INTERIA.PL: Przed sezonem miał pan cel jasny - zminimalizować straty punktowe do lidera, by po wzmocnieniu kadry zimą bić się nawet o mistrzostwo Polski. Zrealizował pan cel, ale zanosi się na to, że obiecanych wzmocnień i tak pan nie dostanie, bo kryzys finansowy nadal gnębi Wisłę. Pewnie nie będzie też pieniędzy na fizjologa. Nie załamuje to pana? Franciszek Smuda (trener Wisły, były selekcjoner): Wie pan, że mnie mało co może załamać, a co do Wisły, to jestem dobrej myśli. To prawda, że kryzys nas trzyma i trudno oczekiwać, aby klub znowu się zadłużył, żeby takim kosztem wzmocnić zespół. Taka polityka jazdy na długach nie przyniosłaby nic dobrego. Osiemnaście lat temu w Wiśle była taka bieda, że aż brakowało na wodę mineralną. Teraz wody nam nie brakuje, ale nie przelewa się, na przykład na odżywki nie zawsze jest. Ale wie pan co? Wisła znowu będzie wielka, bo ma prezesa Cupiała i tysiące wiernych, a na dodatek mądrych kibiców.Podobno prezesa Cupiała już nie stać na finansowanie klubu na wysokim poziomie. - Prezes Cupiał i tak już zrobił wiele dla Wisły, dla całej polskiej piłki. Niech pan znajdzie drugiego takiego zapaleńca, który by łożył na klub swoje pieniądze nie przez rok-dwa, ale przez ponad szesnaście lat! I to nie były drobne, tylko ciężkie miliony! Teraz prezes poszukuje kogoś, kto pomógłby mu nieść ciężar finansowania klubu, a ja jestem dobrej myśli, bo to wciąż ten sam Bogusław Cupiał - pełen pasji, optymizmu, wiary w to, że znowu wyjdziemy na prostą. Zamierzam mu w tym pomóc, żeby Wisła znowu liczyła się w Europie.Jak to zrobicie bez nakładów na wzmocnienie drużyny? - Niech pan napisze, że jestem pewien, iż jeszcze teraz zrobimy ze dwa-trzy transfery, które wzmocnią Wisłę. To nie będą zawodnicy za milion euro, czy zarabiający po pół miliona euro, jakich bierze Legia, która podobno tyle płaciła Ljuboi. Na takich nas nie stać. Nie kupimy też wagona piłkarzy, jak to się działo na początku przygody Tele-Foniki z Wisłą. Do celu dojdziemy sprytniejszą i bardziej długofalową drogą. Nastawiamy się na sprowadzanie zawodników, którzy będą nas kosztowali 200-300 tys. euro, ale nie dość, że będą u nas rozwijali skrzydła, to jeszcze zarobimy na nich, sprzedając ich do silniejszych lig.Da się za takie kwoty sprowadzić piłkarzy gwarantujących jakość? - Zna mnie pan, ja z piwnicy, czy ze śmietnika piłkarzy nie biorę! Mamy już wyselekcjonowaną grupę zawodników. Teraz wszyscy - prezes Cupiał, ja skauci, Zdzisek Kapka, robimy wszystko, aby do nas trafili.Angażował się pan w negocjacje z Volkswagenem, który miał sponsorować Wisłę. M.in. w tym celu Wisła zaangażowała Fabiana Burdenskiego. Jak ta sprawa wygląda? - Ja złapałem kontakt, przyprowadziłem ludzi z Niemiec do prezesa Cupiała. Teraz on sam zaangażował się w rozmowy. Ma też inne pomysły na dalsze finansowanie Wisły, ale na razie mnie nie wtajemniczał.Wychwala pan kibiców, ale pewien mój znajomy, jeden z wierniejszych fanów "Białej Gwiazdy" ma wielkie pretensje do tych, którzy odwiedzają stadion przy Reymonta od większego święta. Na Legię potrafi przyjść 34 tys. ludzi, a na kolejnych spotkaniach frekwencja ledwie przekracza 10-12 tys. ludzi. Czy wzorem angielskich, kibice nie powinni przychodzić na Wisłę, a nie na przeciwnika? - Ja nie mam prawa narzekać na naszych kibiców, a nawet jestem nimi zachwycony. Niech pan mi pokaże drugą tak liczną grupę świetnie dopingujących fanów, za których klub nie zapłacił ani złotówki kary w związku z odpaleniem racy, czy innymi przejawami nieporządku. Kibice Wisły to świadomi ludzie. Widzą, że klub przeżywa kłopoty, więc solidaryzują się z nim, pomagają mu przetrwać kryzys.Przejdźmy na moment z tematyki Wisły do reprezentacji Polski. Jak pan reagował na zamieszanie wokół Ludovica Obraniaka? Jedni mówili, że nie powinno się z nim bawić, skoro nie chce grać dla reprezentacji Polski, inni twierdzili, że Ludo jest nam potrzebny. - Nie wierzę, że Ludo nie chciał grać dla Polski. Jeśli ktoś rozpowszechniał takie plotki, to były bzdury! Znam tego chłopaka dobrze. Można mu zarzucić, że czasem na boisku jest nazbyt agresywny, przez co złapie kartkę, ale na pewno nie to, że nie zależy mu, by grać dla naszego kraju! Pamiętam go świetnie ze zgrupowań i meczów. On się angażował w grę aż do bólu! W meczu z Francuzami tak walczył za nas, że gdyby ktoś mu dał nabity pistolet, to wystrzelałby wszystkich przeciwników. Widziałem tę agresję w jego oczach. - Podobnie jest z Damienem Perquisem. Na Euro 2012 przyjechała cała jego rodzina, bliższa i dalsza, oni traktowali grę Damiena w "Biało-czerwonych" śmiertelnie poważnie, identyfikowali się z naszym krajem. Dlatego nie rozumiem tej nagonki na tych chłopaków. A że nie mówią po polsku? Jak my byśmy pojechali na Węgry, to też mielibyśmy spore kłopoty z tym językiem. Polskiego jest się o wiele trudniej nauczyć niż angielskiego, czy francuskiego. Nie sądzi pan, że błędem było to, iż po Euro 2012 PZPN się pożegnał z panem? Zresztą w ogóle nie mamy cierpliwości do selekcjonerów. Szybko odprawiliśmy też Waldemara Fornalika. Mówi pan "pracowałem z kadrą dwa i pół roku", ale przecież dni, w których miał pan kadrowiczów na zgrupowaniu było w tym okresie poniżej dziewięćdziesięciu-stu. To trzy miesiące w klubie! - Ma pan rację. Ja po Euro 2012 miałem dopiero doświadczenie, kto się sprawdził w boju, a kto nie. Wiedziałem, że mam 10 piłkarzy, na których mogę liczyć, za którymi można skoczyć w ogień. Te trzy mecze o stawkę, to był moment, jak pstryknięcie palcami. Należało się oprzeć na tych dziesięciu, dołożyć młodszych - Zielińskiego, czy Krychowiaka i jechać dalej.Czy błędem była przebudowa obrony w eliminacjach do MŚ w Brazylii i oparcie jej na Gliku, który nie radzi sobie w systemie krycia czwórką w linii? - Na ten temat się nie wypowiem. Waldek Fornalik, podobnie jak Adam Nawałka to moi koledzy po fachu i życzę im jak najlepiej. Żadnego nie będę krytykował. Fornalik wymyślił sobie obronę opartą o Glika, Nawałka otwiera bramy kadry naszym ligowcom - to ich prawo. Chcę tylko powiedzieć, że u nas nie ma takiej stabilizacji na ławce selekcjonerskiej, jaką mają Niemcy. "Jogi" Loew przy kadrze Niemiec jest już niemal od 10 lat, najpierw był asystentem Klinsmanna, a od 2006 roku samotnie prowadzi kadrę. U nas to nie do pomyślenia! - Rozmawiałem z Loewem niedawno. Wie pan, co ta stabilizacja oznacza w praktyce? Że można sobie zaplanować pracę na lata. Loew już wie, kto żegna się z kadrą mundialem w Brazylii, wie też, kto zastąpi weteranów. U nas mamy taki ciągły plac budowy.A'propos placów budowy - przy budowie silnej Wisły nie obawia się pan, że zachwieje balans między Polakami, Słowianami a zawodnikami z innych krajów, innych kultur, niewładających po polsku? Na razie ma pan ich tylko dwóch - Guerriera i Sarkiego, ale zimą sprowadzicie kolejnych. Wisła nie tak dawno miała w szatni zdemoralizowaną legię cudzoziemską, powtórki z rozrywki mogłaby nie wytrzymać. - Ja nie dopuszczę do takiego rozpasania. Poza tym nie grozi nam przeniesienie środka ciężkości w kierunku obcokrajowców. Sarkiego raczej nie zatrzymamy, gdyż dobijają się po niego Turcy. Donald Guerrier to chłopak z otwartą głową, sam się zapisuje na lekcje polskiego, spotyka się już z kobietą, która uczy go naszego języka. Nasza szatnia jest scementowana i tak już zostanie.Podobno drużyna przegrała z panem zakład w rundzie jesiennej? - Zgadza się. Gdy dobrze nam szło, powiedziałem chłopakom - "Panowie, jeśli nie przegracie pierwszych 15 meczów ligowych, to zapraszam wszystkich na uroczystą kolację. A w przeciwnym razie wy zapraszacie mnie". Niedużo chłopakom zabrakło. Trzymałem kciuki, żebym to ja był fundatorem. Tego meczu z Zawiszą w 12. kolejce nie musieliśmy przegrywać, ale się nie udało. - Takie zabawy w zakłady tworzą fajną atmosferę. Stosowałem je jeszcze w czasach Widzewa, to buduje chłopaków, wiąże ich z trenerem. Po zakończonej rundzie, przed przerwą zimową, na tym zmęczeniu, siadamy razem, już bez stresu, bez konieczności szykowania się do następnego meczu, który jest za trzy dni i na luzie biesiadujemy.Na czym polegały te pańskie trenerskie "cuda" tym razem? Tylko przygotowanie fizyczne, które tak bardzo zachwalał Łukasz Garguła? - Ono było ważne, bo jeśli nogi cię nie niosą, nie jesteś w stanie biegać przez 90 minut, to we współczesnej piłce nic nie wskórasz. Ale ważna była też świadomość tych piłkarzy. Ja wierzyłem w nich, starałem się dotrzeć do ich głów. Wpajałem, że tylko ta ciężka praca, to "rzyganie" po treningach ze zmęczenia, może dać nam owoce w postaci dobrych wyników. Nikt nie narzekał, choć było ciężko. Wspomina pan Łukasza Gargułę. Łukasz wiedział, że albo będzie "zapier...", albo pęknie mu tyłek. Efekty wszyscy widzieli na boisku.Paweł Brożek i jego 11 goli to również swego rodzaju cud. Po 2,5 roku piłkarskiego niebytu, bez przygotowań z drużyną. - Dlatego Paweł na wiosnę może być jeszcze lepszy i taki będzie. Rozmawiał: Michał Białoński