Kontrakt Smudy nie został zerwany, umowa nadal obowiązuje do czerwca 2016 roku. Franz został tylko zwolniony przez zarząd z obowiązku prowadzenia pierwszego zespołu. - Życzę jak najlepiej temu klubowi. Mieszkam w Krakowie i mam nadzieję, że Wisła już wkrótce zacznie wygrywać i znajdzie się w czubie tabeli. Nie mam pretensji do zespołu, chłopaki robili, co mogli, ale zawiodła nas skuteczność - dodaje Smuda. Franz poprowadził niedzielny trening w Myślenicach i to było jego ostatnie spotkanie z tym zespołem. - Cieszy mnie solidarność kolegów po fachu. Dwóch trenerów Ekstraklasy zadzwoniło do mnie wkrótce po zwolnieniu. Jeden z nich powiedział, że śmiało mogę chodzić z podniesioną głową, bo jak na ten potencjał zespół grał w dobrym stylu, a momenty kryzysu każdemu się zdarzają. To bardzo miły gest, krzepiący w mojej sytuacji - dodaje Franz. Pełnomocnik byłego selekcjonera, mecenas Paweł Broniszewski, będzie negocjował z Wisłą warunki rozwiązania kontraktu i termin spłaty zaległych pensji. Z naszych informacji wynika, że Smuda nie widział wypłat za pół roku, a miesięcznie zarabiał 65 tys. zł. Jednego kozła ofiarnego zarząd już znalazł - jest nim Smuda. Rozumiemy, że pozostałe problemy rozwiążą się same. Sponsor zostanie ogłoszony lada dzień, umowa z kluczowym piłkarzem Semirem Stiliciem zostanie również prolongowana, podobnie jak uda się wreszcie znaleźć bramkostrzelnego napastnika, a i frekwencję na stadionie przywrócić choćby do stanu sprzed bojkotu. Na razie bojkotu nie ma, a na stadion przychodzi około ośmiu tysięcy fanów i utajnianie frekwencji z kołowrotków tego na pewno nie poprawi. Zamiast realnych reform, słyszymy mantrę: "Więcej optymizmu. Winowajcy Smudy już nie ma. Teraz Liga Europejska czeka otworem". Brutalna prawda jest taka, że właściciel klubu Bogusław Cupiał przystał na zwolnienie swego przyjaciela Franza, bo już jesienią zaczął od nowa śnić o awansie do Ligi Mistrzów. Wbrew faktom i ciągle smutnej rzeczywistości finansowej, w jakiej znajduje się "Biała Gwiazda". Problem polegał na tym, że nikt z grona doradców nie był w stanie wyhamować tych planów bez pokrycia, powiedzieć: "Prezesie, spłaćmy długi, zbudujmy zespół, a później myślmy o Champions League". Nowy zarząd, z prezesem Robertem Gaszyńskim na czele, podchwycił tę nutę i jako oficjalny cel postawił zespołowi awans do Ligi Europejskiej. Na dzisiaj szanse na uzyskanie przez Wisłę licencji na Europę wyglądają jak 50 procent na 50 procent, zespół zacznie nowy sezon z ujemnym punktem, ale nic to. Jedziemy do Europy! Jesienią, ówczesny prezes Ludwik Miętta-Mikołajewicz zaapelował do kibiców o tłumne przychodzenie na stadion, bo tylko zwiększone wpływy z biletów mogły uchronić zespół od odjęcia trzech punktów u progu nowego sezonu. Udało mu się spłacić dwa mln długów i uratować owe dwa "oczka". W nagrodę był wzywany na "dywanik" do Myślenic, za rzekome "żebranie" o przychodzenie na stadion. Po wiosennych porażkach Europa zaczęła się od Wisły oddalać, to i grono przeciwników Smudy wśród doradców prezesa Cupiała zaczęło rosnąć. Zaczęło się szukanie haków. Jednym z nich był wywiad, jakiego udzielił nam Franz, mówiąc, że Wisła kupuje zawodników za pięć złotych. Od lipca 2013 roku Franz prowadził Wisłę w 60 meczach ligowych. Zdobył w nich 86 pkt (1,43 pkt na mecz). Odniósł 23 zwycięstwa, 17 remisów i poniósł 20 porażek. W tym okresie lepiej od Wisły punktowały tylko Śląsk Wrocław (88 pkt), Lech Poznań (106 pkt) i Legia Warszawa (126 pkt). Zwolnienie każdego trenera po takim bilansie, jaki miał Franz na wiosnę (remis i trzy porażki) można uznać za logiczne, ale czy akurat w sytuacji finansowej Wisły? Przecież ta akcja może kosztować klub nawet 1,5 mln zł. Michał Białoński