Jan Kocian przypomniał, że w letnim okienku transferowym domagał się od zarządu wzmocnień. Dodał, że sprowadzenie Senada Karahmeta odbyło się wbrew jego opinii! - Wiedziałem, że grając w obecnym składzie zespół nie wytrzyma tempa rozgrywek. Chciałem piłkarzy, którzy już mają coś za sobą, którzy są ograni, którzy dodadzą nam jakości po pożegnaniu z Jankowskim, Buchalikiem i Sadlokiem. Nie chodziło mi o graczy, z których my szkoleniowcy musimy dopiero zrobić piłkarzy. Sprowadzono m.in. Karahmeta i Rzuchowskiego. O Karahmecie nie wiedzieliśmy kompletnie nic. On przez trzy lata w Mechelen rozegrał łącznie niecałe sześć meczów. Przez trzy lata! Pytałem: po co nam jest taki gracz? Usłyszałem, że w Mechelen jest jakiś polski piłkarz, który stwierdził, że Karahmet jest lepszy od Dziwniela. Odpowiadałem, że to nie może być dobra jakość, skoro on tam nie grał i nie łapał się nawet do kadry meczowej - tłumaczy Kocian serwisowi Niebiescy.pl. Jan Kocian postawił warunek, że zanim Karahmet dostanie w Ruchu kontrakt, musi przyjechać na obóz do Popradu, aby sztab szkoleniowy mógł go chociaż zobaczyć. - W internecie pojawiła się tymczasem informacja, że szkoleniowcy uznali, że Karahmet zostaje. Dzwoniłem później do klubu, żeby to zostało usunięte. Powiedziałem, że to nie jest zawodnik do naszej kadry - zdradza Kocian kulisy transferu. O Karahmecie zrobiło się głośno również z innego powodu, gdy musiał się zmyć na wesele do Bośni. - Później pojechałem do domu na Słowację, wszedłem do internetu i przeczytałem, że działacze zgodzili się na transfer Karahmeta. To samo było z Rzuchowskim. Te transfery nam nic nie dały. Przyszli Skaba i Szewczyk, ale oni akurat zaraz na początku złapali kontuzje i sezon musieliśmy rozpocząć w starym składzie. Nie było żadnego wzmocnienia tej drużyny. Ja się nie zgadzałem z tymi transferami. Ta polityka transferowa była zła, nie była dobra dla Ruchu. Później przyszli Kuś, Chovanec czy Visnakovs, ale to już było za późno. Ta drużyna była już tak wypalona tymi meczami, że było już za późno. Nie powinno być tak, że jeden jest winny i musi odejść. Zarząd powinien się zastanowić, czy zrobił wszystko, aby wzmocnić zespół - apeluje Kocian. Jan Kocian informuje też, że zarząd prosił go, aby nie ujawniał swej opinii na temat transferów Karahmeta i Rzuchowskiego, żeby nie mówiło się źle o Ruchu. - Teraz wiem, że to był mój błąd. Mogłem powiedzieć, że nie chcę tych dwóch piłkarzy, tylko jakichś innych. Dla dobra Ruchu i atmosfery jednak tego nie zrobiłem. Teraz wiem, że trzeba było coś z tym zrobić - podkreśla Kocian. - Kiedy prezes pytał mnie o to, w czym jest problem, mogłem odpowiedzieć: problem jest w polityce transferowej, która była w lecie. Nie wiem, czy to by przedłużyło mój pobyt w Ruchu. Piłkarze to nie są maszyny. To są młodzi ludzie, którzy rozegrali strasznie dużo meczów. Nie są jedyni na świecie, którzy się znaleźli w takim kryzysie - uważa Kocian. Jan Kocian nie godzi się też z zarzutem, że nie miał planu. - Plan jest zawsze. Mieliśmy plan na tą dwutygodniową przerwę i na to, jak dalej pracować z drużyną. Trzeba było trochę spokoju, a nie podawać w mediach, że trener jest na dywaniku, że trener jest drugi raz na dywaniku. Prezes Smagorowicz mówił przed meczem z Górnikiem, że nie mam się czego obawiać, że będę pracował dalej. Nie wygląda to dobrze... - przyznaje Słowak. Trener Kocian uważa, że Ruch powinien wziąć przykład z Wisły Kraków.- Dziennikarze chcieli wmówić Wiśle Kraków kryzys. Zarząd powiedział jasno, że trener Smuda nie jest zagrożony. Trener Smuda miał zaufanie, mógł dwa tygodnie pracować i efekt pojawił się w Zabrzu. W Ruchu wskazano na jednego winnego - porównuje.Cały wywiad z Kocianem na "Niebiescy.pl".