Piątkowe mecze na stadionach Ekstraklasy śledziło: 10 tys. widzów (spotkanie Korona Kielce - Puszcza Niepołomice) oraz 12,7 tys. (Śląsk Wrocław - Pogoń Szczecin). Z kolei w sobotę na stadiony wybrało się 11 tys. kibiców (Cracovia - Radomiak) oraz 6,3 tys. (Piast Gliwice - Raków Częstochowa). Można więc zakładać, że na żadnym z tych obiektów nie było nawet połowy widzów w porównaniu do liczby kibiców, którzy mogą obejrzeć dzisiejszą potyczkę Wisła Kraków - Górnik Łęczna. W sobotni wieczór Wisła poinformowała, że na niedzielny mecz sprzedała już 23 tys. biletów! To oznacza, że spotkanie z Górnikiem Łęczna może obejrzeć ponad 25 tys., a to nawet więcej niż sobotnie spotkanie lidera Ekstraklasy Lecha Poznań, którego starcie ze Stalą Mielec na żywo widziało 23 281 kibiców. Skąd takie zainteresowanie meczem Wisła - Górnik? Po słabym początku rundy ze Zniczem Pruszków (0:1), krakowianie zaczęli grać znacznie lepiej - rozbili na wyjeździe Ruch Chorzów (5:0), a w ostatniej kolejce po emocjonującym spotkaniu zremisowali w Gdyni z Arką (2:2). Dzisiejsze spotkanie może mieć także duże znaczenie dla układu tabeli. Ósma Wisła i dziewiąty Górnik walczą o awans do strefy barażowej. Krakowianie jednak zdecydowanie lepiej zaczęli wiosnę, bo ekipa z Łęcznej zdobyła zaledwie punkt. - To na pewno bardzo niewygodny rywal i absolutnie bym tu nie zwracał uwagi, że zdobyli jeden punkt, bo na Wisłę każdy się spręża. Przyjeżdżając tutaj, rywale maksymalnie drenują pokłady zaangażowania i możemy się spodziewać, że Górnik też będzie bardzo mocno walczył - uważa Jop. PJ