 2019 roku, pamiętam jak cieszyliśmy się jak dzieci, że z budżetu miasta zostały przeznaczone 2 mln zł na infrastrukturę przy Drodze Dębińskiej, z czego za 600 tys. zł miała powstać podgrzewana murawa, a za resztę można było postawić kontenery jako siedzibę klubu. Teraz nie ma mowy o kontenerach i dobrze, że ich nie postawiliśmy, co też pokazuje jaką drogę udało się Warcie przejść. Tak bywa w życiu, że frustrujemy się najpierw, że coś się nie udaje, po czym okazuje się, że stało się tak po coś. Dzisiaj rozmawiamy nie o tymczasowych kontenerach, ale o wielosekcyjnym kompleksie sportowym, ale też nie odjechanym finansowo. O czymś, co będzie pasowało do klubu całej Warty Poznań, zarówno stowarzyszenia, jak i spółki akcyjnej. Właśnie zostało ogłoszone duże postępowanie przetargowe na kompleksowy projekt teren całego terenu przy Drodze Dębińskiej. Ostatnio mocno pracowaliśmy ze spółkami PIM oraz POSiR na temat tego, co chcielibyśmy na tym terenie, czego potrzebujemy. I to nie był koncert życzeń. Jesteśmy pragmatyczni. Nie tworzymy projektu obiektu na kilkanaście tysięcy miejsc siedzących z ośmioma kortami tenisowymi. Będzie mniejszy? MJ: Oczywiście, na kilka tysięcy miejsc. Cztery i pół tysiące to minimum Ekstraklasy. BW: My sugerujemy 6-8 tysięcy. Pierwszym minimum są wymogi licencyjne Jak długo Warta może jeszcze grać w Grodzisku Wlkp.? BW: Co roku to negocjujemy. MJ: I w zasadzie już nie może. BW: To, że w nowym sezonie znów zagramy w Grodzisku Wlkp. to pewien ukłon wobec nas i zrozumienie, że w innych obszarach sobie radzimy, a stadionu w tydzień nie wybudujemy. To musi trwać. Dopiero niedawno został określony status gruntów, poza tym pierwsze inwestycje już są, więc nie mówimy tylko o jakiejś idei. CZYTAJ TAKŻE: Lider rewelacji ligi zostaje na kolejny sezonW zasadzie nie macie na swym obiektach wiele mniej niż Raków w Częstochowie. MJ: Rozmowy licencyjne oczywiście nie były łatwe, ale klub jest wyprowadzony na prostą, stabilny finansowo, nie ma tu problemów. Stabilność, regularność i konsekwencja nas jednak wyróżnia. Chcielibyśmy, aby kwestia budowy nowej infrastruktury w Poznaniu szła szybciej, ale cieszmy się, że w ogóle idzie. Bo równie dobrze moglibyśmy się spotykać w kontenerach. A trzeba również pamiętać, że na terenach przy Drodze Dębińskiej swoje miejsce muszą znaleźć przedstawiciele wszystkich dotychczasowych sekcji i nasza akademia piłkarska. Postępy sportowe przyspieszyły sprawę? MJ: Zdecydowanie. To nie jest klub biznesowy, to zawsze będzie klub sportowy. I wynik sportowy determinuje wszystko, on zmienia perspektywę. Gdy nie ma wyniku, zaczyna się czepianie wszystkiego - przez akcje marketingowe, aż po szkolenie młodzieży. Mam wrażenie, że w odróżnieniu od innych klubów tego miasta was ludzie chcą słuchać. To znaczy chcą słuchać tego, co macie do powiedzenia w sprawie rozwoju. Właśnie dlatego, że macie wynik. On pozwala rozwinąć skrzydła nawet pszczół. MJ: Na pewno to dla nas dobry czas. Wynik jest najlepszy od siedemdziesięciu czterech lat. My na to patrzymy tak, że właściciel Warty od początku mówił, iż Warta nie musi być klubem topowym w Polsce ani hegemonem w mieście, ale ma mieć na siebie pomysł. I rozwijać mocno tę część niesportową. Tak jak zapisaliśmy w Planie Rozwoju - 51 procent działalności to sport, a pozostałe 49 procent to interakcja ze społecznością lokalną. Czyli wrażliwość społeczna, ekologia? BW: Wszelka aktywność, profesjonalna, ale i amatorska. Jesteśmy klubem, któremu nie jest wszystko jedno w takich sprawach. Przykład: moglibyśmy robić konferencje prasowe tak, jak je robiliśmy od lat, ale jednak postanowiliśmy je tłumaczyć na język migowy, gdyż uznajemy, że jest taka potrzeba. Za chwilę będzie audiodeskrypcja na stadionie, mamy drużynę amp futbolu itd. Moglibyśmy prowadzić klub sportowy i tego wszystkiego nie robić, ale robimy, uznając że jest to potrzebne i ważne. Zaczęliście zwracać uwagę na detale i okazało się, że to nie są detale? BW: Chyba tak jest. I te pszczoły stanowią pewien symbol, pokazujący jaką mamy politykę. Nie pozycjonujemy się na najbardziej ekologiczny klub w Polsce, od którego trzeba się uczyć. Przeciwnie, to my musimy się uczyć od innych, mamy sporo do zrobienia. Jesteście w końcu Zieloni. Znowu się to spina. BW: Sponsorów też mamy zielonych, choćby BeGreen. Uderzyło mnie to, co usłyszałem: "chcemy pozostać małym klubem". Naprawdę chcecie? MJ: Uważamy, że można być małym i zbudować to, na czym nam zależy, czyli fajną społeczność. Jeżeli będziemy jednak w stanie rywalizować z hegemonami, to dlaczego nie. W tym sezonie byliście w stanie, ale to może się już nie powtórzyć. MJ: Mamy tego świadomość. Nowy sezon na pewno będzie trudniejszy. Trzymamy się jednak tego, że niemożliwe nie istnieje. Już w pierwszej lidze nie istniało, gdy wydawało się przecież, że na ostatniej prostej awans do Ekstraklasy wymknie nam się z rąk. Wiele osób pewnie zwątpiło, mówiło: "odpuszczają". "Nie chcą". MJ: Tak było. A ja sobie nie wyobrażam, żeby nie chcieć. Chociażby z przyczyn finansowych, nie mówiąc o sportowych. O walce o pucharach też się tak mówiło. Że Warta nie chce. MJ: I mielibyśmy powiedzieć chłopakom, żeby nie walczyli? To jakiś nonsens. Poza tym prosta sprawa - różnica między czwartym a piątym miejscem w lidze to ponad 3 mln zł. Piłkarze też w tym partycypują. Puchary byłyby szansą na nową, świetną przygodę. Unikanie ich oznaczałoby, że nie ma się ambicji. Tak myślących osób nie potrzebujemy. Właściciel klubu Bartłomiej Farjaszewski powiedział w rozmowie ze mną, że wszystko dzieje się tak szybko. Nie wie, czy nie za szybko. BW: Też mamy takie wrażenie. Wynik sportowy jest nadzwyczajny i tę nadzwyczajność trzeba pielęgnować. My to robimy, ale potrzebujemy do tej pielęgnacji pomocy miasta i biznesu. Możemy dbać o wynik sportowy, bo to umiemy i wykazaliśmy to. Sami jednak wszystkiego nie zrobimy, bo jednak jesteśmy małym klubem. Gdyby przebudowa obiektów szła szybciej, bardzo by nam to pomogło. Ruch z wyjściem z zagrzybiałego budynku do nowej siedziby dał nam spokój pracy. Nagle nam nie kapie na głowę, nie ustawiamy spotkań pod prognozę pogody itd. Inaczej się pracuje. To co z tym biznesem? Zainwestuje w Wartę? BW: Szukamy. Chcemy. Zamierzamy się przygotować na gorszy moment np. zadyszki sportowej. A postrzeganie klubu zawsze zależy od kwestii sportowych. Rozmowy biznesowe to nie jest kwestia tygodnia, wygrasz mecz i załatwione. Oczywiście, gdy się wygrywa, jest łatwiej. Chcemy rozwijać akademię, zwiększamy jej budżet. Rozbudowujemy dział marketingu. Odczuliśmy mocno skutki pandemii nie tylko z powodu braku kibiców, ale też dlatego, że nie mogliśmy wyjść do rynku. A spotkań biznesowych nie robi się na Teamsach. Bez pandemii bylibyśmy tu kilka kroków dalej, podobnie jak i w budowie społeczności wobec Warty. Jesteśmy gotowi na taki wariant prowadzenia klubu jak obecnie, ale mamy kilka pomysłów na rozwój. Czyli na współwłaściciela czy współwłaścicieli? MJ: Tak. I na emisję nowych akcji. Chcielibyśmy pozyskać 4-5 mln zł, ale nie zamierzamy przeznaczyć ich na transfery i zatrzymanie graczy takich jak Makana Baku. To świetny piłkarz, który bardzo nam pomógł, jednak Warty Poznań na niego nie stać. Mniej więcej jedną trzecią miałyby pochłonąć wzmocnienia zespołu, ale chcemy też wzmocnić sztab szkoleniowy, dołączyć analityka i asystenta trenera personalnym odpowiedzialnego za rozwój personalny zawodników. Rozmawialiśmy z trenerem i on wspominał nam, że potrzebuje nowych bodźców, by zaskakiwać zespół. Szukamy więc nowych rozwiązań. Stagnacja i brak zmian bywają zabójcze. Dobrze, że udało się dojść do obecnego poziomu, ale aby pójść dalej, warto pomyśleć o wsparciu zewnętrznym. BW: Znalezienie takich graczy jak Makana Baku pokazuje, że umiemy to robić. Pokazujemy tym, że nie potrzebujemy ryb, ale wędki i wtedy sami je sobie złowimy. Pokazaliśmy w dwa lata, że potrafimy, mamy też plan rozwoju na kolejne dwa lata. To uczciwy przekaz do ludzi i rynku. Warta za piąte miejsce dostanie 10,6 mln. To podwojenie budżetu klubu. MJ: To istotny zastrzyk środków, ale trzeba pamiętać, że przed rundą wiosenną staraliśmy się wzmocnić skład takimi zawodnikami jak Baku czy Adam Zrelak. Aktualnie cały klub pracuje nad opracowaniem spójnych założeń budżetowych na nowy sezon. Zakończony właśnie sezon to piękna historia - wierzymy w to, że kolejny również zapisze się pozytywnie w pamięci kibiców. Rozmawiał Radosław Nawrot