Adrianna Kmak, Interia: Ten awans dla pana, to chyba coś szczególnie wyjątkowego? Jest pan kapitanem i jednocześnie wychowankiem Sandecji. Dawid Szufryn, kapitan Sandecji: - To naprawdę bardzo wyjątkowe uczucie. Jestem dumny z tego, że udało się tego dokonać z moim macierzystym, ukochanym klubem, jakim jest Sandecja. Jest mi niezmiernie miło, że jako kapitan mogłem wprowadzić klub po raz pierwszy do Ekstraklasy. Bardzo się z tego cieszę. W 2014 roku przychodząc ponownie do Sandecji powiedział pan, że kontrakt jest tylko na rok, bo wciąż ma pan nadzieję na grę w Ekstraklasie. Chyba nie spodziewał się pan, że uda się to zrobić właśnie z Sandecją? - Mówiłem tak, bo w Sandecji kontrakty są przeważnie na 12 miesięcy. W moim przypadku też tak było i tliła się jeszcze we mnie wtedy iskierka nadziei, że uda się kopnąć piłkę w Ekstraklasie. Nie sądziłem, że będzie to u mnie w domu, w Nowym Sączu. Szczerze powiem, że na tę chwilę, to jeszcze do mnie za bardzo nie dociera. Dla pana ta Ekstraklasa to spełnienie piłkarskich marzeń? - Tak, nie ma co ukrywać. Każdy piłkarz marzy o tym, żeby najpierw zaistnieć w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. To było też moje marzenie i mam nadzieję, że się spełni, bo to jeszcze nic pewnego. Ma pan umowę do końca czerwca. Rozmawialiście już z klubem, co dalej? - Tutaj chyba 80 procent ludzi ma umowę do czerwca. Czekamy na ruch zarządu, chociaż jesteśmy już po takich nieoficjalnych rozmowach i wszystko jest na dobrej drodze, żeby dogadać się z tymi chłopakami, którzy wywalczyli awans. Kiedy pan poczuł, że awans staje się naprawdę realny w waszym wykonaniu? - Mecz z Wigrami Suwałki to był przełomowy moment. To spotkanie nas scementowało. Szło nam tam bardzo ciężko, ale charakterem, taką góralską zadziornością i ofiarnością, bardzo mocno się zbudowaliśmy. Potem wszystko ruszyło do przodu. Co według pana stanowi o sile tego zespołu? Nie ukrywajmy, że przed startem sezonu, nikt na Sandecję raczej nie stawiał. - Taki jest urok piłki. Nikt na nas nie stawiał, a my daliśmy prztyczka w nos tym bogatym klubom, które napinały muskuły przed sezonem i dużo mówiły. Mało wyszło z tych ich zapowiedzi. My konsekwentnie pracowaliśmy. Krok po kroku, z meczu na mecz, robiliśmy swoje. Naprawdę mamy doświadczoną i dojrzałą ekipę, z ogranymi zawodnikami. Trener Mroczkowski dobrze to poukładał. Te klocki zaczęły się zazębiać. Siła tego zespołu to na pewno kolektyw. Tu jeden za drugiego walczy, oddaje serducho. Jesteśmy jak jedna, wielka rodzina na boisku, ale też poza nim. Ciężar gry rozkłada się tu na wielu piłkarzy. Bardzo zaskoczyliście zwłaszcza tym, że tak szybko zapewniliście sobie ten awans. Co więcej, w ostatnich kolejkach graliście w osłabieniu. Nie było Macieja Małkowskiego, kontuzji doznał w meczu z GKS-em Katowice Maciej Korzym. - Sami nie przypuszczaliśmy, że to tak szybko się stanie. Myśleliśmy, że awans rozstrzygnie się w ostatnich kolejkach. Ta liga jest jednak tak nieprzewidywalna, że każdy może wygrać z każdym. Zaliczyliśmy serię, która robi wrażenie i ona wywindowała nas na pierwsze miejsce, którego już nie oddaliśmy. Mieliśmy kontuzje w składzie, zabrakło naszego czołowego zawodnika - Maćka Małkowskiego. Po to są jednak inni zawodnicy na ławce, żeby pomóc w takich sytuacjach. Nasi udowodnili, że też są przydatni. Wzmocnienia na Ekstraklasę są konieczne? - Wzmocnienia są nieuniknione. To najwyższy poziom w Polsce. Myślę, że paru zawodników z doświadczeniem ekstraklasowym by się u nas przydało. Nie chcemy spaść po pierwszym sezonie. Musimy zrobić wszystko, żeby zbudować w miarę silną ekipę i zaistnieć też w Ekstraklasie. Szykuje się wielkie świętowanie po ostatnim meczu u siebie z Wisłą Puławy? - Prezydent miasta, nasz zagorzały kibic (Ryszard Nowak - przyp. red.) szykuje nam jakąś uroczystość na rynku i świętowanie z kibicami. Na pewno jeszcze będziemy się cieszyć z tego historycznego awansu. Sandecja można powiedzieć, że to dla pana taka oaza spokoju. Przed powrotem do klubu w 2014 roku, nękały pana kontuzje. W Sandecji wszystko wróciło do normy i przyszedł upragniony awans. Chce pan tutaj zakończyć karierę, czy są jeszcze myśli o innym klubie? - Nie, ja już mam swoje lata. W tym roku skończę 31 lat. Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się wywalczyć tę Ekstraklasę w domu. Mnie do szczęścia nic więcej nie potrzeba. Chcę utrzymać Sandecję w Ekstraklasie w następnym sezonie. Tutaj w domu mam to, co najlepsze i tu chcę zostać. Słyszałam, że był pan kiedyś bardzo bliski gry w Jagiellonii Białystok. To prawda? - Tak, byłem bardzo blisko. Miałem już kontrakt na stole, ale po ostatnim sparingu przytrafiła mi się dość poważna kontuzja i czar prysł. Trzeba było się z tym pogodzić i walczyć dalej. Parę razy się już ocierałem o tę Ekstraklasę i mam nadzieję, że w końcu tam kopnę piłkę. Przed tymi ostatnimi spotkaniami w lidze macie już taki pełen luz, czy koncentracja będzie do końca? - Nie ukrywam, że mamy już luźne głowy, ale chcemy wygrać ligę i zostać na pierwszym miejscu. Chcemy podtrzymać serię zwycięstw do maksymalnej liczby i z takim nastawieniem jedziemy na mecz. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko życzyć wam zwycięstw do samego końca. - Nie dziękuję i zapraszam na mecz u siebie z Puławami, bo będzie się działo! Teraz nic tylko się cieszyć i trzymać za nas kciuki, żebyśmy się pokazali też w Ekstraklasie. Rozmawiała: Adrianna Kmak I liga: wyniki, terminarz, strzelcy, gole