W sobotę siatkarki ŁKS zdobyły trzecie w historii klubu mistrzostw Polski, w niedzielę piłkarze mogli zrobić wielki krok w kierunku ekstraklasy. Zwycięstwo z Sandecją będzie oznaczało, że w trzech ostatnich meczach sezonu wystarczy im punkt, by świętować sukces. Tyle że boisko w Niepołomicach nie kojarzy się dobrze drużynom z czołówki. To jednak za sprawą gospodarzy Puszczy, która tu pokonała m. in. ŁKS, Wisłę Kraków, Stal Rzeszów czy Arkę Gdynia. Sandecja gra tu w roli gospodarza jednak z konieczności (trwa budowa stadionu w Nowym Sączu) i spisuje się słabo - 13 punktów w 15 meczach. Kolejna porażka czy nawet oznaczała, że definitywnie straci szansa na utrzymanie. - Postaramy się sprawić turbo niespodziankę - zapewnił Tomasz Kafarski, trener Sandecji. Kazimierz Moskal, trener ŁKS, wystawił niemal taki sam skład jak na Wisłę Kraków. Jedynie Adam Marciniak zastąpił Nacho Monsalve, który pauzował na żółte kartki. - Przygotowaliśmy się na trudne spotkanie - stwierdził szkoleniowiec. - Jestem zaskoczony, że Sandecja jest tak nisko w tabeli. Sandecja ustawiła się defensywnie, oddała inicjatywę łodzianom z nadzieją na okazję do kontrataków. Liderzy szybko mogli objąć prowadzenie - po zgraniu piłki przez Macieja Dąbrowskiego, Pirulo miał świetną okazję, ale przestrzelił. Jeszcze lepszą okazję zmarnował Bartosz Szeliga, który po podaniu Mateusza Kowalczyka był sam przed bramkarzem, ale Karl-Romet Nomm popisał się refleksem. Sensacyjne prowadzenie Sandecji Pierwsza wizyta Sandecji zakończyła się golem. Po rzucie wolnym uderzył Tomasz Boczek, lot piłki zmienił Szeliga i gospodarze objęli sensacyjne prowadzenie. ŁKS nie potrafił odpowiedzieć. Bramka napędziła sądeczan, którzy stworzyli jeszcze dwie okazje. Kwadrans przed końcem po dalekim wyrzucie z autu, Kamil Słaby uderzył, Aleksander Bobek odbił piłkę i obronił też dobitkę. Po gościach widać było frustrację. Nie grali w swoim stylu – nie wymieniali podań i mieli problemy w ataku pozycyjnym. Choć prawie cały zespół ŁKS nie opuszczał połowy gospodarzy, to drużyna z Nowego Sącza miała lepszą okazję. Michał Walski z prawego skrzydła, zbiegł w pole karne, ale minimalnie chybił. Ełkaesiacy nie byli w stanie przebić się przez obronę Sandecji. Kamil Dankowski próbował dośrodkowań, ale za każdym razem piłka odbijała się od obrońców. W chyba najbardziej dogodnej sytuacji, gdy Kowalczyk miał szansę wyjść z bramkarzem sam na sam, Walski pociągnął go za koszulkę i przerwał groźną kontrę. Z rzutu wolnego strzelił Dankowski, ale bramkarz gospodarzy sparował strzał. Po przerwie łodzianie starali się szybko odrobić straty. I mieli doskonałą okazję - po zagraniu Szeligi, Pirulo stał 11 metrów sam przed bramkarzem. Strzał Hiszpana świetnie odbił jednak Nomm, a dobitka Kowalczyka została zablokowana. Estoński bramkarz grał znakomicie - po chwili wybronił strzał głową Stipe Juricia. Sandecja czekała na okazję do kontrataku i się doczekała. Dariusz Pawłowski z lewej strony zbiegł do środka, Dankowski przyglądał się jak składa się do strzału, ale piłka odbiła się od słupka. Goście osiągnęli dużą przewagę, wykonywali sporo stałych fragmentów, piłka co chwilę była w polu karnym gospodarzy, ale obrona Sandecji przetrwała. W doliczonym czasie kolejną kapitalną interwencją popisał się Nomm po strzale głową Juricia.