INTERIA.PL: Już w 30. minucie meczu z Górnikiem Polkowice z powodu kontuzji boisko opuścił Donald Djoussé. To mocno pokrzyżowało wasze plany w zdobyciu kompletu punktów? Marcin Sasal: - Musieliśmy przez to zmienić nasze ustawienie, a nasza siła rażenia znacznie osłabła. Pomocnicy nasi mieli zamiar zgrywać Donaldowi prostopadłe piłki. Z kolei Adam Frączczak jest zawodnikiem o innej charakterystyce, znacznie mniej potrafi się utrzymywać z piłką grając z przodu. Na pewno ta kontuzja miała wpływ na widowisko, które zobaczyliśmy. Z tego remisu nie będę się cieszył, ale punkt zdobyty na wyjeździe szanuje. Być może przyda się w końcowej klasyfikacji. Donald podkręcił staw skokowy, ale jeszcze nie wiadomo, jak długo potrwa jego przerwa w grze. Mam nadzieję, że na mecz z Wartą Poznań gotowy już będzie Vuk Sotirović. To ważne, żeby mieć w kadrze kilku napastników, a my już w drugim meczu mamy z tym problem. Zdążył pan już odbyć rozmowę wychowawczą z Vukiem Sotiroviciem? - Nie przeprowadzam rozmów wychowawczych, jeśli zawodnik jeszcze nic nie zrobił. Dopiero odbył z nami jeden trening. Vuka dobrze znam z boiska, wracaliśmy też jednym samolotem ze zgrupowania z Cypru, choć niekoniecznie był wówczas w mojej drużynie. Ja nie zaglądam nikomu ani w przeszłość ani w życiorys. Moja przeszłość i mój życiorys też nie jest zbyt usłany różami, a ja do takich zawodników mam duży szacunek, ale oczywiście istnieją pewne zasady, których nie wolno przekraczać. Myślę, że problemów z nim nie będzie. Wszystko zostało między nami już ustalone. Naprawdę bardzo trudno było namówić napastnika tej klasy do występów w klubie z zaplecza ekstraklasy. Jak się panu udało przekonać do siebie tak doświadczonego snajpera? - To tajemnica handlowa. Vuk podjął bardzo trudną decyzję. Miał też chwile zwątpienia. Kiedy wyjechał z Belgradu do Szczecina po dwóch godzinach postanowił zawrócić. Został w domu i się rozmyślił. Telefonicznie odbyliśmy jednak kilka rozmów i ostatecznie przyleciał samolotem zobaczyć jak to wszystko wygląda w Szczecinie. Dogadaliśmy się i postanowił zostać. To będzie poważne wzmocnienie naszego zespołu. Długo musieliśmy szukać takiego zawodnika. A dlaczego do autokaru z drużyną nie wsiadł Mikołaj Lebedyński? - On jest już dogadany z jednym z klubów zagranicznych. Branie go na jeden mecz nie miało sensu. Tylko zabrałby przez to komuś miejsce w meczowej osiemnastce. Psioczył pan na konieczność wystawiania w składzie młodzieżowców, ale ten przepis w perspektywie czasu chyba może przynieść dobre efekty dla polskiej piłki. - Z tym trzeba się już po prostu pogodzić, choć dla mnie nie było to łatwe. Ja lubię zabierać temat, jeśli coś mi się nie podoba. Ariel Borysiuk w Legii grał w wieku 17 lat i nie potrzeba było wprowadzenia jakichkolwiek przywilejów! Wystarczyło wyszkolić odpowiednio takiego zawodnika. Ale skoro tak, to dajmy też szanse tym młodzieżowcom szanse w Ekstraklasie i jeszcze w reprezentacji Polski niech gra jeden młodzieżowiec. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Myślę, że ten przepis jest sztuczny i nieprzygotowany, bo takie coś powinno wprowadzać się z odpowiednim wyprzedzeniem. Po roku przyjdzie czas na ocenę tej sytuacji, ale na razie my trenerzy po prostu mordujemy się z tą sytuacją. Mnie osobiście brakuje teraz jednej dodatkowej zmiany, którą obecnie trzymamy dla młodzieżowca. Rozmawiałem z wieloma szkoleniowcami z pierwszej ligi i wszyscy mówią to samo. Rozmawiał Konrad Kaźmierczak Sprawdź wyniki i tabelę 1. ligi!